Pragnienie emocjonalnej więzi z najbliższymi osobami to emocjonalny priorytet – dla człowieka nie ma nic ważniejszego. Fragment książki „Nastolatek potrzebuje wsparcia” (wyd. Sensus).
Każdy człowiek, by mógł się dobrze rozwijać i wzrastać, potrzebuje akceptującej więzi. Relacji, w której czuje się przyjęty, w której ma zaufanie, że to, co robi, zasługuje na szacunek. Więzi, w której to, co jest dla niego ważne, może być przyjęte i jest po prostu okej albo wystarczające. Czyli nie musi na nic zasługiwać, by móc być z drugą osobą. Posiadanie bliskich relacji z innymi ma ogromne znaczenie dla każdego aspektu naszego zdrowia – zarówno fizycznego, mentalnego, jak i psychicznego. Ważna jest jakość tych relacji, ponieważ negatywne podkopują nasze zdrowie.
[/wcr]
„Kochamy tak, jak byliśmy kochani” (Brené Brown „Dary niedoskonałości”) – to oznacza, że w relacjach z drugim człowiekiem odtwarzamy wzorzec więzi, którego doświadczyliśmy w dzieciństwie. Oczywiście, mając tego świadomość, możemy to zmienić. Jednak gdy jej nie mamy, posiadany przez nas wzorzec powoduje, że ciągle wchodzimy w podobne relacje, nie rozumiejąc, dlaczego tak się dzieje. Można to opisać słynnymi zdaniami: „Jak to jest, że ciągle trafiam na takich samych facetów?” lub „Jak to się dzieje, że przyciągam takie same kobiety?”. To nie jest kwestia przyciągania, tylko sposobu budowania relacji, czyli odtwarzania pewnych ról, wynikających z utrwalonego sposobu funkcjonowania w relacji. Ważne, żeby umieć nieświadome uczynić świadomym; zrozumieć, dlaczego więź jest ważna, i nauczyć się budować ją w sposób bezpieczny dla naszego nastolatka, by mógł jej także doświadczać w relacjach, które sam buduje.
Zerwanie więzi rodzi przerażenie – więź jest dla nas schronieniem, bazą bezpieczeństwa, ponieważ stanowi imperatyw przetrwania. Sue Johnson w książce „Przytul mnie” pisze, że koncentruje się ona wokół trzech zasadniczych pytań:
• „Czy jesteś ze mną?”;
• „Czy jestem dla ciebie ważny(-na)?”;
• „Czy przyjdziesz, kiedy będę tego potrzebował(a), kiedy poproszę?”.
Dziecko czuje miłość poprzez doświadczenie interakcji z opiekunem. Kiedy jest małe i czegoś chce albo potrzebuje, to wyraża to w różny sposób. Może krzyczeć, płakać, tupać nogami. Może też oczywiście na początku prosić, ale im bardziej nie dostaje, tym bardziej się domaga. Istotne jest, czy kiedy czegoś potrzebuje, to doświadcza czułości, uważności lub przewidywalności – to rodzi wzorzec jego więzi. Uczy go, czy relacje z otoczeniem mogą być bezpieczne, czy może się przywiązać i oczekiwać, że będzie widziane i zaopiekowane. Oznacza to efektywną zależność, o której pisał twórca teorii więzi John Bowlby. Według niego efektywna zależność oznacza umiejętność zwrócenia się do innych po emocjonalne wsparcie i jest wynikiem siły, a nie słabości! Oznacza to, że osoba posiadająca przekonanie, że ktoś jest po jej stronie i że „zabezpiecza jej tyły”, ma znacznie większą pewność siebie. Jeżeli nastolatek będzie czuł się bezpiecznie w relacji z rodzicem, będzie mu łatwiej nie tylko prosić o wsparcie w trudnych dla niego chwilach, ale również będzie mu łatwiej to wsparcie dawać. W relacji z rodzicem uczy się, że na drugiej osobie można polegać, przez co łatwiej wchodzi w relacje.
Jeżeli potrzeby dziecka są bagatelizowane przez rodziców lub – uwaga – spotykają się z niezadowoleniem, to uczy się ono, że jego pragnienia i potrzeby oznaczają kłopot dla drugiej osoby, ale też oznaczają kłopot w relacji i bardzo często też niestety – zerwanie więzi. Doświadczenia wielu domów są takie, że kiedy ktoś domagał się czegoś ważnego dla siebie, to albo słyszał, że jest kłopotem i robi kłopot, albo dostawał karę pt. „Idź do swojego pokoju i przemyśl to sobie”, „Jak ci przejdzie, to możesz wrócić”, „Zastanów się nad sobą”.
Dlatego kiedy bardzo pragniemy być w relacji, a dostajemy w zamian niezadowolenie i zerwanie więzi, to uczymy się niestety, że „chcieć” i „pragnąć” może oznaczać zerwanie relacji. To jest bardzo trudne do wytrzymania – nie móc być blisko. Zwłaszcza dla dziecka, które potrzebuje rodzica do tego, by przeżyć, bo bez opiekuna nie może zaopiekować się same sobą – nie zrobi zakupów, nie ugotuje jedzenia, nie pojedzie samo do przedszkola.
W związku z tym, chcąc być w relacji, musimy zapłacić cenę samych siebie, cenę swoich potrzeb i cenę swoich pragnień. Oznacza to, że „znikamy siebie” za cenę przynależności, za namiastkę więzi. Przestajemy mieć zaufanie do tego, co czujemy, do tego, co widzimy, i do tego, czego potrzebujemy. Ten lęk przed odrzuceniem tak bardzo nas wycofuje, że nie jesteśmy w stanie zrobić ruchu ku zmianie – tkwimy w zamrożeniu emocjonalnym, choć w środku bardzo tęsknimy za bliskością i bezpieczeństwem. Nie robimy ruchu ku życiu. Nie robimy ruchu ku nowemu. I zostajemy w tym znikaniu. Jak się to przekłada na zaufanie do siebie? Może to rodzić postawę: „Nie mogę ufać osobie, której nie widzę”. Czyli nie mogę mieć zaufania do siebie, jeżeli nie widzę swoich potrzeb; nie widzę i nie rozumiem swoich emocji; nie wiem, kim jestem i co jest dla mnie ważne w relacji ze sobą i w relacji z innymi.
Rodzi to błędne koło: bycie w kontakcie ze sobą kojarzy się z karą, z odrzuceniem, czyli niezadowoleniem. W związku z tym, by ich uniknąć, wycofujemy się z tego kontaktu. Głodni więzi rezygnujemy z niej, udajemy, że jej nie potrzebujemy.
- Tekst: Robert Bielecki, Agnieszka Kozak, Marcin Rzeczkowski (Nastolatek potrzebuje wsparcia, Sensus)
- Tekst ukazał się w numerze 12-01/2023-2024 Magazynu VEGE