Łatwo jest piętnować coś, co nie wpływa na nasze codzienne życie i od nas samych nie wymaga żadnych zmian, np. na talerzu. Fragment książki Karoliny Skowron „Feminizm to weganizm” (wydawnictwo Krytyki Politycznej).
Chów przemysłowy zwierząt powoduje wyjątkowo wysoką emisję gazów cieplarnianych, ale także wylesianie na ogromną skalę, utratę bioróżnorodności, marnowanie wody, zatrucie ziemi, oceanów i wód lądowych. Jednocześnie z powodu masowej hodowli zwierząt pojawiają się poważne problemy społeczne na skalę światową. Jednym z nich jest globalny kryzys zdrowia i choroby cywilizacyjne wynikające w znacznej mierze z nadmiaru produktów zwierzęcych w diecie. Borykamy się nadal z problemem głodu na świecie, zużywając ziemię do przemysłowego chowu zwierząt zamiast na produkcję żywności bezpośrednio dla ludzi, co praktycznie rozwiązałoby kwestię światowego głodu.
Wylesianie spowodowane używaniem ziemi wpływa z kolei na liczne ludy tubylcze, które tracą swoje tereny. Co więcej, lokalnych konfliktów i wielkiego kryzysu uchodźczego, szczególnie w Europie, nie można wytłumaczyć, pomijając zjawiska klimatyczne. Zmiany klimatu spowodowane w znacznej mierze masową hodowlą zwierząt są zagrożeniem dla praw człowieka i demokracji. Ponadto chów przemysłowy doprowadza do kryzysu etycznego i moralnego, którego skutki ciężko przewidzieć. Te twarde fakty są wiedzą dostępną, łatwą do znalezienia, a zarazem kompletnie ignorowaną przez większość działaczek i działaczy klimatycznych. I dla nich niestety jest ona niewygodna. Niektórzy spośród nich wybierają inną formę wygody: wegetarianizm. On już nieźle brzmi na zewnątrz, można poczuć się lepszym człowiekiem, a o weganizmie mówić, że to już „przesada”. Niestety, wegetarianizm – o ile nie jest pierwszym krokiem prowadzącym docelowo do całkowicie roślinnej diety – realnie nie tylko nie pomaga zwierzętom, ale może zwiększać poziom wyrządzonej krzywdy. Przejście na wegetarianizm niekoniecznie oznacza uratowanie więcej żyć. Wegetarianie, rezygnując z mięsa, jednocześnie często zwiększają spożycie nabiału. Można argumentować, że branża mleczna jest jeszcze bardziej okrutna od mięsnej z powodu rozłożonych w czasie tortur zakończonych śmiercią.
Ponadto branża mięsna i mleczna są ze sobą ściśle związane, więc wegetarianizm jest wyborem (wygodnych) pozorów. Kiedy aktywiści ruchu klimatycznego mówią o zwierzętach, zazwyczaj jest to w narracji przetrwania gatunków, a nie mówienia o zwierzętach jako o jednostkach, którymi są. Zdarza się, że piętnowanie przemocy wobec zwierząt jest wśród aktywistów klimatycznych wybiórcze. Potępiają (słusznie) myślistwo, ale chowu przemysłowego zwierząt, gdzie jest najwięcej pokrzywdzonych, już nie. Łatwo jest bowiem piętnować coś, co nie wpływa na nasze codzienne życie i od nas samych nie wymaga żadnych zmian, na przykład na talerzu. W ruchu klimatycznym można nawet wyróżnić niewielki wyraźnie antywegański nurt. Przez pewien okres był popularny wśród niektórych zasłużonych mężczyzn-przyrodników, którzy z zaangażowaniem wartym lepszej sprawy prowadzili niekończące się publiczne polemiki z reprezentantkami siostrzanego ruchu prozwierzęcego. Wpływ chowu przemysłowego na klimat powinien być niemniej szczególnie istotny dla kobiet. To mężczyźni najbardziej nie chcą rezygnować z mięsa, a kobiety globalnie ponoszą największe koszty kryzysu klimatycznego, zarazem są go najmocniej świadome i najbardziej się o klimat troszczą. Ekofeminizm jest nurtem, który zajmuje się tą zależnością, a w Polsce w 2020 roku doczekałyśmy się nawet manify pod hasłem „Feminizm dla klimatu”, organizowanej przez Porozumienie Kobiet 8 Marca. Choć ruch feministyczny rozumie, że kobiety są szczególnie zagrożone w obliczu kryzysu klimatycznego, rzadko jest to łączone z chowem przemysłowym zwierząt.
Krzywda ludzi uruchamia w nas głęboką niezgodę, oburzenie i silne reakcje. Ta sama lub gorsza krzywda wobec zwierząt jest dla większości przezroczysta także wtedy, gdy są z nią skonfrontowani. Nawet w najbardziej progresywnych środowiskach opresja liczy się wtedy, gdy dotyka ludzi. Progresywne wartości są odmieniane przez wszystkie przypadki tak długo, dopóki dotyczą naszego gatunku. Inaczej stają się „przesadą”, „atakiem na wolność” i indywidualne wybory, a nawet, co paradoksalne, „opresją” czy „dyskryminacją”. Absurd takiego myślenia można pokazać jedynie na skrajnym przykładzie. Nigdy nie mówilibyśmy o ograniczaniu wolności i indywidualnych wyborów mężczyzn, którym nie wolno gwałcić, a oni przecież „nie mogą wytrzymać”. Ten sam argument mógłby dotyczyć pedofilów, rasistów, homofobów i wszystkich, którzy wyzyskują, dyskryminują i stosują przemoc wobec drugiego (ale tylko drugiego człowieka) dla własnej korzyści i z powodu własnych uprzedzeń. Wyzysk zwierząt pozaludzkich przez człowieka nie różni się niczym oprócz tego, że nagle te same krzywdy – gwałt, tortury, zadawanie śmierci – relatywizujemy, uzasadniamy „wyższymi” potrzebami, nazywamy mniej lub bardziej „humanitarnym”, choć w każdym przypadku, obiektywnie patrząc, są złem.
Rozmowy prowadziłam najczęściej z wrażliwymi, empatycznymi osobami. Takimi, które adoptują zwierzęta i opiekują się kilkoma, które wyrażają oburzenie, gdy słyszą o przypadkach znęcania się nad psami lub kotami, które organizują zbiórki karmy i wspierają finansowo organizacje prozwierzęce. Ciągle jednak „nie dają rady” przejść na weganizm lub w ogóle tego nie rozważają. Nieraz myślę, że wspomniane miłośniczki zwierząt, a także osoby zaangażowanie w działalność społeczną na rzecz innych pokrzywdzonych, nie chcą wiedzieć o krzywdzie zwierząt, szczególnie w chowie przemysłowym, ze względu na niemożliwą do zniesienia skalę tych krzywd. Być może właśnie ich wrażliwość nie pozwala im się zmierzyć z ogromem cierpienia i niewyobrażalnymi formami tortur, jakie dzieją się tuż obok nas każdego dnia, które są tak integralną częścią niemal wszystkiego, co stanowi nasze codzienne życie. Być może wolą nie widzieć i nie słyszeć, aby nie być tym traumatyzowane, co można całkowicie zrozumieć. Wystarczy jednak po prostu przestać krzywdzić. Nie trzeba oglądać potwornych nagrań z rzeźni czy czytać opisów niekończących się okrucieństw, jeżeli jest to nie do zniesienia. Wystarczy przestać brać w tym pośrednio udział, dopłacać do tego, w ciszy aprobując.
Milczenie i wybór bezradności wobec krzywdy zwierząt podtrzymuje taki stan rzeczy. Nas empatycznych jest jednak tak wiele, że gdybyśmy wszystkie tylko przestały wspierać swoimi codziennymi wyborami system opresji wobec zwierząt, on by upadł. Weganizm nie jest heroizmem. Jest prostszy niż kiedykolwiek wcześniej. Bywa nazywany radykalizmem, ale czy w niesprawianiu bólu komuś, kogo boli, jest cokolwiek radykalnego? Czy odmowa zabijania jest radykalna? A może radykalizmem jest zaliczanie okrucieństwa do normy? Weganizm jest jedynym możliwym wyborem dla osób, które nie chcą brać udziału w systemie opartym na opresji i przemocy. Weganizm idealnie wpisuje się w politykę troski, która jest ważną częścią siostrzeństwa i teorii feministycznej.
- Tekst: Karolina Skowron, Feminizm to weganizm, Wydawnictwo Krytyki Politycznej
- Projekt okładki: Maja Madejska
- Fragment ukazał się w numerze 5/2025 Magazynu VEGE