Z popularnością miejsca idzie w parze tłok – i w pociągu, i na szlakach turystycznych. Dlatego warto zwiedzać kierunki mniej popularne, choć równie piękne. Do nich należą Góry Stołowe.
Pasmo Gór Stołowych leży w łańcuchu Sudetów Środkowych. Ich wypiętrzenie nastąpiło ok. 30 mln lat temu. Zbudowane z piaskowca ciosowego płyty ułożone są poziomo – stąd pochodzi ich nazwa. Ta płaskość wzniesień jest stosunkowo rzadkim zjawiskiem w Europie. W czasie majówki wybraliśmy się z żoną na dwie kilkugodzinne wycieczki na czeską stronę tych fascynujących gór. Nasz wybór padł na rezerwat przyrody Broumowskie Ściany (ich czeska nazwa to Broumovské Stěny).
Trasom turystycznym towarzyszą liczne podejścia wspinaczkowe, zapewniające zróżnicowane skalne trudności na stosunkowo krótkich odcinkach. Przez prawie cały czas towarzyszyły nam śpiewy leśnych ptaków. Poza klasycznymi gatunkami leśnymi spotkacie tu kilka gatunków sów, a także ptaki z rodziny jastrzębiowatych. Będąc tam po raz pierwszy, warto wesprzeć się aplikacją mapy.cz.
Wyżyny spokoju
Pierwszą wycieczkę rozpoczęliśmy z okolic stacji kolejowej we wsi Dědov, na wysokości ok. 500 m n.p.m. Rzeka Pelegrinka wprowadziła nas w stan przyjemnego wyciszenia. Po obydwu stronach otaczały nas łagodne wzniesienia porośnięte lasem mieszanym. Naszą uwagę przykuły pomarańczowe i czerwone odcienie liści na niektórych drzewach – jesienią będzie tu bardzo kolorowo! Wśród bujnej zieleni od razu poczuliśmy się jak w domu. Potwierdzają to badania naukowe, z których wynika, że kolor zielony najlepiej ze wszystkich działa na ludzką psychikę. Po niedawnych przymrozkach nie było już śladu – mogliśmy podziwiać pojedyncze kwiaty różnych gatunków. Co chwilę szlak zbliżał się do górskiego potoku. Mijaliśmy również małe wodospady, których brzmienie i widok rozluźniał nas coraz bardziej.
Trasa była początkowo łagodna, o niewielkim stopniu trudności. Niespiesznym tempem weszliśmy w końcu do lasu. Po chwili dreptania po suchym igliwiu trafiliśmy na pierwszą skałkę całkowicie porośniętą mchami i porostami. Wyglądała jak mała zarośnięta piramida. Po chwili ukazało się więcej skałek, a każda z nich miała swój niepowtarzalny kształt. Na początku spaceru głazy częściowo wystające z bogatego poszycia leśnego miały około metra wysokości. Światło słoneczne przebijało się pomiędzy drzewami, tworząc piękną grę cieni wokół nas.
Jej wysokość sosna
Po jakimś czasie przeszliśmy przez mały mostek nad rzeczką i minęliśmy drewniany schron turystyczny. Weszliśmy w przepiękny fragment lasu, gdzie dominowały majestatyczne sosny. Dalej podążaliśmy dobrze ubitą leśną ścieżką w nieznane.
Po naszej lewej stronie ukazały się pierwsze większe formacje skalne – te już miały 15–20 m wysokości. Nawet z większej odległości wyraźnie widać poziome narastanie kolejnych warstw piaskowca. Połączenie skał o palecie kolorów szarych i kremowych z intensywną zielenią traw, mchów, krzewów i drzew robi piorunujące wrażenie.
Trasa zaczęła się różnicować. Powoli wznosiliśmy się coraz wyżej, aż dotarliśmy do formacji skalnej, której nazwę możemy przetłumaczyć jako Koci Gród (cz. Kočičí hrad). Chodziliśmy tu od jednej wanty (bloku skalnego) do drugiej, czasem posiłkowaliśmy się drabinkami lub wyciętymi w skale schodami. Widok znów się poszerzył, byliśmy otoczeni piaskowcowymi „grzybami” o wysokości od kilku do kilkudziesięciu metrów. Podziwialiśmy też sosny, które dzielnie rosną nawet w spękaniach skał i mają się tu całkiem dobrze.
Po chwili trafiliśmy na „białą plażę” powstałą z otaczających ją piaskowców. Po obejściu wielkiej ściany doszliśmy do skalnego labiryntu, przez który mogliśmy przejść tylko bez plecaków. Za nim natknęliśmy się na swoisty dziedziniec – z czterech stron skały, a nad nami błękit nieba, białe chmurki i gałęzie drzew. Miejsce przyjemnie chłodne, wywołujące jednocześnie nieco klaustrofobiczne wrażenie.
Na trasie mijaliśmy skały, które ukształtowały się w osobliwy sposób. Zostały oznaczone specjalnymi tabliczkami. Tak trafiliśmy m.in. na Uciętą głowę.
Dostojeństwo
Łagodnym nasypem wspięliśmy się około 100 m wyżej. Rozpościera się stąd widok na wschodni skraj Gór Stołowych, w tym najwyższy w tym paśmie Szczeliniec Wielki należący do Korony Gór Polski. Otaczała nas zieleń roślin, szarości skał i błękit nieba – tam trzeba po prostu być.
Podziwialiśmy od spodu i z góry takie formacje skalne takie jak Kopiec śmierci, Niedźwiedź czy Cyganka. Znajdowaliśmy się w kolejnym, bardziej przestronnym skalnym labiryncie. Otaczające nas 40-metrowe płyty skalne prezentowały się w dostojny sposób.
Po chwili zachwytu ruszyliśmy na Ostaš, czyli górę o wysokości 700 m n.p.m. Wzniesienie to rezerwat przyrody, a część szczytowa jest wyraźnie spłaszczona. Jedna z ciekawszych formacji skalnych dostępnych dla turystów to Czarcie Auto, do którego udało się nam „wsiąść”.
Przy podejściu na szczyt rozładował się akumulator w aparacie, więc kilku ostatnich atrakcji nie udało się już uwiecznić. Z punktu widokowego podziwialiśmy panoramę na sudeckie góry: Broumowskie Ściany, Karkonosze, Góry Kamienne, Sowie, Orlickie i Bystrzyckie. W okolicy szczytu zrobiliśmy szlakową pętlę i zeszliśmy do osady domków kempingowych, gdzie zaopatrzyliśmy się w widokówki i… wegańskie lody! Dalsza trasa prowadziła przez las. Napoiliśmy się lodowatą wodą ze źródła, przy którym pięknie prezentowała się XIX-w. płaskorzeźba „Samarytanka”. Stopniowo las się przerzedzał, aż przez łąkę dotarliśmy z powrotem do auta. Trasa miała około 8,2 km długości, a przewyższenie wyniosło ok. 320 m.
Świętując
Nasza druga wyprawa przypadła na 1 maja. To święto obchodzą również Czesi, dlatego mieliśmy obawy o tłok na szlaku. Na szczęście kolejek do przejść nigdzie nie zastaliśmy. Tym razem wybraliśmy się w okolice miasta Police nad Metují. Auto zaparkowaliśmy w miejscowości Hlavňov, możliwie najbliżej szczytu Hvězda, w okolicy pętli autobusowej. Na leżącym na wysokości 674m n.p.m szczycie znajduje się barokowa kaplica Matki Bożej Śnieżnej. Nazwa góry pochodzi od pozłacanej gwiazdy, która od XVII w. jest punktem orientacyjnym.
Wycieczkę rozpoczęliśmy od zakupu widokówek w Chacie Hvězda. Leśna ścieżka prowadziła nas po miękkim modrzewiowym igliwiu, gdzieniegdzie zaczęły pojawiać się też skały. Mniejsze na początku głazy porastały mchy i porosty. Już po chwili szlak zaczął się obniżać, a otaczające nas formacje skalne stawały się coraz większe. Miejscami strome zejścia wyposażono w stabilne poręcze.
Częste zmiany krajobrazu zapewnił nam wąwóz Kovářova Rokle. Skalne grzyby z piaskowca miały odcienie beżowo-grafitowe, a miejscami zazieleniałe od żyjących na nich mikroorganizmów. Przeszliśmy przez chłodną i wąską jaskinię Kovárna. Dalszy spacer wąwozem okazał się równie ciekawy. Co chwilę ukazywały nam się kolejne skalne formy i wysokie ściany. Niektóre ze ścian przy szlaku miały wydrążone wgłębienia i jaskinie, które mogłyby swobodnie służyć jako bezpieczne miejsce noclegowe dla zagubionego wędrowca. Ogromne wanty wznoszące się pionowo nad nami zachwycają raz za razem. Niemal pionowe, porośnięte paprociami, krzewami, a nawet drzewami – niesamowite połączenie natury ożywionej z nieożywioną.
Pod koniec wąwozu zauważyliśmy charakterystyczny zygzak na grzbiecie wygrzewającej się w słońcu żmii. Gdy poczuła na ziemi wibracje naszych kroków, czym prędzej schowała się w gęstych krzakach jagód. Warto zauważyć, że są to nie tylko potencjalnie niebezpieczne gady, lecz przede wszystkim chronione i piękne zwierzęta.
Jeszcze tu wrócimy
Po krótkim leśnym odcinku dotarliśmy do źródełka wody pitnej Setonova studánka. Liczyłem na napełnienie naszych butelek świeżą, lodowatą wodą, niestety w źródełku było jej niewiele. Po odcinku szeroką szutrową drogą skręciliśmy w leśną dróżkę. Zwiedzaliśmy tu część pomnika natury Polickie Ściany. Przyjemną, leśną ścieżką doszliśmy na brzeg kolejnych skalnych form. Co kilka minut trafialiśmy na drewniane chaty zbudowane w środku lasu na grzbietach skalnych. Wyszliśmy na łąkę, z której roztaczał się szeroki widok na Góry Stołowe.
Po wejściu pomiędzy wanty znów poczuliśmy się maleńkim fragmentem przyrody. Z każdą chwilą było coraz ciaśniej i chłodniej, a szum wody docierał do nas wyraźniej. Dotarliśmy do zjawiskowego wodospadu Suchodolská Niagára, który też okazał się słabo nawodniony. Warto w to miejsce jednak wrócić po większych deszczach, bo efekt z relacji internetowych po prostu zachwyca. Po około półgodzinnym odpoczynku z wegańskim posiłkiem w towarzystwie śpiewu ptaków i szumu wody ruszyliśmy dalej.
Wznieśliśmy się ponad kolejny wąwóz – Letni (Hájkova rokle). Droga zmieniała swoją strukturę: czasem była usiana kamieniami, a czasem świetnie amortyzującym leśnym poszyciem. Teren znów zaczął się różnicować – szliśmy stromym podejściem w otoczeniu piaskowcowych tworów natury. Po krótkim odpoczynku w małym, ale wygodnym schronie, wspinaliśmy się dalej. Niektóre ze skał przypominały nam głowy różnych zwierząt, co stwarzało dobrą pożywkę dla naszej wyobraźni. Dzięki tym wyjątkowym kształtom skał wysiłek fizyczny nie był tak mocno odczuwany. Weszliśmy kamiennymi schodami na kolejną ciekawą górę – Sępie Gniazdo (Supí hnízdo) na wysokości 702 m n.p.m, z której roztaczał się szeroki widok na czeską stronę Gór Stołowych i Gór Suchych. Zatrzymaliśmy się na dłuższą chwilę w tym urokliwym miejscu. Był to czas na ciepłą owsiankę i zupę z termosów.
Szybkim krokiem zbliżaliśmy się do końca naszej wycieczki. Na deser zostawiliśmy sobie najbardziej poruszający widok – Skalny Teatr (Skalní divadlo). Z tarasu widokowego podziwialiśmy dziesiątki skalnych „pionków” dumnie wystających z gęstego lasu. Skały praktycznie pionowe, poprzecinane wieloma bruzdami, a jednocześnie wąskie tworzyły wyjątkową scenerię. Jest to miejsce pełne magii, którym zachwycamy się za każdym razem, bez względu na porę roku czy pogodę. Po dłuższej chwili niemego zachwytu wróciliśmy na główny szlak w stronę parkingu. Po drodze mijaliśmy formacje takie jak Sowa, Żółw, Leżący Mnich czy Kot. Logistyczne dane z drugiej wycieczki: trasa o długości 10 km, a przewyższenie wyniosło ok. 450 m.
Góry Stołowe nie są przesadnie wysokim pasmem, jednak nadrabiają to swoim zróżnicowaniem. Są idealne dla średnio zaawansowanych turystów. Ich czeska strona oferuje wiele miejsc, których tu nie opisałem, a które miałem okazję odwiedzić. Polecam też takie miejsca jak Božanovský Špičák i Koruna.
Od pewnego czasu spacerujemy tempem niespiesznym, około dwa razy dłuższym niż przewidują informacje na mapach i tablicach turystycznych. To daje nam możliwość głębszego doświadczenia w uważności tych miejsc i zjawisk, których jesteśmy świadkami. Czasem wolniej znaczy więcej.
- Tekst i zdjęcia: Jacek Balazs
- Tekst ukazał się w numerze 7-8/2024 Magazynu VEGE