Pierwszy miesiąc prenumeraty cyfrowej za 5 złzamawiam

Logowanie

Psia równowaga

styczeń 22 2025

Pies, tak samo jak człowiek, potrzebuje zarówno ciekawych zadań, jak i czasu na odpoczynek.

Gdy myślę o życiu miejskich psów, pierwsze, co przychodzi mi do głowy, to wrażliwość tych zwierząt na bodźce. Na zajęciach w szkole dla psów często spotykamy czworonogi, które prezentują wiele problematycznych zachowań takich jak nadmierna wokalizacja w domu, oszczekiwanie na spacerze innych psów, biegaczy czy rowerzystów albo ciągnięcie na smyczy. Oczywiście każdy przypadek jest inny, jednak wiele z tych problemów często nie wynika z braku posłuszeństwa, zaburzeń behawioralnych czy nawet z braku kompetencji społecznych naszego podopiecznego, tylko z jego przebodźcowania lub… niedobodźcowania. O ile przebodźcowanie to termin, o którym mówi się całkiem często, o tyle to drugie bywa zupełnie pomijane w kontekście problemowych zachowań u czworonogów. Obie te kwestie są równie istotne w kontekście psiej psychologii.

Za dużo

Przebodźcowanie oznacza sytuację, w której organizm ma do przetworzenia zbyt dużą liczbę i/lub zbyt dużą intensywność bodźców sensorycznych (związanych z odbiorem słuchowym, wzrokowym, węchowym, dotykowym czy smakowym) lub psychofizycznych, czyli kojarzonych przede wszystkim z aktywnością mózgu. Zbyt duża intensywność bodźców dźwiękowych może dotyczyć np. burzy, działającej wiertarki, hałasu ulicznego lub silnika motocyklu. Zbyt duża liczba to m.in. przedłużający się remont za oknem, sygnał przychodzących po sobie kolejnych wiadomości w komunikatorze lub wentylator uruchomiony cały dzień – dźwięk niekoniecznie musi być głośny albo nieprzyjemny, tylko jest odbierany przez dłuższy czas.

W mieście mamy do czynienia z kumulacją bodźców – na spacerach psy często spotykają się zarówno z intensywnymi sygnałami, jak i z dużą ich liczbą. Mają do czynienia z hałasem ulicznym, zapachem odchodów wielu (zazwyczaj nieznanych) zwierząt. Bywa, że na spacerach są dotykane przez innych niż domownicy ludzi i muszą być cały czas uważne na komendy. To wszystko jest nienaturalne dla gatunku, jakim jest pies, i szybko może prowadzić do przebodźcowania, a wtedy zwierzę staje się bardzo wrażliwe i trudno mu trzymać emocje na wodzy. Stąd próby rozładowania napięcia szczekaniem, ciągnięciem, warczeniem czy nawet kłapaniem zębami (kto z nas, będąc zmęczony hałasem, nigdy na nikogo nie „warknął”, niech pierwszy rzuci kamień!).

Jaki z tego dla nas, przewodników psów, wniosek? Pamiętajmy o tym, aby pozwolić zwierzętom na rozładowanie napięcia poprzez spokojne aktywności i możliwość wyciszenia się. Dobrze może sprawdzić się długi spacer za miastem, gdzie nasz czworonóg nie będzie musiał ciągle mijać innych psów, ludzi ani rowerzystów. Pomocne mogą być: wspólne pływanie w jeziorze (bez aportowania zabawki), bieg przy rowerze na bezpiecznej trasie, a nawet zajęcia z psiego fitnessu rozumiane jako umiarkowany, powtarzalny i – co ważne – przewidywalny wysiłek fizyczny bez wielu komend, haseł czy nowości.

Nie wychować nałogowca

Chcąc wyciszyć psa, unikajmy dokładania mu bodźców, np. poprzez aportowanie piłki – nasi podopieczni mają tendencje do ekscytowania się na widok tego, co postrzegają jako łup, przez co ich w ich organizmach rośnie poziom kortyzolu, czyli hormonu stresu. Myśląc o rozładowaniu przebodźcowanego psa, unikajmy zajęć, które na pierwszy rzut oka wyglądają na takie, które zwierzę uwielbia i które mogłoby wykonywać bez końca. Często są to bowiem aktywności, które uruchamiają w psim organizmie mechanizmy podobne do tych, które obserwujemy w przypadku uzależnień u ludzi – związane z wystrzałem dopaminy odpowiedzialnej za odczuwanie przyjemności. Mózg regularnie zalewany dużymi dawkami tej substancji zaczyna się przed nią niejako bronić, zmniejszając liczbę jej receptorów. Ostatecznie prowadzi to do coraz słabiej odczuwanej przyjemności i konieczności zwiększania liczby dostarczanych bodźców. Tym samym tworzy nam się zamknięty krąg, w którym psu dostarczamy coraz więcej intensywnych bodźców, forsując jego organizm i długofalowo obniżając nastrój. Poprzez spokojne, relaksujące aktywności, „resetujemy” natomiast mózg i stwarzamy zwierzęciu przestrzeń do radzenia sobie z kolejnymi bodźcami.

Za mało

Niedobodźcowanie oznacza sytuację, w której organizm nie otrzymuje wystarczającej liczby bodźców sensorycznych. Taka sytuacja ma miejsce, kiedy zapewniane psu zajęcia są monotonne, powtarzalne, bardzo przewidywalne: zwierzę chodzi na spacery zawsze tą samą trasą, dostaje zawsze ten sam rodzaj przysmaków, bawi się zawsze jedną zabawką itd. Dzieje się tak również w sytuacji, w której nasz podopieczny z jakiegoś powodu, np. kontuzji, choroby przewodnika czy narodzin dziecka opiekuna, ma mniejszą niż dotychczas aktywność. Brak wystarczającej ilości i/lub intensywności stymulacji sprawia, że jego organizm również może odczuwać wewnętrzny niepokój z powodu wzrostu poziomu kortyzolu. Taki zwierzak może zacząć zachowywać się „niegrzecznie bez powodu”, mimo że dotychczas był bardzo spokojny i opanowany. Nagle zaczyna oszczekiwać inne psy, mimo że nie prezentował wcześniej zachowań agresywnych, albo reagować lękowo na dźwięki, mimo że wcześniej je ignorował. Inne przejawy niedobodźcowania to niechęć do chodzenia na spacery lub ciągnięcie „nie wiadomo gdzie”. Zachowania te są objawem stresu, jakiego doświadcza.

Równowaga

Możemy wprowadzić dodatkowe bodźce do psiego życia, ukrywając na trasie spacerowej smakołyki. Możemy zaskakiwać podopiecznego nagrodami podczas treningu, raz wyciągając szarpak, raz piłkę na sznurku, a kiedy indziej nagradzając go jedzeniem (oczywiście tym, co nasz pies może i lubi jeść). Jeśli nie mamy możliwości pójścia na długi spacer, zróbmy krótki, ale intensywny, uwzględniając w nim czas na naukę nowych lub utrwalanie znanych zachowań, za to w trudniejszych warunkach – prosząc psa np. o wykonanie komendy „siad” nie tylko standardowo przed przejściem dla pieszych, lecz także dodatkowo po wskoczeniu na ławkę. W domu możemy wprowadzić regularny trening sztuczek przy użyciu klikera, wykorzystując technikę kształtowania zachowań (zamiast naprowadzania smaczkiem), którą możemy porównać do zabawy w ciepło-zimno, w której zadaniem zwierzęcia jest – nadal z pomocą przewodnika, ale jednak samodzielnie – wpadać na to, jak zadanie ma wyglądać. Takie wyuczone zachowania mogą zresztą być bardzo przydatne w codziennym życiu! Sama mam teraz niemowlę w domu i mój pies Chillout, z którym trenowałam wiele takich użytecznych sztuczek, „pomaga” mi, m.in. podnosząc na spacerze własną smycz, jeśli wypadnie mi z ręki, wyrzucając do kosza na pranie brudne ubranka mojej córeczki, po tym jak rozbiorę ją na przewijaku, czy otwierając wskazaną szufladę, kiedy akurat brakuje mi ręki. Ucząc się, zyskujemy zatem obydwoje: pies dostaje odpowiedni poziom stymulacji, a my możemy liczyć na domowego pomagiera.

Zatem jeśli Wasz zwierzak jest „niegrzeczny” albo jego zachowanie nagle się zmieniło, warto najpierw zastanowić się, czy to nie wynika z niedostarczania mu optymalnej liczby bodźców. Przeanalizujcie Wasz dzień, spacery i aktywności i pomyślcie, czy nie warto czegoś zmienić. Może stymulacji jest za dużo? A może jednak za mało? Czasami małe zmiany prowadzą do wielkich sukcesów!

  • Tekst i zdjęcia: Marta Kamińska (Hauvard)
  • Tekst ukazał się w numerze 2/2025 Magazynu VEGE