Jak pisać o czymś tak potwornym? O wojnie, która nami wstrząsnęła?
Tak, powinny nami wstrząsać wszystkie wojny świata, ale ta jest dla nas szczególna, bo bliska, dotykalna. Piszę to na początku marca, nie wiedząc, co zdarzy się za chwilę, tak jak nie wiedziałem 23 lutego, że dzień później obudzę się w innym świecie. Tak jak teraz nie wiem, w jakim świecie obudzę się jutro.
Jakie słowa wystarczą, by zareagować na wciąż niewyobrażalne dla mnie cierpienie (nawet to słowo wydaje się nie na miejscu – zdewaluowane przez lata używania w zupełnie nieadekwatnych okolicznościach). Słów nie wystarcza, ale są emocje. Rozpacz, strach, żal, gniew, ale też współczucie, serdeczność. No i jest najważniejsza reakcja: działanie. Jego skala od poranka 24 lutego przeszła najśmielsze oczekiwania (znowu niewłaściwe słowo – przecież tego nie oczekiwaliśmy). Wiem, że wielu z Was – wierzę, że większość – się w nie włączyło. Na różne sposoby. Każdy na miarę swoich możliwości, niektórzy ponad nią. Od zbierania rzeczy i pieniędzy po wyruszenie z pomocą w miejsca ogarnięte wojną. Od wsparcia dobrym słowem po przyjęcie potrzebujących pod swój dach. Po raz pierwszy na taką skalę również ewakuowanych zwierząt. Tak niewiele może w tej sytuacji pocieszać, ale to – tak.
Póki działamy, jakoś sobie radzimy z emocjami. Także z tymi złymi, choć podobno takich nie ma. Ja uważam, że są. Nigdy nie wybaczę tym, którzy tę wojnę wywołali, że zmusili mnie do aprobaty dla zabijania, a nawet jakiejś radości na wieść o śmierci agresorów. Ale przecież wiem, że to nic w porównaniu z nieszczęściem, które dotknęło innych. Więc robię, ile czuję, że mogę. Już wiem, że Wy też. Obyśmy nie przestali.
- Tekst: Maciej Weryński
- Tekst ukazał się w numerze 4/2022 Magazynu VEGE