Pierwszy miesiąc prenumeraty cyfrowej za 5 złzamawiam

Logowanie

Morze nadziei

styczeń 22 2025

Co by się stało, gdybyśmy dali oceanom chwilę wytchnienia i pozwolili im na naturalną regenerację?

Oceany pokrywają 70 proc. powierzchni Ziemi i są domem dla 94 proc. organizmów żyjących na naszej planecie. Ich znaczenie wykracza jednak daleko poza ich własne granice, ponieważ ekosystemy oceaniczne są ważne w życiu każdego z nas. Odpowiadają za absorpcję około 30 proc. dwutlenku węgla (w tym tego powstałego na skutek działalności człowieka), wytwarzają co najmniej połowę tlenu, którym oddychamy, a także odgrywają kluczową rolę w dostarczaniu wody słodkiej za pośrednictwem opadów atmosferycznych.

Ponadto zapewniają utrzymanie setkom milionów oraz źródło pożywienia miliardom ludzi na świecie. Działalność człowieka doprowadziła jednak do kryzysu, którego skutki widzimy dziś w postaci zanieczyszczenia plastikiem, drastycznych spadków populacji gatunków morskich, a także zakwaszenia i ocieplenia wód.

Znikające zasoby

Poszukując sposobów na ratowanie oceanów, musimy zacząć od sektora, który wyrządza im największe szkody, czyli od rybołówstwa. Problem pojawia się, gdy połowy przewyższają zdolność ekosystemów do regeneracji. Taki proces, zwany przełowieniem, zagraża zarówno środowisku morskiemu, jak i źródłom utrzymania milionów ludzi na całym świecie. Według danych Banku Światowego niemal 90 proc. globalnych zasobów ryb morskich jest już w pełni wyeksploatowanych lub zostało nadmiernie wyczerpanych. To jak wyciąganie z banku więcej pieniędzy, niż kiedykolwiek wpłaciliśmy – z każdym rokiem zbliżamy się do kryzysu, z którego powrót będzie wymagał dekad. Jednym z najbardziej tragicznych przykładów jest upadek łowisk dorsza w Grand Banks w Kanadzie w 1992 roku. Pozostawił bez pracy ponad 35 tys. rybaków. Choć od tamtego czasu minęły trzy dekady, populacje dorsza wciąż się nie odbudowały.

 

Przełowienie jest ściśle powiązane z problemem przyłowu, czyli przypadkowego wyławiania zwierząt, które nie są celem rybaków. Rocznie w sieciach giną miliony stworzeń, w tym wiele gatunków zagrożonych wyginięciem, takich jak żółwie morskie, rekiny, płaszczki, wieloryby, foki i ptaki morskie. Według szacunków badaczy łączna waga tych martwych stworzeń wynosi około 38,5 mln ton rocznie. Niektóre gatunki stoją na krawędzi wyginięcia, czego jednym z najbardziej dramatycznych przykładów jest morświn kalifornijski – na wolności pozostało zaledwie 10 osobników. W ciągu ostatnich 50 lat światowe zapotrzebowanie na ryby i owoce morza wzrosło czterokrotnie, a przeciętny konsument zjada dziś niemal dwa razy więcej owoców morza niż pół wieku temu. Jednocześnie rybołówstwo i akwakultura zapewniają dochód przynajmniej 10 proc. światowej populacji, a ryby są podstawowym źródłem białka dla ponad 3 mld ludzi. Załamanie się zasobów rybnych oznaczałoby nie tylko katastrofę ekologiczną, lecz także dramat humanitarny.

Azyle morskiego życia

Przy tak przygnębiającym stanie rzeczy wiele osób może się zastanawiać, czy skala zniszczeń nie przekroczyła już punktu, z którego nie ma powrotu? Czy można jeszcze ocalić oceany? Na szczęście okazuje się, że w tej trudnej sytuacji pojawia się promyk nadziei. Zdaniem wielu biologów morskich współpraca globalna i wdrożenie wspólnego systemu mogą odmienić losy mórz i oceanów. Wyobraźmy sobie miejsca, w których ryby znów pływają w ogromnych ławicach, koralowce powracają do formy, a zagrożone gatunki mogą bezpiecznie się rozmnażać. To właśnie obiecują morskie obszary chronione (MPAs – Marine Protected Areas) – wydzielone fragmenty oceanów, na których działalność człowieka zostaje ograniczona albo całkowicie zakazana, tym samym umożliwiając naturze regenerację.

Na ten moment na świecie istnieje 18 888 takich stref, które pokrywają ok. 8 proc. całej powierzchni oceanów. Choć może się wydawać, ze to niewiele, to jest to pierwszy krok ku optymistycznej przyszłości.

Na początku wprowadzenie morskich obszarów chronionych może wydawać się trudnym krokiem, zwłaszcza dla miejscowych rybaków, którzy mogą czuć frustrację i lęk, obawiając się, że ich sytuacja materialna ulegnie pogorszeniu, a codzienność, którą znają od pokoleń, zostanie bezpowrotnie zmieniona. Wielu rybaków mogło stracić zaufanie do instytucji rządowych – być może z powodu wcześniejszych regulacji, które wprowadzano chaotycznie lub z pominięciem ich głosu. Dla nich MPAs to coś więcej niż zakaz – to potencjalna ingerencja w ich tradycje, sposób życia i więzi z morzem, które karmi ich rodziny od lat. To jednak można porównać do zasiewania pola: zanim plony wzejdą, trzeba odczekać, dać ziemi czas na odpoczynek i regenerację. Podobnie jest z oceanami. Przykłady z różnych zakątków świata dowodzą, że rezultaty wprowadzenia MPAs mogą przekroczyć nasze najśmielsze oczekiwania, przynosząc korzyści nie tylko naturze, lecz także ludziom.

Inspirujące odrodzenie

Istnieje miejsce, które podjęło wyzwanie ochrony oceanu i udowodniło, że czasami warto odstawić sieci, aby później zobaczyć obszar pełen życia – większego i bardziej obfitego niż kiedykolwiek wcześniej. Cabo Pulmo, wioska rybacka na Półwyspie Kalifornijskim w Meksyku, stała się symbolem degradacji środowiska. Przez dziesięciolecia nadmierne połowy, niekontrolowana turystyka i zanieczyszczenie wód odcisnęły ogromne piętno na morskiej bioróżnorodności regionu, prowadząc do drastycznego spadku liczby ryb. Zmagając się z narastającym kryzysem, miejscowi rybacy zdecydowali się zaufać propozycjom organizacji pozarządowych oraz władz i podjęli odważną decyzję. W 1995 roku wprowadzono całkowity zakaz połowów na obszarze 7 tys. ha, tworząc tym samym pierwszy morski park narodowy w regionie – Morski Park Narodowy Cabo Pulmo.

Pierwsze lata były pełne niepewności – nie wiedziano, czy poświęcenie dla ochrony oceanu przyniesie jakiekolwiek korzyści. Rybacy zostali pozbawieni swojego głównego źródła utrzymania. Wielu z nich zaczęło wątpić, czy decyzja o wprowadzeniu MPA była słuszna, gdyż początkowo efekty nie były widoczne. Mimo trudności nie poddawali się. Zamiast wracać do starych metod, zaczęli rozwijać ekoturystykę, a także korzystać ze specjalnych dotacji rządowych, które pomogły im przetrwać najtrudniejszy okres. Te pierwsze trudne lata okazały się kluczowe. Choć rybacy przeżywali ciężkie chwile, ekosystem oceanu miał czas na regenerację i pod wodą zaczynały się dziać rzeczy niezwykłe: koralowce zaczęły się regenerować, co przyciągało nowe gatunki ryb, a woda stawała się czystsza. Mimo że początkowe zmiany były niemal niewidoczne, po pięciu, siedmiu latach zaczęły pojawiać się pierwsze wyraźne efekty – woda stawała się coraz bogatsza w życie, a zagrożone gatunki, takie jak rekiny, powróciły do swoich dawnych siedlisk. Coraz liczniejsze ławice w obrębie parku kusiły do złamania zakazu, jednak mieszkańcy wykazali się niespotykaną cierpliwością i zaufaniem. Z czasem pozytywne zmiany zaczęły wykraczać poza granice parku (tzw. efekt rozlania), a okoliczni rybacy mogli zbierać owoce swojej wytrwałości. Park morski zaczął przyciągać coraz więcej turystów, którzy chcieli podziwiać bogactwo życia morskiego regionu. W ciągu zaledwie dekady po wprowadzeniu ochrony w Cabo Pulmo nastąpiła spektakularna odbudowa. Liczba ryb w tym regionie wzrosła o 463 proc., co jest jednym z najbardziej imponujących przykładów sukcesu ochrony morskiej na świecie. Obecnie Cabo Pulmo przyciąga turystów z całego globu, pragnących odwiedzić ten niezwykły podwodny świat.

Klucz do odbudowy

Ochrona oceanów to jedno z najpilniejszych wyzwań współczesnego świata. Chociaż mamy już imponujące przykłady sukcesów takie jak Cabo Pulmo, które dowodzą skuteczności morskich obszarów chronionych, przed nami wciąż wiele pracy. Aby wprowadzić ochronę na większą skalę, należy przejść przez kilka kluczowych etapów, które nam skutecznie zabezpieczyć oceany na przyszłość.

Sylvia Earle, była główna badaczka Narodowej Służby Oceanicznej i Atmosferycznej (National Oceanic and Atmospheric Administration, NOAA), jest jedną z czołowych postaci, które od lat walczą o ochronę mórz. Zarówno w swoich wystąpieniach, jak i badaniach podkreśla wpływ oceanów na zdrowie całej planety. Jej wizja opiera się na przełomowym celu, jakim jest ochrona co najmniej 30 proc. powierzchni oceanów do 2030 r. poprzez wprowadzenie zakazu połowów na tych obszarach. Badaczka twierdzi, że naszym celem nie powinien być jednorazowy zysk, tylko możliwość zrównoważonego, długoterminowego zarządzania zasobami oceanicznymi. W swojej książce „The World Is Blue: How Our Fate and the Ocean’s Are One” Earle pisze wprost: „Ocean to niebieskie serce naszej planety. Jest życiodajną krwią Ziemi. Bez niego nie moglibyśmy przetrwać”. To stwierdzenie przypomina o społecznej odpowiedzialności za przyszłość.

Naukowcy podkreślają również, że ekosystemy oceaniczne są zbyt złożone, aby ochrona obejmowała jedynie wybrane gatunki czy obszary. Musi obejmować zarówno ryby, jak i koralowce oraz plankton, ponieważ wszystkie te elementy są ze sobą ściśle powiązane. Usunięcie jednego z nich prowadzi do destabilizacji całego systemu. Doskonałym przykładem są rafy koralowe – choć zajmują zaledwie 0,1 proc. dna morskiego, są domem dla około 25 proc. wszystkich morskich gatunków. Zniszczenie rafy nie tylko uderza w same koralowce, lecz wpływa na wszystkie organizmy, które z nich korzystają. Jak tłumaczy dr Enric Sala, lider inicjatywy Pristine Seas towarzystwa National Geographic,

„Chronić tylko pojedyncze gatunki to jak próbować naprawić samochód, wymieniając tylko jedną część, podczas gdy wszystkie inne są zepsute. Musimy chronić całe ekosystemy oceaniczne, aby utrzymać ich funkcje”.

Nie ma również wątpliwości, że kluczem do sukcesu jest współpraca międzynarodowa i tylko ona może przynieść realne efekty. Oceany nie znają bowiem granic politycznych, a kryzys ekologiczny, z którym się mierzymy, jest globalnym problemem. Granice państw wyznaczone na mapach w tym przypadku tracą znaczenie – problem zanieczyszczenia oceanów, nadmiernych połowów i zmian klimatycznych dotyczy nas wszystkich. Współpraca państw i organizacji międzynarodowych takich jak ONZ czy WWF jest niezbędna dla ustanowienia globalnych zasad ochrony oceanów. Tylko dzięki skoordynowanym działaniom można stworzyć efektywną sieć morskich obszarów chronionych, które będą bronić całości ekosystemów oceanicznych na niespotykaną wcześniej skalę.

  • Tekst: Wiktoria Zdunik
  • Tekst ukazał się w numerze 2/2025 Magazynu VEGE