Jest taka odmiana działania dla zwierząt, która jako ubrała się w sztukę. Jej przedstawicielką jest Elwira Sztetner.
„Już nie chcę mówić o niczym innym, tylko o zwierzętach” – powiedziała Elwira Sztetner podczas premiery stworzonego wspólnie z Dariuszem Gzyrą projektu artystyczno-polityczno-filozoficznego „Śmiałość i empatia”. Tych dwoje musiało się spotkać właśnie przy czymś takim. Gzyra: filozoficzno-polityczna inspiracja dla aktywistów wegańskich. Sztetner: artywistka, która o krzywdzie zwierząt mówi za pomocą tkaniny.
Aktywizm poprzez sztukę
Profesora Elwira Sztetner, rocznik 1975, od 2019 r. prowadzi Pracownię Tkaniny Artystycznej na Wydziale Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Jej prace bywają mocno „tkaninowe”, pierwszy wegański projekt był stricte taki, choć na próżno szukać znanych materiałów w najnowszym przedsięwzięciu, stworzonym wspólnie z Gzyrą. Jak przyznaje sama artystka, tkanina bywa jej koniem trojańskim, którym posługuje się, aby wprowadzać wegański przekaz tam, gdzie nikt się go nie spodziewa.
Ta „artywistka” w pierwszym akapicie to nie literówka. W rzeczywistości istnieje taka odmiana aktywizmu, który jako narzędzie obrał sobie sztukę. Przemawia się w ten sposób oczywiście tylko do maleńkiej niszy, która interesuje się współczesną sztuką. Ale za to jakiej niszy! To są prawdziwie nisko wiszące jabłka, ludzie z już wyostrzoną wrażliwością. Łatwy cel dla strzał nasączonych weganizmem. Jeśli ktoś się zastanawiał, jaki sens ma artywizm, to tutaj już ma odpowiedź.
Jest ich więcej
Spotykamy się z Elwirą w warszawskiej cukierni Eter i rozmawiamy o artywistkach, które szczególnie cenimy. Padają nazwiska Diany Lelonek, która przejmująco opowiada w swojej twórczości o śmierci ekosystemów i społeczności (Diana to jest kawał fachury – mówi z uznaniem pani profesor) i Agaty Zbylut, jednej z bardziej bezkompromisowych obnażycielek patriarchalnej przemocy wobec kobiet. Agata, jak zdradza mi Elwira, jest weganką.
Dlaczego żadna z nich nie wprowadza do swojej sztuki optyki wegańskiej? Powodów może być wiele, ale najsmutniejszy z nich Sztetner zdradziła w czasie premiery „Śmiałości i empatii”: weganizm w galeriach sztuki nie ma szans. Jeśli to nawet nie jest powód, dla którego nie pojawia się w pracach Zbylut czy Lelonek, to może nim być dla innych wegańskich artystów i artystek. Galeria sztuki to taki podrasowany Netflix – z przyjemnością weźmie już queer, różnorodność, postkolonializm czy katastrofę klimatyczną. O zbrodni wobec zwierząt na bezprecedensową skalę na razie milczy.
Korzenie
Elwira Sztetner wywodzi się ze środowiska anarchistycznego, korzenie artystyczne ma też zanurzone w queerze. Prozwierzęcy przekaz był z nią obecny od samego początku, ale jak przyznaje, w niezbyt głębokiej wersji. – Takiej wegetariańskiej – mówi mi w rozmowie.
Pierwszą osobą, którą wymienia, kiedy pytam ją o jej drogę do weganizmu, jest jej wieloletnia partnerka, rysowniczka Edyta Kranc. Odkąd się poznały i zaczęły dzielić ze sobą życie, zaczęły też wspierać się w dojrzewaniu do weganizmu. Na przełomie kwietnia i maja 2024 r. obie artystki prezentowały wspólną wystawę „Tak jak Ty” we wrocławskiej Galerii Tymczasem. Było to zderzenie tych samych postulatów, przepuszczonych przez dwie, inne i zarazem jakże podobne, wrażliwości artystyczne. Edytę Kranc możecie kojarzyć m.in. z przejmującego komiksu, w którym doświadczenie bycia świeżo narodzonym ludzkim dzieckiem zestawia z doświadczeniem bycia świeżo narodzonym cielęciem.
W życiu Elwira Sztetner zaczęła być wegetarianką bardzo szybko, bo już w wieku 15 lat, a weganką jest od lat ośmiu. W sztuce zaczynała, podobnie jak Lelonek i wiele innych artystek i artystów, od ekosystemów, klimatu i antropocenu. „Przetrwalec”, co do którego artystka zaznacza, że powstał na marginesie jej codziennych aktywności, sympatyczny stwór zlepiony z opakowań po produktach, głównie spożywczych (np. chipsach), nosi w sobie anarchistyczno-antyglobalistyczny ogień. Poszczególne jego części krzyczą cienkimi głosikami hasła, które składają się na późnokapitalistyczny szum w naszych głowach – „Nagrody!”, „Daj na luz!”, „Bliżej natury!”.
Dorobek
W 2014 r. zaczęła powstawać „Populacja”. Jak pisze o niej sama artystka, „składa się ona z niezliczonej ilości zdjęć przedstawiających twarze noworodków. Zdjęcia te wycinam z jednej z warszawskich gazet, która co tydzień publikuje portrety nowo narodzonych mieszkańców naszego miasta. Praca nad <<Populacją>> jest procesem, którego ostateczny kształt jest zależny od wielu czynników. Jego naturą jest ciągłe rozrastanie się, dążenie do szczelnego zapełnienia dostępnej mu przestrzeni”. Widać w tej decyzji artystycznej i anarchistyczny pazur, i zdroworozsądkowy antynatalizm, do którego Sztetner oficjalnie się przyznaje.
„Superorganizm” – wykonane z resztek przędzy z fabryki dywanów i starych ubrań obiekty, przypominające jednocześnie omszałe, leśne kamienie i przyjemne w dotyku poduszki – to nie tylko wyraz fascynacji tytułowym zjawiskiem, lecz także refleksja nad niuansami w relacjach pomiędzy jednostką a grupą. „Czy superorganizm to kolonia organizmów tego samego gatunku czy wielogatunkowe ciało tworzone przez organizmy powiązane ścisłymi zależnościami z endosymbiozą włącznie?” – zadaje swoją pracą pytanie artystka.
Przeszkodą w zrobieniu bardziej radykalnego gestu w stronę zwierząt był, jak mówi mi Sztetner, brak odpowiedniego języka. Żeby go wypracować, trzeba najpierw odkryć dla siebie sztukę krytyczną, którą trudno tworzyć przy pomocy np. narzędzi malarstwa abstrakcyjnego. Nacisk na kompozycję czy światło nigdy nie będzie temu sprzyjał. A jednak kiedy patrzymy na pierwszą w pełni wegańską pracę Elwiry Sztetner, czyli „Anatomię świadomości”, to właśnie piękno kompozycji przykuwa wzrok. To pieczołowicie wyhaftowane mózgi i centralne układy nerwowe różnych ssaków. Jest wśród nich organ ludzki. Uderza, jak bardzo te wszystkie mózgi są do siebie podobne. – Anatomiczna i neuroanatomiczna budowa kory mózgowej wszystkich ssaków jest niemal identyczna – objaśnia artystka. „Pod skórą wszyscy jesteśmy tacy sami” – dodałby zapewne pisarz Michel Faber.
Elwira Sztetner, mając tytuł naukowy nadany przez ASP, dociera z wegańskim przekazem wszędzie tam, gdzie odbiorcy i odbiorczynie zasadniczo mogliby spodziewać się, no cóż, tkanin. Jej pracę „Popatrz w moje szklane oczy” można było oglądać m.in. podczas IV Biennale Tkaniny Artystycznej w Poznaniu. A przecież jedyne, co ma wspólnego z tkaniną, to wszyte kawałki czerwonego materiału imitujące krew. Projekt powstał na fali fascynacji artystki dziecięcymi zabawkami.
Ambicje
Elwira Sztetner zaczęła pokazywać w swoich pracach, na jak wczesnym etapie życia przemoc wobec zwierząt jest przez nas internalizowana, a zbrodnicze praktyki wobec osób nieludzkich stają się dla nas normalne. Artystka znalazła w sklepach z używaną odzieżą maskotki imitujące skóry upolowanych niedźwiedzi czy głowy zabitych jeleni. Wszystko to przytulanki stworzone z myślą o najmłodszych. Kapitalizm dba, żebyśmy nie kwestionowali zasadności przemocy wobec zwierząt. Żebyśmy zaczęli to robić, Sztetner doszywa do zabawek pluszowe plamy krwi.
Z jej najnowszą pracą pewnie nie byłoby już tak łatwo dostać się na Biennale Tkaniny Artystycznej. Raz, że tkanina przestała w niej występować nawet w pretekstowy sposób, a dwa, że – powiedzmy to sobie szczerze – nikt nie lubi myśliwych, a już na pewno mało kto wśród koneserów tkaniny artystycznej, ale zjeść kotleta schabowego, a i owszem, lubią także w środowiskach artystycznych. Więc lepiej będzie nie wyjeżdżać im z jakąś sentiokracją. To nowe słowo, oznacza ustrój, w którym człowiek dzieliłby się prawami z innymi czującymi istotami.
W swojej najnowszej pracy Elwira Sztetner w dalszym ciągu eksploruje temat normalizacji przemocy wobec zwierząt poprzez zabawki. Kiedy Zbigniew Libera budował z klocków swój „Lego Holocaust”, elementy musiały zostać specjalnie na tę potrzebę zaprojektowane. Sztetner nie musi niczego stwarzać na nowo. Szczęśliwe krówki, które dają mleczko, szczęśliwe świnki, które dają mięsko, i rybki, które nic nie czują, są tylko obiektami układanymi w koszyku jak marchewki – takie klocki już są. I nie tylko klocki, co Sztetner udokumentowała przy pomocy fotografii w ramach projektu „Ćwiczenia z empatii”. Dariusz Gzyra dopisał do tego radykalny (nierealny i cudowny) manifest polityczny, w którym namawia na odejście od demokracji w stronę sentiokracji. I tak, dzięki pieniądzom pozyskanym przez Sylwię Spurek z Parlamentu Europejskiego, powstała „Śmiałość i empatia” – książka-artefakt z tekstami i pracami, którą twórcy rozdają chętnym przychodzącym na spotkania z nimi w całej Polsce.
- Tekst: Jolanta Nabiałek
- Tekst ukazał się w numerze 7-8/2024 Magazynu VEGE