Pierwszy miesiąc prenumeraty cyfrowej za 5 złzamawiam

Logowanie

Zwierzęta uratowane

styczeń 12 2017

Ratując jedno życie, ratujemy cały świat. W tym stwierdzeniu nie ma ani odrobiny przesady. Tym razem udowadniamy, jak ważna jest pomoc choćby jednemu zwierzęciu i że żadna sytuacja nie jest bez wyjścia

Autor: Joanna Paluch

Zwierzęta potrzebują naszej pomocy ? leczenia, opieki, kochającego i bezpiecznego domu, towarzystwa, a czasem ratunku przed śmiercią. Często wydaje nam się jednak, że nie mamy w sobie mocy, by tej pomocy udzielić, by coś zmienić. Myślimy, że mamy do zaoferowania tak niewiele. Wydaje nam się, że pomoc jednemu zwierzęciu nic nie znaczy. Tymczasem każdy i każda z nas może zostać bohaterem/bohaterką i uratować choćby jeden zwierzęcy świat.

Kura w wielkim mieście

Kura Fatima
Kura Fatima

Fatima pochodzi z fermy klatkowej, gdzie stłoczona, wraz z tysiącami innych niosek, całymi dniami znosiła jajka. Jak miliony kur w całej Polsce miała w takich warunkach spędzić całe swoje życie. Krótkie, o wiele krótsze niż mogłaby przeżyć, ale nioski, którym spada ?wydajność?, są wysyłane do ubojni. Na szczęście los się do niej uśmiechnął.

Jak trafiła do swojego obecnego opiekuna, Rogera Mateusza Rehmusa? Możemy się tylko domyślać. On sam nie zdradza szczegółów odbicia Fatimy. Nie to jest ważne. Ważne jest to, że teraz Fatima jest zdrowym, wiodącym szczęśliwe i spokojne życie ptakiem. Choć prawdę mówiąc, nie jest to życie zupełnie zwyczajne. Fatima jest sławna. Jej profil na Facebooku, nazwany po prostu Kura Fatima, polubiło już prawie 20 tys. użytkowników. Wystąpiła także w prasie, radiu, a ostatnio również w telewizji. Miała nawet własną sesję zdjęciową.

Trudno się tej popularności dziwić, bo Fatima burzy wszelkie stereotypy na temat kur. Przede wszystkim kto z nas widział w ogóle miejską kurę? Tymczasem Fatimę można spotkać spacerującą raźno z opiekunem po ulicach Grochowa, a nawet jadącą tramwajem. Śpi w łóżku, lubi się przytulać, a do jej ulubionych owoców należą papaja i arbuz. Wielu zaskakuje, że kura zachowuje się jak pies. Widać to szczególnie w komentarzach na fanpage?u Fatimy: ?Mówisz że jesteś przeciwko jeździe konnej, a ta kura się z tobą męczy ! Jest oddzielona od stada, teraz powinna biegać sobie po zielonej trawie z innymi kurami !! Naprawdę żal mi jej” ? napisał ktoś, kto nie zna (i pewnie nie chce poznać) realiów ferm jajczarskich. Nie wszyscy jednak pałają świętym oburzeniem. Większość wypowiadających się jest wręcz zachwycona pomysłem Mateusza i trzyma za niego kciuki. W końcu wychowanie kury to nie byle wyzwanie. ?A mnie jej wcale ale to wcale nie żal, dopiero tutaj poznała smak życia i nie musi się bać, że zaraz odrąbią jej głowę i skończy w rosole. Takiego życia, jak ma Fatima, może jej pozazdrościć każda inna kurka, która niestety tyle szczęścia nie miała??. Otwierając serca internautów, Fatima stałą się orędowniczką praw zwierząt. Miejmy nadzieję, że choć kilka osób zdało sobie sprawę z tego, jak wspaniałymi zwierzętami są kury i rozważyło przejście na dietę bezmięsną.

Pod jednym dachem

IMG_1597Nie tylko kura Fatima jest niezwykła, jej opiekun również. Mateusz ma już spore doświadczenie w opiece nad zwierzętami. Odkarmił już malutką lisiczkę, która wypadła z fermowej klatki i którą znaleźli zajęci robieniem zdjęć aktywiści. Oprócz Fatimy obecnie mieszka u niego w 500-litrowym akwarium, prawdziwy wigilijny karp. Ocalona ze świątecznej zagłady ryba nazywa się, a jakże, Free (z ang. Wolna). Doprowadzenie jej do obecnego stanu zdrowia było nie lada wyzwaniem. Jak większość trzymanych w nieodpowiednich warunkach karpi, Free był strasznie zarobaczony i poraniony i był chory na erytrodermatozę, czyli wrzodowe zapalenie skóry. Jeśli ktoś szuka jeszcze argumentów za odstawieniem wigilijnego karpia, widok Free przed leczeniem powinien go ostatecznie przekonać. Oprócz Fatimy Mateusz uratował także z fermy dwie kury mięsne (brojlery), które dochodzą do zdrowia w schronisku w Korabiewicach.

Frida
Frida przed adopcją (po lewej) i po (z prawej)

Frida znaczy ukochana

Trudno wyobrazić sobie bardziej tragiczny los od tego, który przypadł w udziale małej suczce Fridzie. Kilkumiesięczne szczenię cudem uniknęło śmierci. W sierpniu 2015 roku, w okolicach Blizocina w powiecie Lubartowskim kajakarze wyłowili z Wieprza wycieńczonego czworonoga. Ponieważ suczka miała przywiązany do szyi kamień, nie było wątpliwości, że ktoś usiłował ją utopić.
Piesek natychmiast trafił do kliniki weterynaryjnej, gdzie zdiagnozowano u niego zaawansowaną nużycę ? chorobę skóry wywołaną przez pasożyty ? oraz niedokrwistość. Weterynarze stwierdzili także liczne plackowate wyłysienia oraz krwawiące i ropiejące rany na całym ciele. Na szczęście natychmiast rozpoczęto leczenie i pomimo ciężkiego stanu młody organizm szybko wracał do siebie. Dzięki ciężkiej pracy lekarzy i wolontariuszy Fundacji Viva! Frida w ciągu miesiąca przytyła ponad 1 kg i pokonała groźną nużycę. Z przerażonego, łysego psa zmieniła się w ciekawską, żywą i wesołą dorastającą pannę. Została skierowana do adopcji i szybko znaleźli się dla niej nowi opiekunowie.

?Jesteśmy spokojni, że Frida trafiła wspaniale… Mamy nadzieję, będzie nas często bawić swoimi zdjęciami oraz, że wspólnie będziemy patrzeć jak dorasta i co z niej wyrośnie! Frida zamieszkała w Warszawie, została siostrą pieska Nieto adoptowanego ze schroniska w Celestynowie. Ma swoich ludzi, swoje łóżko, swoje szczęście!” ? możemy przeczytać na fanpage’u grupy Viva! Interwencje, która opiekowała się suczką. Niestety do tej pory nie udało się ustalić personaliów człowieka, który najpierw doprowadził psiaka do opłakanego stanu, a potem próbował go zamordować. Sprawa jest w toku i jak zapewnia lubartowska policja, prowadzona jest w kierunku znęcania się nad zwierzętami.

Po prostu Klusek

klusek
Klusek

Klusek przyszedł na świat w piwnicy jednego z krakowskich szpitali. Początkowo nie różnił się niczym od swoich braci i sióstr oraz piwnicznych kolegów. Ot, kolejny czarny dachowiec, jakich mnóstwo wśród kocich uliczników. Niestety, pewnego dnia szczur dotkliwie pogryzł maleńkiego kociaka w tylną łapkę. Klusek zrobił się smutny, osowiały, nie chciał jeść i widać było, że każdy ruch sprawia mu ogromny ból.

Na szczęście o kocim inwalidzie dowiedziała się pani Dorota, wielka miłośniczka zwierząt, która w swoim życiu uratowała co najmniej kilkadziesiąt kotów i psów. Natychmiast przewiozła Kluska do lecznicy. Niestety na miejscu okazało się, że w rany wdała się gangrena i nie ma możliwości uratowania łapki. Klusek został więc poddany operacji, w trakcie której jego chora łapka została amputowana. Bardzo dzielnie zniósł okres rekonwalescencji i po dwóch tygodniach biegał już tak samo szybko, jak jego czworonożni koledzy. Ponieważ pani Dorota miała już w domu sporą gromadkę uratowanych zwierzaków, zdecydowała się poszukać koteczkowi dobrego domu przez newsletter Vivy. Na jej ogłoszenie odpowiedziała wieloletnia wolontariuszka z Warszawy, której rodzina zakochała się w Klusku od pierwszego wejrzenia. Klusek przyjechał pociągiem do stolicy i od razu zadomowił się w swoim nowym domu. Mimo pogodnego usposobienia Kluska jego traumatyczne przeżycia z dzieciństwa (w tym wczesne oddzielenie od mamy) odcisnęły na nim piętno ? przez pierwsze kilka miesięcy nałogowo ssał łapę. Potrzebował bardzo dużo uwagi i miłości, żeby pozbyć się takich zachowań, ale udało się. Dziś Klusek jest wesołym, pogodnym, wciąż mruczącym i domagającym się uwagi ośmioletnim kotem i gdyby miał wszystkie łapy, nikt nie pomyślałby, że to kot z bagażem smutnych doświadczeń.

Wielka ucieczka

Borutka - zwierzęta uratowane
Borutka

W dawnych czasach, jeśli skazańcowi udało się cudem uniknąć egzekucji ? gdy np. zerwał się sznur, na którym miał zawisnąć ? miał prawo do ułaskawienia. Do dziś zdarzają się beneficjenci tego niepisanego zwyczaju. Oczywiście kara śmierci od dawna już w Polsce nie obowiązuje, ale tylko wobec ludzi. Wciąż są w naszym kraju więźniowie skazani na śmierć ? zwierzęta rzeźne, które nigdy nie popełniły żadnej zbrodni. Szczęśliwie ludzie uznają czasem, że w szczególnych przypadkach należy im się łaska.

Gdy wczesnym latem 2008 roku całą Polska śledziła z zapartym tchem losy krowy Borutki, nikt nie przypuszczał nawet, jak pozytywny obrót przybierze jej sprawa. Jej los wydawał się przesądzony. Powiatowy lekarz weterynarii w Białymstoku Witold Warecki nie chciał darować jałówce życia. Według niego zwierzę, które raz trafiło do rzeźni, musiało zostać ubite. A przecież Borutka dzielnie o swoje życie walczyła. Gdy tylko znalazła się na terenie ubojni, zdała sobie sprawę, co to za miejsce, wyrwała się podczas rozładunku i co sił w nogach pobiegła w kierunku miasta. Przebiegła przez pół Suwałk, rozpaczliwie szukając pomocy i schronienia. Gdy w końcu dopadły ją służby porządkowe, zwierzę zostało odurzone i odstawione z powrotem do rzeźni. Na szczęście w sprawie Borutki zainterweniowały Stowarzyszenie Przystań Ocalenie i fundacja Viva. Walka z bezdusznymi procedurami trwała długo, ale w końcu udało się wykupić zwierzę i przewieźć je do przytuliska, gdzie spędza spokojnie życie pośród innych krów. Do dziś z nieufnością podchodzi do człowieka, ale cóż, trudno się dziwić.

Rozalka - zwierzęta uratowane
Rozalka

Podobny cud miał miejsce pięć lat później, tym razem na Podlasiu. Po brawurowej rejteradzie z gospodarstwa rolnego przez ponad dwie godziny połączone siły policji i straży miejskiej usiłowały schwytać sprytną świnkę. Bezskutecznie. Spacerujące środkiem ulicy Kryńskiej w podlaskiej Sokółce zwierzę nie dawało się zwabić ani przegonić. Akcja powiodła się dopiero po przyjeździe pracownika schroniska zaopatrzonego w specjalistyczny sprzęt. Relacja z komicznego dla postronnych zdarzenia szybko trafiła do sieci, gdzie łącznie obejrzało ją ponad 15 tys. osób. W związku z tym właściciel zwierzęcia ? rolnik z Sokółki ? stanął przed nie lada wyzwaniem, co w tej sytuacji zrobić ze swoją podopieczną. Do rzeźni sprzedać jej już nie wypadało. Zaczął więc snuć plany, jak na tym całym zamieszaniu zarobić. Marzyło mu się rozmnożenie słynnej świnki i sprzedaż jej prosiąt. Na szczęście do akcji wkroczyły fundacja Viva! i Schronisko w Korabiewicach. Dzięki ich interwencji i hojności sponsorów zaniepokojonych losem świnki uroczo zwanej Blondynką zwierzę udało się wykupić. Dziś mieszka w schronisku w Korabiewicach obok innych zwierząt gospodarskich ? byka, kóz i innych świnek. Udało jej się uniknąć okrutnego losu swoich pobratymców i zamiast do ubojni trafiła na spokojną emeryturę. Teraz, już pod imieniem Rozalka, czeka na wirtualnych opiekunów. Liczy także na dary: marchew lub śrutę, które są jej ulubionymi przysmakami.

I żyli długo i szczęśliwie. Wydawać by się mogło, że takie historie zdarzają się tylko w baśniach. Tymczasem raz na jakiś czas zdarza się niemożliwe. Cud. Ten cud nie jest dziełem przypadku ani boskiej opatrzności. Jest efektem ciężkiej pracy, życzliwości, empatii i tylko odrobiny szczęścia. To nie ślepy los, ale praca wielu osób sprawia, że wycieńczony zwierzak odżywa, że znajda bez szans na dom trafia na swojego człowieka i że kolejne istnienie zostaje uratowane. Każdy i każda z nas może w tym cudzie uczestniczyć. Bardzo ważne są adopcje zwierząt, zwłaszcza tych po przejściach, które w domowym cieple najczęściej szybko dochodzą do siebie. Ważne jest również wsparcie dla ludzi, którzy na co dzień zajmują się pomocą zwierzętom. Bez nich ten świat byłby zdecydowanie gorszy. Nie bójmy się pomagać i przejąć, choćby częściowo, odpowiedzialność za los innych. To trudne, ale nic, co wartościowe, nie przychodzi z łatwością.
Przy okazji pomyślmy o tym, co już udało się nam wspólnymi siłami osiągnąć. Święta są w końcu doskonałą okazją, by wlać w nasze serca odrobinę nadziei, naładować się pozytywną energią na nowy rok i przygotować się na kolejne wyzwania.

Artykuł ukazał się w magazynie Vege nr 2015/12-2016/01. Do kupienia w sklepiku Fundacji Viva!