Obco brzmiące nazwy składników, których zadaniem jest przedłużenie trwałości produktów, nie zawsze mają „bezpieczne” (czyt. roślinne) pochodzenie.
Z jednej strony jest proste bycie weganinem w drugiej dekadzie XXI w., bo półki z roślinnymi zamiennikami mięsa i nabiału uginają się od rozmaitych produktów. Z drugiej –możemy mieć kłopoty, bo biotechnologia żywności i przetwórstwo rozwinęły się w tak wysokim stopniu, że niekiedy trudno jest rozszyfrować skomplikowany skład widoczny na etykietach.