…to natychmiast pojawi się piąta. To jedno z praw Murphyʾego, które sprawdza się nieodmiennie, w każdym razie wtedy, kiedy staramy się zrobić coś przyzwoitego. Przykra prawda jest taka, że w naszym świecie nie da się żyć całkowicie etycznie. Można się tylko starać. Nie jesteśmy (ja nie jestem) w stanie sprawdzić każdego artykułu, który kupuję, a nie kupować nie mogę, bo muszę coś jeść, w coś się ubrać i np. napisać tekst bądź przeczytać to, co napisali inni. Każda z tych czynności jakoś przełoży się na świat. Będzie miała swój ślad środowiskowy (nie tylko węglowy).
Powiedzmy, że rezygnujemy z produktów zwierzęcych z powodów etycznych. Odróżnienie ich od innych przyczyn jest tutaj ważne, bo przecież w takim przypadku chodzi nam o to, żeby nasze wybory nie miały negatywnego wpływu na inne istoty żywe. Naturalnie zwracamy się ku żywności czysto roślinnej i chcąc nie chcąc (zdecydowanie nie chcąc), i tak wpisujemy się w schemat wykorzystania zasobów planety ponad miarę. A to dlatego, że nie jesteśmy w stanie wyprodukować dla siebie soczewicy czy innych źródeł białka. Kupujemy tę soczewicę wyprodukowaną przez ludzi, którzy zajmują się tym zawodowo.
Czy jestem w stanie sprawdzić, jak to robią? Szczerze – nie. A nawet jeśli, to nie zawsze będę miał alternatywę. I znowu: a nawet jeśli będę miał, to muszę jeszcze rozstrzygnąć, czy wolę wspierać swoim zakupem producenta, który stosuje nawozy sztuczne (o olbrzymim śladzie środowiskowym) czy tego, który stawia na ekologię. Wtedy korzysta z nawozu naturalnego, czyli obornika.
Żeby był obornik, musi być obora… Czyli zwierzęta, których nie zjadam, ale i tak wykorzystuję. Zdaję sobie sprawę, że brzmi to jak argument wykorzystywany przez przeciwników weganizmu. Ale tylko brzmi. Tak naprawdę liczy się skala. Jestem nie tyle przekonany, ile pewny, że lepiej zrobić coś niż nic. Nawet jeśli nie ocalam wszystkich i wszystkiego, lepiej siać mniej spustoszenia niż więcej, prawda?
- Tekst: Maciej Weryński, red. naczelny Magazynu VEGE
- Tekst ukazał się w numerze 2/2024 Magazynu VEGE