Polska branża mięsna chętnie widziałaby przyjęcie podobnych regulacji, jak te działające od niedawna we Francji – czyli zakazu używania nazw takich jak “kiełbaski, “boczek”, czy “kotlety” w stosunku do roślinnych zamienników mięsa.
– Wykorzystanie tradycyjnych nazw produktów mięsnych “kotlet”, “kiełbasa”, “kabanosy” czy “szynka” dla produktów roślinnych wprowadza dezorientację wśród konsumentów. Podstawowym kryterium, jakim należy się kierować w oznakowaniu produktów żywnościowych wprowadzanych na rynek powinien być zakaz wprowadzania konsumenta w błąd — mówi cytowany przez INNPoland Aleksander Dargiewicz, prezes organizacji producentów trzody chlewnej Polpig. Branża martwi się o te osoby, które na opakowaniu “nie doczytają” określenia “wegański” czy “roślinny” i przez pomyłkę zjedzą… rośliny zamiast mięsa!
A co na to przedstawiciele firm produkujących roślinne zamienniki?
– Istnieje ryzyko, że zastosowanie innych określeń (jak „krążki” czy „plastry”) przyczyni się do stygmatyzacji kategorii zamienników mięsa i zniechęcenia potencjalnych nowych konsumentów do sięgnięcia po te produkty – mówi z kolei cytowana przez Portal Spożywczy Dominika Kowalewska, kierownik ds. badań i rozwoju produktu w firmie One Day More.
– Oczywiście można nazywać te produkty w inny sposób, ale przyzwyczajenie Konsumentek i Konsumentów do nowej terminologii może być czasochłonne i generować wysokie koszty, których szczególnie dziś powinniśmy unikać, stawiając na szeroki i przejrzysty dostęp do produktów dla każdego, kto chciałby urozmaicić swoją dietę o produkty roślinne – dodaje Katarzyna Gębala z Polsoi/Well Well.
– Dodajmy, że tak jak w oczach konsumentów napój roślinny będzie mlekiem roślinnym, mało prawdopodobne jest, by roślinne kiełbaski, nawet oznaczone jako roślinne… walce, a może rulony, przestały być postrzegane po prostu jako… roślinne kiełbaski – podsumowuje Maciej Otrębski z Roślinnie Jemy.
AK