Wielki pojazd wpada w poślizg, traci stabilność. Chwieje się jak wielki, bezwładny, pchany odśrodkową siłą mechaniczny potwór. Bezwolny niczym armata zdana na łaskę łodzi, którą Victor Hugo opisał w „Roku dziewięćdziesiątym trzecim”, kołysze się i zmiata wszystko, co napotyka na swojej drodze, aż w końcu obraca się o 90 stopni i przewraca na bok do rowu, a następnie przesuwa się jeszcze naprzód parędziesiąt metrów. Klatki przyczepy są zmiażdżone, połamane, zbite w żelazny blok z prętów, które wskutek uderzenia stopiły się jak plastelina.