Kim są prosumenci, co możemy zrobić, żeby dołączyć do ich grona i – co najważniejsze – jakie korzyści płyną z wprowadzenia zmian do dotychczasowego życia konsumenta?
Tekst: Paweł Penszko
Ta rewolucja się już zaczęła w Europie: w Niemczech, w Wielkiej Brytanii. Na Wyspach w kwietniu 2010 roku został uruchomiony specjalny program, którego rezultatem w 2020 roku ma być 8 mln instalacji domowych wytwarzających energię elektryczną. To oznacza, że prąd będzie powstawał w prawie co trzecim domu – opowiada prof. Krzysztof Żmijewski, sekretarz generalny Społecznej Rady ds. Rozwoju Gospodarki Niskoemisyjnej. – W Wielkiej Brytanii większość budynków mieszkalnych to domy jednorodzinne, dwurodzinne i słynne terracedhouses, czyli szeregowce. W nich każdy ma swój kawałek dachu. Na tym dachu może położyć ogniwo fotowoltaiczne albo umieścić mikrowiatraczek. A trzecia technologia w kolejności to mikrokogeneracja, czyli swego rodzaju piec, zazwyczaj gazowy, który nie tylko produkuje ciepło do ogrzewania i ciepłą wodę do mycia, ale i prąd elektryczny. Wszystkie te urządzenia mogą produkować energię, którą właściciel może wykorzystywać na własne potrzeby albo sprzedawać do sieci. I stąd się wzięło określenie prosument, czyli producent i konsument jednocześnie.
Po co jednak porzucać spokojne życie konsumenta i brać na siebie samego zadanie wytwarzania prądu? Otóż zalet energetyki prosumenckiej jest całkiem sporo.
Zacznijmy od najbardziej przyziemnych. Może to być po prostu korzystne finansowo. Zamiast słono płacić za prąd sprzedawany przez koncern energetyczny, można go sobie wyprodukować „domowym sposobem”. Co prawda wymaga to na początku sporej inwestycji w odpowiednią instalację, ale potem koszty eksploatacji są w przypadku wielu technologii bardzo niskie. A jeżeli uda nam się wyprodukować nadwyżkę energii, możemy nawet na niej zarobić, oczywiście pod warunkiem posiadania przyłącza do sieci energetycznej (w które też trzeba na początku zainwestować).
Po drugie możemy zapomnieć o przerwach w dostawie prądu.
– U nas energetyka prosumencka najpierw wkroczy do osiedli domków jednorodzinnych. Tam, gdzie ludzie będą chcieli mieć prąd także wtedy, gdy gałęzie spadną na przewody – przewiduje prof. Żmijewski. – Przy obecnym scentralizowanym systemie zaopatrzenia w energię elektryczną jedna awaria potrafi pogrążyć w ciemności cały kraj, tak jak się stało w 2003 roku we Włoszech. Podobne skutki może mieć strajk pracowników elektrowni. Energetyka prosumencka jako krańcowa forma energetyki rozproszonej jest odporna na tego rodzaju zagrożenia.
W przypadku awarii lub strajku mamy własne źródło zasilania. Jeżeli nie pokrywa ono naszego zapotrzebowania, to być może uda nam się przynajmniej przeczekać przerwę w działaniu sieci przy wykorzystaniu energii uprzednio zmagazynowanej w zasobniku. Jeżeli natomiast produkujemy więcej, niż zużywamy, to możemy martwić się tylko straconym zyskiem ze sprzedaży. Ale lepiej się chyba martwić nadmiarem energii niż niedoborem.
Bycie prosumentem daje więc pewną niezależność od oligopolu czy wręcz monopolu koncernów energetycznych. Można też mówić o innych wymiarach niezależności płynącej z energetyki prosumenckiej. Na przykład o uniezależnianiu się od dostaw ropy i gazu. Nie tylko na poziomie poszczególnych odbiorców, ale i na poziomie całej gospodarki narodowej. Energetyka prosumencka sprzyja bezpieczeństwu energetycznemu kraju.
Inną zaletą takiego zdecentralizowanego systemu jest wyższa efektywność. Obecnie znaczna część energii jest tracona w trakcie jej przesyłu od elektrowni do konsumenta. Jeżeli natomiast prąd jest zużywany w tym samym miejscu, w którym jest wyprodukowany, nie dochodzi do takiego marnotrawstwa po drodze.
Te względy mają o tyle duże znaczenie, że według prognoz ekspertów za trzy lata Polska będzie się musiała zmierzyć z widmem kryzysu energetycznego. Prądu może zacząć po prostu brakować. W tym kontekście działania sprzyjające wzrostowi jego produkcji lub bardziej efektywnemu jego wykorzystaniu są bardzo cenne.
Temat energetyki prosumenckiej jest silnie związany z tematem odnawialnych źródeł energii. Jest do nich zaliczana większość technologii używanych przez prosumentów (nowoczesne wiatraki, ogniwa fotowoltaiczne, mikrobiogazownie rolnicze). Oczywiście nie są to pojęcia tożsame. Na przykład domowy piec gazowy wytwarzający prąd nie mieści się w tym schemacie, jednak w praktyce rozwój energetyki prosumenckiej jest oparty głównie na źródłach odnawialnych i niskoemisyjnych. Dzięki temu chroni środowisko, przeciwdziała zmianom klimatycznym i przyczynia się do zrównoważonego rozwoju.
Skoro prosumentów czeka taka świetlana przyszłość, czy nie powinniśmy zelektryzowani tymi informacjami z pełną energią dążyć do jej nadejścia? Nikt nie mówił, że będzie lekko, łatwo i przyjemnie.
Spośród barier stojących na drodze rozwoju energetyki prosumenckiej w Polsce na pierwszym miejscu należy wymienić brak odpowiednich regulacji prawnych. Wciąż czekamy na ustawy wdrażające dyrektywę unijną 2009/28/WE dotyczącą odnawialnych źródeł energii i dyrektywę 2010/31/WE dotyczącą efektywności energetycznej budynków. Tej pierwszej ma odpowiadać ustawa o odnawialnych źródłach energii wchodząca w skład tzw. trójpaku energetycznego. Jej uchwalenie jest ciągle odsuwane w niedaleką przyszłość jak w dowcipie o urzędniku, który codziennie mówi do petenta: „Przecież prosiłem Pana, żeby Pan przyszedł jutro, a Pan ciągle przychodzi, kiedy jest dzisiaj”. W marcu zniecierpliwiona Komisja Europejska pozwała Polskę do Trybunału Sprawiedliwości UE, wnioskując o nałożenie kary za zwłokę we wdrożeniu dyrektywy. Rodzi to nadzieję na przyspieszenie prac nad długo wyczekiwaną ustawą, która ma kluczowe znaczenie, ponieważ jej projekt znosi fundamentalne bariery w rozwoju energetyki prosumenckiej. Poczynając od tego, że wprowadza definicję prosumenta i zwalnia go z obowiązku rejestrowania działalności gospodarczej. Do czasu wejścia w życie nowych regulacji prawnych prosument jest traktowany właściwie tak samo jak właściciel gigantycznej elektrowni, co oznacza konieczność założenia firmy, wpisu do rejestru, uzyskania koncesji i wszystkich wymaganych pozwoleń. Nic dziwnego, że raport OECD wymienia biurokratyczne obciążenia jako jeden z największych problemów w rozwoju sektora źródeł odnawialnych w Polsce.
Wprowadzony dziewięć lat temu w celu wsparcia zielonej energii system świadectw pochodzenia nie sprzyja rozwojowi energetyki prosumenckiej. W praktyce prowadzi do sytuacji, w których prosumenci – zamiast najpierw zużywać energię na własne potrzeby, a nadwyżki oddawać z zyskiem do sieci – najpierw sprzedają wyprodukowaną energię do sieci, a potem kupują ją po wyższej cenie. W projektach ustawy zawarto propozycje innych niż świadectwa instrumentów, które mają zapewnić prosumentowi sprzedaż nadwyżki energii na korzystnych warunkach.
Takich kwestii regulowanych prawem, które wpływają na finansową opłacalność produkcji energii w domu, jest więcej. Na przykład rozstrzygnięcie, kto pokrywa koszt wykonania przyłącza energetycznego: prosument czy operator sieci?
Inną ważną przeszkodą dla rozwoju energetyki prosumenckiej w Polsce jest niedobór osób o odpowiednich kwalifikacjach zawodowych: instalatorów, certyfikatorów itp. Ponieważ rynek źródeł odnawialnych i mikroinstalacji rozwijał się dotąd niemrawo, nie było miejsca, w którym mogliby nabywać umiejętności i doświadczeń zawodowych. Na tworzonej przez Urząd Regulacji Energetyki polskiej mapie odnawialnych źródeł energii widnieje mniej niż 2 tys. punktów.
Zupełnie inaczej sytuacja przedstawia się w pobliskich Niemczech. Nasi zachodni sąsiedzi są obecnie europejskim liderem w dziedzinie energetyki odnawialnej i rozproszonej. Wystarczy powiedzieć, że w Niemczech liczba źródeł wytwarzających energię przekroczyła już 3 mln. Dlatego też w Niemczech wyjątkowo dobrze rozwinięty jest sektor firm zajmujących się opracowaniem technologii, produkcją i instalacją małych źródeł energii. Wiele jest też oczywiście osób pracujących w tej branży. Ma to istotne konsekwencje również dla nas. Niedaleka Polska to dla niemieckich firm potencjalnie doskonały rynek zbytu. Z jednej strony oznacza to, że naszym prosumentom raczej nie zabraknie dostawców technologii i specjalistów. Z drugiej raport OECD ostrzega, że jeżeli nie wykształcimy własnych fachowców, może nas czekać zalew niemieckich produktów i pracowników, przez co miejsca pracy i finansowe korzyści z rozwoju sektora energetyki odnawialnej powędrują za naszą zachodnią granicę.
Artykuł ukazał się w numerze “Vege” 5/2013.
Zachęcamy do nabycia prenumeraty magazynu w sklepiku Fundacji Viva!