Pierwszy miesiąc prenumeraty cyfrowej za 5 złzamawiam

Logowanie

O tych, którzy mieli serce dla zwierząt

październik 30 2020

Znajdźmy w naszej pamięci miejsce dla wszystkich donkiszotów tego świata walczących z jedną z największych niesprawiedliwości, jakich dopuszcza się gatunek ludzki – tą wobec zwierząt.

Idea Dnia Wszystkich Zjedzonych – obchodzonego tuż przed świętem Wszystkich Świętych – ma inspirować do namysłu nad losem istot, które człowiek powołuje do życia, czyni ich życie nieznośnym i zabija dla własnych celów. Wymaga to poszerzenia granic naszej wyobraźni i wrażliwości.

Na świecie jest zabijanych około 70 mld zwierząt rocznie, w Polsce około 840–860 mln samych zwierząt lądowych. Każde z nich jest istotą czującą, indywidualnością o określonych potrzebach gatunkowych i preferencjach, wyjątkową osobowością z własną historią.

Odpowiedzialność za śmierć i cierpienia każdego i każdej ze wszystkich zjedzonych ponosi człowiek.

Dziś upominanie się o zwierzęta niewielu już dziwi, ale nie zawsze tak było. W czasach siermiężnej komuny było postrzegane jako ekstrawagancja i dziwactwo. Zresztą w tym czasie polski ruch na rzecz ochrony zwierząt oraz promocja wegetariańskiego (o wegańskim nie wspominając) stylu życia przeżywały głęboką zapaść. Tym większą determinacją musieli się wykazywać orędownicy idei współczucia dla istot pozaludzkich. Tacy jak Maria Grodecka (1926–2005), propagatorka diety roślinnej nazywana Matką Polskiego Wegetarianizmu.

Ta odważna wegetarianka już jako 15-latka wykazywała się silnym charakterem. Pracowała w konspiracji i była członkinią AK.

Wegetarianizmem zafascynowała się w latach 80. XX w. W swoich publikacjach poruszała wiele zagadnień związanych z sytuacją zwierząt i dietą roślinną, od zdrowotnych, poprzez etyczne i filozoficzne, aż do ekonomiczno-społecznych. Słusznie zastanawiał się dr Jacek J. Nowak, autor przedmowy do jej książki „Zaufać Ziemi. Oblicza wegetarianizmu”, pisząc:

„kto wie, czy doborem i zrozumieniem poruszanych w książce problemów Maria Grodecka nie wyprzedza jeszcze naszych czasów”.

Dziś już można na to pytanie odpowiedzieć twierdząco – bez cienia wątpliwości. Autorka określa mięsożerstwo mianem „odwiecznego błędu gatunku ludzkiego”, który nie został naprawiony w porę i przynosi coraz więcej tragicznych skutków. Zastanawia się nad jego pochodzeniem i rozważa jego różne wymiary (indywidualny, zbiorowy, międzypokoleniowy i międzygatunkowy). Pokazuje międzynarodowe zależności ekonomiczne związane z przemysłem mięsnym i stwierdza, że „świat naprawdę kręci się dookoła kiełbasy!”. Stawia tezę, że na skutek niewłaściwej diety gatunek ludzki cierpi z powodu psychoagresji, której objawem jest dążenie do autodestrukcji.

Uzdrowienie życia ludzi i ratunek dla planety widziała Grodecka w poszanowaniu roślinożernej natury człowieka. Wymaga to wyrobienia w ludzkości sumienia ekologicznego i świadomości kosmicznej.

Do najważniejszych publikacji autorki należy „Wegetarianizm – zmierzch świadomości łowcy”. Książka pomyślana jest jako kompendium wiedzy na temat wegetarianizmu. Posługując się argumentami naukowymi, Grodecka rozprawia się z mitami na temat diety roślinnej i przedstawia argumenty przemawiające za wegetarianizmem. Książka zawiera też garść przepisów i sposobów na leczenie chorób i dolegliwości. „Mówi się, że sztuka jedzenia jest sztuką życia” – pisała autorka.

W małej objętościowo, ale znaczącej pozycji „Siewcy dobrego jutra” z 1991 roku autorka porusza dobrze dziś znane zagadnienia kosztów ekologicznych przemysłowej hodowli zwierząt. Pisze o emisji dwutlenku węgla, gigantycznym zużyciu wody, zagrożeniu utratą bioróżnorodności i o bezmiarze cierpienia zwierząt. Fragment zamieszczony na tylnej stronie okładki porusza: „Nie można wykluczyć domysłu, że zagrożenie sięga nawet i poza granice naszej Planety, siejąc jakieś niepojęte spustoszenie w niepojętych układach kosmicznych. Może siła wyzwolona rozpaczą krzywdzonego obiega zakrzywioną stromiznę Wszechświata i wraca z nieuchronną precyzją, aby porazić krzywdziciela?”.

W książce „Wegetariańskie okruchy” pojawiają się kolejne bardzo aktualne wątki. Grodecka pisze o konsekwencjach zdrowotnych diety mięsnej, które objawiają się chorobami cywilizacyjnymi, o nałogu mięsożerstwa, ale także o ubóstwie ludzi w krajach biednych, które stają się zapleczem produkcji pasz dla zwierząt hodowanych na mięso w krajach bogatej Północy.

Aż trudno uwierzyć, że żadne z zasadniczych zagadnień dzisiejszej debaty na temat ukrytych kosztów mięsa nie umknęło tej przenikliwej autorce kilka dziesięcioleci temu. Ostatnia publikacja Grodeckiej ukazała się w 2000 roku pod tytułem „Abyśmy zdrowi byli”. Autorka poruszała w niej m.in. aktualne tematy związane z ustawą o ochronie zwierząt z 1997 roku, krytykując jej rozwiązania prawne jako dalece nie wystarczające. Książki Grodeckiej zachowały aktualność i nadal warte są zainteresowania. Napisane są z pasją, dotykają wielu wątków, inspirują do refleksji. Maria Grodecka była osobą odważną, bezkompromisową i bezgranicznie przekonaną o konieczności zakończenia eksploatacji zwierząt.

O polskich tradycjach wegetariańskich przed II wojną światową pisaliśmy już w grudniowym wydaniu „Vege” z 2019 roku, który można też przeczytać online na stronie internetowej www.vege.com.pl. Znaleźli się tam głównie mężczyźni: Konstanty Alfons Moess-Oskragiełło, Janisław Jastrzębowski, Jan Hempel, Augustyn Czarnowski, dr Apolinary Tarnawski, Rajmund Jankowski, dr Józef Drzewiecki, Adam Maurizo. Kobiety pojawiły się na marginesie – jako autorki książek kucharskich. Chodzi o Marię Czarnowską – żonę Augustyna, Romualdę Tarnawską – żona Apolinarego oraz Irenę Paryską. Tym razem postanowiłam więc oddać cześć pamięci kobiet wegetarianek i obrończyń zwierząt działających w tym czasie.

Apogeum popularności idei jarstwa w Polsce (jak wówczas określano diety bezmięsne i roślinne) przypadło na czas przed II wojną światową, a nawet na koniec XIX i początek XX wieku. Kto wie jak dziś wyglądałby ruch na rzecz zwierząt, gdyby nie wybuch II wojny światowej i komunizm, które całkowicie zahamowały ten prężnie rozwijający się nurt?

Mało znaną, żeby nie powiedzieć całkowicie zapomnianą, postacią jest Józefa Joteyko (1866–1928). Ta polska naukowczyni, psycholożka, pedagożka i fizjolożka z tytułem doktora nauk medycznych była znaną postacią w międzynarodowym środowisku naukowym. To osoba wielkiego formatu.

Jak pisze Łukasz Smaga, „była obok Marii Skłodowskiej-Curie najsławniejszą kobietą w świecie nauki” (Dzikie Życie 11/2019). Związana była z uczelniami w Genewie, Brukseli, Paryżu i Warszawie. Publikowała po polsku i francusku. W ramach swoich zainteresowań naukowych badała wpływ diety jarskiej na wytrzymałość mięśni. Wyniki badań doprowadziły ją do wniosku, że dieta jarska poprawia wytrzymałość w sporcie oraz podczas wykonywania pracy fizycznej. Jej zdaniem ma to związek z toksynami, które znajdują się w mięsie i są przyczyną szybszego znużenia mięśni. Zatem, zgodnie z wnioskami wynikającymi z przeprowadzonych badań, dieta jarska jest najlepszym sposobem odżywiania. Wyniki badań opublikowała w 1907 roku w rozprawie naukowej „Wyniki badań na wegetarianach z Brukseli”.

Drugim ważnym obszarem zainteresowań badaczki były psychologia i fizjologia dziecka. W pracy „Dziecięctwo wegetarjańskie (badanie wśród 170 dzieci wegetarjańskich)” (1911) wykazywała, że także dla dzieci najbardziej wskazane jest jarstwo. Jak obrazowo opisał to Janisław Jastrzębowski, „ta europejskiej sławy autorka w obu publikacjach wykazała, że trupożerstwo skraca życie”.

Wyniki badań Joteykówny były przedmiotem jej wystąpień na licznych konferencjach naukowych. W 1916 roku otrzymała katedrę w Collége de France (powoływano na nią specjalnie dla cenionych naukowców cudzoziemców). Była pierwszą kobietą, która wygłosiła wykład w murach Kolegium i drugą po Mickiewiczu wybitną Polką występującą w tym miejscu. Była pionierką pedologii – nauki o dziecku. Opowiadała się za demokratyzacją systemu szkolnictwa, za nauczaniem aktywnym i indywidualizującym. Grób Józefy Joteyko znajduje się w Warszawie na Starych Powązkach.
W życiu osobistym związana była z przyjaciółką Michaliną Stefanowską, która wspominała ją jako osobę wrażliwą i mocno zaangażowaną w pracę naukową. Nie jest więc zaskoczeniem, że także Michalina Stefanowska (1855–1942) była rzeczniczką diety jarskiej. Polska neurolożka i fizjolożka uzyskała tytuł doktora nauk na Uniwersytecie Genewskim, a następnie habilitację z fizjologii ogólnej, stając się tym samym pierwszą kobietą z tytułem docenta. Studiowała także przyrodę i psychologię w Paryżu, wykładała w Warszawie i habilitowała się w Poznaniu, gdzie została członkinią Polskiej Akademii Umiejętności jako druga kobieta po Marii Skłodowskiej-Curie. Do wojny była profesorem nadzwyczajnym na tej uczelni.

Postulowała zwrot w kierunku jarstwa w diecie dzieci, przestrzegając przed szkodliwym wpływem mięsa. Udowadniała, że najlepszą dietą jest jadłospis bazujący na zbożach i owocach, ziemniakach, warzywach świeżych i suszonych. Opierając argumentację na metodach naukowych, wyjaśniała, że mięso wpływa na wzrost poziomu agresji, sprzyja alkoholizmowi, zakłóca odżywianie, powoduje gromadzenie się w organizmie kwasu moczowego, skraca życie, jest przyczyną przedwczesnej starości, prowadzi do niedoborów w organizmie. Pokarm pochodzenia roślinnego jest lepszy dla zdrowia, ale także dla stosunków społecznych, bowiem społeczeństwa żywiące się ziarnem i owocami mają bardziej pokojowe usposobienie.

Michalina Stefanowska ogłosiła pionierskie prace z dziedziny fizjologii układu nerwowego, psychologii i psychoneurologii. Jest również autorką książki popularnonaukowej „Życie w oceanie. Opis popularny roślin i zwierząt morskich” (Warszawa 1905).

Na upamiętnienie zasługują także działaczki Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, Polskiej Ligi Przyjaciół Zwierząt i orędowniczki jarstwa motywowanego w głównej mierze współczuciem dla zwierząt. Jadwiga Kubicka pod pseudonimem Kor-Ja opublikowała w 1917 roku własnym nakładem skromną objętościową, ale niezwykłą książkę zatytułowaną „Nie zabijaj”. Literackim i emocjonalnym językiem starała się uświadomić odbiorcy, jakim niepotrzebnym okrucieństwem jest mięsożerstwo. Autorka rzuca gromy na gatunek ludzki, który żywi się mięsem, podczas gdy łatwo dostępne są zboża, warzywa i owoce. Zżyma się na spożywanie produktów mlecznych. Przejmująco opisuje cierpienia krowich matek, którym odbierane są cielęta. Pisze: „Z drapieżników on jeden hoduje swoje ofiary… Tylko jeden człowiek karmi się mlekiem istoty, której mięsem potem się nasyca. Tylko on jeden zdolny jest stworzeniu, które pod dachem swym chował, które w oczy mu patrzało, głosu jego słuchało – z dłoni jadło, lgnęło doń ufnie, zabić!…”. Za bezrozumne i płytkie uważa pieszczenie psów i kotów, podczas gdy zjada się inne zwierzęta. Odwołuje się także do argumentów zdrowotnych oraz religijnych. Uważa, że przykazanie „nie zabijaj” odnosi się także do zwierząt, co logicznie łączy się z treścią modlitwy („Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj…”). Teorię o braku duszy u zwierząt uważa za wygodne przekonanie służące do folgowania własnym chuciom. Stwierdza, że wśród ludności wiejskiej, która odżywia się prawie wyłącznie pokarmami roślinnymi, prawie wcale nie ma przypadków śmierci nagłej i niespodziewanej. Ta bowiem dotyka osoby na diecie mięsnej. Tekst książeczki dostępny jest bezpłatnie online w serwisie Biblioteki Narodowej POLONA.

Janina Maszewska-Knappe (1886–1958) to jedna z najważniejszych postaci ruchu ochrony zwierząt okresu międzywojnia, „ikona”, jak głosi tytuł książki Łukasza Smagi poświęconej tej walecznej działaczce („Janina Maszewska-Knappe. Ikona międzywojennego ruchu ochrony zwierząt” Kraków 2020). Jako wieloletnia członkini Polskiej Ligii Przyjaciół Zwierząt stworzyła koncepcję upowszechniania działalności ligi i z zaangażowaniem ją realizowała. Organizowała rozmaite odczyty, także radiowe, publikowała i rozpowszechniała broszury edukacyjne, uczestniczyła w zjazdach międzynarodowych i współpracowała z organizacjami zajmującymi się ochroną zwierząt w innych krajach. Działała na rzecz zjednoczenia ruchu. W 1934 roku z jej inicjatywy powstała Liga Kobiet dla Ochrony Zwierząt i ich Praw.

Działalność Maszewskiej-Knappe na arenie międzynarodowej przyniosła jej uznanie i pozycję najbardziej rozpoznawalnej polskiej działaczki ruchu ochrony zwierząt. Szczególnie ważnym wydarzeniem zarówno dla historii ruchu, jak i samej działaczki był Międzynarodowy Kongres Opieki nad Zwierzętami, który odbył się w Wiedniu w 1929 roku. Janina Maszewska-Kanppe wygłosiła odczyt zatytułowany „Walka o dusze i prawa zwierzęce”, który spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem i został wyróżniony jako obejmujący całokształt zagadnień ochrony zwierząt w ujęciu historycznym. W referacie omawiane było także polskie regulacje o ochronie zwierząt (Rozporządzenie Prezydenta RP z dnia 22 marca 1928 roku o ochronie zwierząt) jako nowoczesne, jedno z najbardziej humanitarnych w świecie – powód do dumy odrodzonej Polski. Działaczka przetłumaczyła polski akt prawny na język francuski, a 50 egzemplarzy było rozchwytywane przez obrońców zwierząt ze wszystkich krajów. Wiedeński kongres zakończył się sformułowaniem trzech głównych wniosków etycznych, a były to: prawa zwierząt, walka z wiwisekcją oraz wegetarianizm. Sukces polskiej działaczki oraz postępowe ustawodawstwo polskie były wielokrotnie tematem artykułów w międzynarodowej prasie.
Po konferencji odbył się pochód uczestników kongresu oraz mieszkańców Wiednia ze zwierzętami domowymi. Kontakt ze środowiskiem działaczy z całego świata, ich zaangażowanie w sprawę, ale także widok psów biorących udział w pochodzie wraz ze swoimi opiekunami jak równi z równymi, zainspirowały Janinę Maszewską-Knappe do ustanowienia Dnia Dobroci dla Zwierząt. Święto to było organizowane co roku przez Polską Ligę Przyjaciół Zwierząt.

Maszewska-Knappe walczyła aktywnie z wiwisekcją oraz ubojem rytualnym, propagowała jarstwo. Interesowała się psychologią zwierząt i popularyzowała wiedzę z tego zakresu. Jej książka „Tajniki świata zwierzęcego” (1927) była jednym z pierwszych polskich opracowań dotyczących tej tematyki. Ważne dla niej zagadnienia poruszała także na łamach „Świata zwierzęcego”, którego była redaktorką. Pisała m.in. o udomowieniu zwierząt jako procesie opartym na przemocy i przymusie, o potrzebie zrozumienia przez człowieka świata zwierząt, ich psychiki, mowy. Przekonanie o niższości zwierząt uważała za okrutny przesąd. Kwestionowała konieczność spożywania mięsa przez ludzi, uważała, że pozostaje ono w sprzeczności z naturą człowieka, a rekomendując jarstwo, podnosiła argumenty etyczne i zdrowotne. Jej zdaniem zwierzęta przeznaczone na rzeź cierpią już od momentu, kiedy zostaną w tym celu sprzedane. Opisywała koszmar transportu. Podkreślała, że instynkt samozachowawczy zwierząt jest silniejszy niż u człowieka, dlatego strach i przerażenie zwierząt w rzeźni są niewyobrażalne. W lipcu 1939 roku została przez prezydenta Ignacego Mościckiego odznaczona za swoją działalność na rzecz zwierząt Złotym Krzyżem Zasługi. Uhonorowany został również mąż działaczki dr Wilhelm Knappe (1871-1949), który podzielał światopogląd małżonki, a w lidze utworzył sekcję do walki z wiwisekcją.

Pamiętając o tych oddanych sprawie zwierząt społecznikach, uzupełniamy naszą polską historię o ważny i piękny rozdział. To też pamięć o ludziach bliskich wszystkim tym, dla których los zwierząt nie jest obojętny. Wysiłki kolejnych pokoleń sumują się i sukces naszych starań jest/będzie także dziełem tych, których odeszli i których nazwisk często nawet nie znamy. Sukces kolejnych pokoleń zależy zaś od naszych uczynków. W pewien sposób jesteśmy więc połączeni poza czasem.

Przy pisaniu tekstu korzystałam m.in. z artykułów Łukasza Smagi w magazynie „Dzikie Życie” dostępnych online, bloga autora Ochrona Humanitarna Zwierząt oraz przywołanej w tekście książki poświęconej Janinie Maszewskiej–Knappe.

  • Tekst: Joanna Hasiak
  • Tekst ukazał się w numerze 11/2020 Magazynu Vege