Zyskujemy coraz większą świadomość tego, jak media społecznościowe oddziałują na ludzi, ale czy myślimy o ich wpływie na zwierzęta?
Social media powstały z myślą o łączeniu ludzi. Miały zmniejszać dystans, ułatwiać kontakt, sprawiać, że będziemy sobie bliżsi. Tymczasem kolejne ikonki w naszych telefonach odzierają z prywatności i niczym kamery w filmie „Truman show” rejestrują każdy element naszego życia. Choć użytkownikami Facebooka i Instagrama są ludzie, niemal tak samego często na internetowych platformach można zobaczyć zwierzęta.
Social pets
Kto nie ma zdjęcia swojego pupila w telefonie, niech pierwszy rzuci kamieniem. Robimy zdjęcia i nagrywamy filmy – wszystko po to, żeby na dłużej zachować wyjątkowe, słodkie chwile i w kilkusekundowym filmiku skondensować słodycz i puchatość naszych podopiecznych.
Na samym Instagramie pod hashtagiem #catsofinstagram można znaleźć ponad 200 mln postów. To przynajmniej 200 mln zdjęć i filmów naszych puchatych towarzyszy. Nie ma nic złego w dzieleniu się ze światem swoim życiem. Nie ma też nic złego w umieszczeniu w mediach społecznościowych zdjęć zwierząt – naszych czy cudzych. Problem zaczyna się pojawiać, jak zwykle, po stronie ludzi i ich intencji.
Grumpy cat, Pieseł, Stephanek to tylko niektórzy ze zwierzęcych influencerów, którzy doczekali się swoich własnych kont, fanów i płatnych współprac. Przeglądając social media, wciąż napotykamy na coraz nowsze filmiki prezentujące zwierzęta „mówiące” ludzkim głosem, wybierające, która drużyna piłkarska wygra mecz czy prezentujące śmieszne sytuacje. Na potęgę udostępniamy sobie urocze pieski, kotki, kangury czy papużki. Wysłanie postu zajmuje mniej niż kilka sekund. Niewiele mniej niż napisanie komentarza i zdecydowanie mniej niż zastanowienie się, co się za tym kryje.
Wirtualny cyrk
Oburza nas widok zwierząt tresowanych w cyrku, żeby robiły to, co każą im ludzie. Jednocześnie bez chwili zastanowienia zostawiamy swoje serduszka pod wizerunkiem psa, który prezentuje najlepsze przebrania na Halloween, albo filmiku z kotem, który ku uciesze internautów sprawdza, ile rolek papieru toaletowego będzie w stanie przeskoczyć. Na największych polskich profilach co jakiś czas można zobaczyć kolejny trend w pokazywaniu zwierząt. Dzieje się to zatrważająco często, bez poszanowania ich praw, granic i potrzeb.
Pozowanie za smaczki, kręcenie kilkunastu lub kilkudziesięciu ujęć, podnoszenie, głaskanie wbrew woli zwierząt, w imię kolejnych lajków i serduszek pod postem. Ostatnim trendem, który w idealny sposób obrazuje brak poszanowania granic, jest nagrywanie filmików, na których zwierzęta są budzone tylko po to, aby pokazać znajomym, jak uroczo i bezradnie wyglądają.
Brak poszanowania zwierzęcych granic widać nie tylko w treściach nakręconych „pod algorytm”. Zastanawiające są również te naturalne materiały, które mają uchylić rąbka tajemnicy z życia rodem z żurnala. Oglądamy sesje zdjęciowe z udziałem alpak z wyciętym w futrze serduszku, symbolu miłości. Oglądamy ciągnięte za ogon psy i ciągle podnoszone koty przez dzieci, które odkrywają świat zwierząt, a rodzice rejestrują ich zachowania, zamiast reagować.
Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie
Social media mają jeszcze jedno mroczne oblicze. Pandora gate rzuciła zupełnie nowe światło na działania influencerów, których ofiarami padają nie tylko młode dziewczyny, lecz nierzadko także zwierzęta. W przestrzeni internetowej nietrudno natknąć się na nagrania bitych, podpalanych czy maltretowanych zwierząt. Niestety zbyt często okazuje się, że organizacje mają związane ręce ze względu na trudność w ustaleniu sprawcy, brak weryfikacji, kiedy dokładnie zostało nakręcone wideo, a nawet czy jest to treść, która powstała w Polsce. Powinny to robić organy ścigania, ale najczęściej nie reagują. Nie przyjadą przecież na Facebook.
Jasna strona
Social media, jak żadna inna przestrzeń publiczna, stają się wylęgarnią szkodliwych treści. Mogą być jednak miejscem, gdzie dzieje się wiele dobrego. Internet to nie tylko przekraczanie wszelkich granic, lecz także tworzenie przestrzeni, która ratuje. Zbiórki pieniężne, poszukiwanie domów adopcyjnych, nagłaśnianie przestępstw, których ofiarami padają zwierzęta to tylko niektóre przykłady działań, które bez globalnej sieci nie byłyby możliwe, a z pewnością nie na tak wielką skalę. Mnóstwo zwierząt zostało uratowanych, bo ktoś umieścił w niej film, a dzięki mobilizacji internautów udało się namierzyć sprawcę. Na przykład w 2022 r. zaangażowanie użytkowników pozwoliło na znalezienie mężczyzny, który związał swojego kota kablem od suszarki i osoby odpowiedzialnej za torturowanie kota w Wadowicach.
„Żebrolajki” to najczęstsze oblicze schroniskowych zwierząt. Dla nich algorytmy są przeważnie dużo bardziej okrutne niż dla ich instagramowych kuzynów. Nie cieszą oka, nie rozśmieszają, zamiast tego wzbudzają poczucie winy i smutek. Takich postów nie chce się wysyłać znajomym. Tymczasem każde działanie zwiększające zasięg schroniskowych postów może zwiększyć szansę zwierząt na dom.
Nasze kliknięcia mogą mieć prawdziwą moc sprawczą. Jednak zanim zdecydujesz się kliknąć „lubię to”, przemyśl, czy będzie to prawdziwy lajk dla zwierząt.
- Tekst: Paulina Kaczmarek – magistra dziennikarstwa i komunikacji społecznej. Od kilkunastu lat pomaga ludziom, firmom i organizacjom pozarządowym lepiej komunikować się w internecie i nie tylko. Pasjonatka lekkiego pióra i ciężkich kettli.
- Tekst ukazał się w numerze 2/2024 Magazynu VEGE