Niezależnie od tego, po które mleko roślinne sięgniemy, rezygnując z krowiego, robimy coś dobrego dla planety. Ale czy każde produkcja każdego z nich jest nieszkodliwa dla środowiska?
Powodów, dla których decydujemy się na mleko roślinne zamiast krowiego, jest wiele. Pierwszy to etyka – niezgoda na wykorzystywanie krów i ich dzieci. Drugi to zdrowie. Jak wskazują dane, około 75 proc. dorosłych zmaga się z nietolerancją laktozy, przez co po spożyciu krowiego mleka doświadczają problemów trawiennych. Zniechęca też stopień jego przetworzenia, obecność pestycydów, metali ciężkich, antybiotyków. Trzecim powodem jest gust. Oferta roślinnych zamienników mleka jest tak duża, że każdy może znaleźć taki smak, jaki najbardziej lubi – słodki, raczej wytrawny lub neutralny.A co ze środowiskiem naturalnym? Przemysłowa hodowla zwierząt (na mięso i mleko łącznie) odpowiada za około 16 proc. antropogenicznej emisji gazów cieplarnianych. Według danych z 2018 r. to trzy razy więcej niż produkcja któregokolwiek mleka roślinnego. Wymaga też około dziewięć razy więcej powierzchni ziemi. W przypadku wody nie da się podać dokładnej liczby. Dużo zależy od tego, jakie konkretnie produkty porównamy.
Jedno jest jednak pewne: niezależnie od tego, po które mleko roślinne sięgniemy, rezygnując z krowiego, robimy coś dobrego dla planety.
Migdałowe
Migdały, uprawiane na największą skalę w Kalifornii, pochłaniają duże ilości wody – nawet 12 litrów na jeden orzech. To najwięcej ze wszystkich rodzajów mleka roślinnego.
Jeszcze gorzej wygląda na ogromnych plantacjach sytuacja z pszczołami. Rolnicy ściągają ule z okolicznych regionów; to nawet 70 proc. wszystkich pszczół robotnic wykorzystywanych w Stanach Zjednoczonych do celów komercyjnych. Specjaliści szacują, że podczas jednego sezonu ponad 30 proc. z nich ginie z przepracowania. Procent ten rośnie przez intensywne nawożenie pól pestycydami, w tym glifosatem.
Kokosowe
Pod względem środowiskowym mleko kokosowe wypada dobrze. Drzewa wymagają niewielkiej ilości wody i pochłaniają CO2. Jedyny znaczący problem ekologiczny to pogorszenie bioróżnorodności, bo pod uprawy kokosa wycina się duże obszary lasów deszczowych.
Znacznie gorzej jest w aspekcie społecznym. Kokos, choć kusi nas egzotyką i unikalną słodyczą, dla biednych regionów w Filipinach, Indonezji i Indii zdecydowanie nie jest synonimem raju. Miejscowi robotnicy otrzymują mniej niż 1 dol. za cały dzień pracy na plantacji, a rosnąca popularność mleka kokosowego sprawia, że presja wywierana na farmerów przez rynek rośnie.
„Rolnicy w Indonezji powinni hodować jedzenie, by zadbać o swoje rodziny, a nie spełniać międzynarodowe żądania” – powiedział dla „The Guardian” Isaac Emery, konsultant do spraw zrównoważonego rozwoju żywności. Jeśli sięgamy po mleko kokosowe, na pewno warto wybierać to z certyfikatem Fair Trade.
Ryżowe
Ryż pochłania ogromne ilości wody, niewiele mniej od migdałów. Dodatkowo na polach ryżowych dochodzi do namnażania się bakterii, które emitują pokaźne ilości metanu, mając udział w ogólnym rachunku gazów cieplarnianych wydzielanych do atmosfery. To więcej niż jakiekolwiek inne mleko roślinne. Obfite nawożenie plantacji sprawia, że napoje ryżowe mogą zawierać rakotwórczy arsen. Ten zanieczyszcza też okoliczne obszary, zagrażając miejscowej społeczności.
Sojowe
Mleko sojowe jako pierwszy taki napój roślinny zdobyło dużą popularność. Dietetycy wskazują, że ma dużą zawartość białka, porównywalną do mleka pochodzenia zwierzęcego, a także hormony, które – wbrew rozpowszechnianym pseudoinformacjom – nie powodują problemów z płodnością u mężczyzn, a wręcz pomagają.
Problemy środowiskowe sprowadzają się do masowej skali, na jaką produkuje się ziarno. Aby zdobyć miejsce niezbędne pod obszerne plantacje soi, cały czas wypalane są połacie lasów deszczowych, głównie w Stanach Zjednoczonych i Brazylii. Pamiętajmy jednak, że większość światowych zbiorów soi wykorzystuje się do karmienia zwierząt hodowlanych, a więc w przemyśle mleczarskim i mięsnym.
ONZ informuje, że do 2050 roku ponad 5,5 mld ludzi może musieć się zmierzyć z groźnymi niedoborami wody. W tym kontekście soja wypada dobrze, bo aby uzyskać jedną szklankę produkowanego z niej napoju, potrzeba zaledwie 5,6 litra wody. Ta sama ilość mleka ryżowego wymaga około 54 litrów, migdałowego 74, a krowiego 125.
Owsiane
W Stanach Zjednoczonych, kraju kochającym się w mleku migdałowym, zauważono znaczący wzrost popularności mleka owsianego. Wartość jego detalicznej sprzedaży wzrosła tam z 4,4 mln dol. w 2017 do 29 mln dol. w roku 2019.
Owsa mamy bardzo dużo. To może cieszyć, ale produkcja na masową skalę wiąże się ze stosowaniem pestycydów, w tym wspomnianego już glifosatu. Environmental Working Group przeprowadziło badanie, które wykazało obecność rakotwórczego składnika we wszystkich produktach owsianych pochodzących z konwencjonalnych upraw, a nawet w jednej trzeciej produktów wytwarzanych metodami ekologicznymi. Tak wyraźna obecność pestycydów jest wynikiem rosnącej odporności mikroorganizmów coraz częściej powodujących choroby nie tylko roślin, lecz także owadów.
50–90 proc. światowej produkcji owsa przeznacza się jednak na paszę dla zwierząt. To tak jak w przypadku soi. Trudno więc obwinić ludzi, którzy w takiej czy innej postaci spożywają to zboże, za wszystkie problemy.
Owies uprawia się głównie w północnych rejonach Stanów Zjednoczonych i Kanadzie, co eliminuje problem niszczenia lasów deszczowych. Co do jego związku z lokalną bioróżnorodnością i jakością gleby, zdania są podzielone. Niektórzy wskazują, że zboże, rosnąc nawet w chłodniejszych miesiącach, okrywa glebę, chroniąc ją przed chłodem. Dodatkowo w okresie nieużywania zapewnia jej cenne składniki odżywcze. Inni podkreślają, że masowa skala uprawy owsa zmniejsza żyzność gruntu.
Konopne i laskowe
Z orzechem laskowym sprawa wygląda dobrze. Leszczyna nie wymaga nazbyt urodzajnej gleby – rośnie nawet na nieużytkach rolnych. Nie pochłania ogromnych ilości wody, a w zapylaniu główną rolę odgrywa wiatr. Ślad węglowy produkcji mleka z orzecha laskowego jest więc niewielki, choćby w porównaniu do bliskich orzechowi migdałów.
Z naszego słowiańskiego podwórka możemy czerpać też konopie. Teraz kojarzone z narkotykami, przez całe wieki były uprawiane w przydomowych ogródkach, głównie jako źródło włókna i materiału budowlanego, a z nasion wyciskano olej.
Bojąc się wizerunku „hodowcy zioła”, rodzimi rolnicy nie spieszą się, by siać konopie na swoich polach. A szkoda, bo ta roślina – poza tym, że kryje całe bogactwo minerałów i witamin – jest świetna dla gleby. Jej korzenie wrastają głęboko, poprawiając strukturę ziemi. Jako że liście konopi są duże, wytwarzają sporo cienia, hamując rozwój chwastów. To z kolei zmniejsza zapotrzebowanie na herbicydy i pestycydy. Co prawda konopie wymagają więcej wody niż soja, ale i tak mniej niż migdały czy tym bardziej produkcja nabiału. W ogólnym bilansie wypada więc bardzo dobrze.
Który roślinny zamiennik wybrać, chcąc jak najlepiej dla otoczenia? W przytoczonym zestawieniu najkorzystniej wypadają mleko owsiane, sojowe i coraz bardziej liczące się na rynku mleko konopne oraz z orzecha laskowego. Zaleca się sięgać przede wszystkim po produkty organiczne, do których wytworzenia nie wykorzystywano chemikaliów. Te bowiem szkodzą nie tylko nam, lecz także glebie, zwierzętom i lokalnym mieszkańcom.
Warto kupować różne rodzaje mleka roślinnego. Nie chodzi tylko o ryzyko znudzenia smakiem. Wybierając w jednym tygodniu owsiane, w innym sojowe lub konopne, nie uczestniczymy w wywieraniu presji na rynek i po części zapobiegamy zdominowaniu go przez przemysłowe formy rolnictwa. Problem zaczyna się właśnie wtedy, kiedy chcemy jak najwięcej, jak najszybciej i jak najłatwiej – w imię wzrostu i dobrobytu, ale za to agresywnie w stosunku do przyrody i otoczenia.
- Tekst: Katarzyna Zawolik
- Tekst ukazał się w numerze 11/2021 Magazynu VEGE