Dokładnie tyle samo gatunków zniknęło na przestrzeni całego XX wieku. “Gdyby ludzie nie istnieli ten proces zająłby tysiące lat” – twierdzą eksperci z uczelni Stanforda, cytowani przez National Geographic.
Z 77 zagrożonych kręgowców, pozostało już tylko do 1000 osobników z każdego gatunku (wymarło 94 proc. osobników). Niektóre żyją głównie w niewoli. To m.in. nosorożec sumatrzański i żółwie z Galapagos. Według naukowców w wymieraniu gatunków najgroźniejszy staje się efekt domina, ponieważ wtedy cały proces przyspiesza. Na przykład jeżeli zniknie kałan morski (morska wydra), wówczas rozrośnie się populacja jeży morskich, którymi kałan się żywi. Inwazja jeży morskich wpłynie na całe środowisko, ponieważ gdy zaczną one pożerać lasy wodorostów, schronienie straci wiele innych morskich stworzeń.
Już teraz szóste masowe wymieranie osiągnęło takie tempo, że może być uważane za globalny kryzys – i w swoich skutkach jest tak samo niebezpieczne jak ocieplenie klimatu.
Na wymarciu jest 515 gatunków. Z niektórych populacji nie zostało nawet więcej niż po 250 żyjących osobników (chodzi głównie o ssaki, ptaki, gady i płazy żyjące w regionach tropikalnych i subtropikalnych). Kolejne 388 gatunków ma liczebność poniżej 5 tys., a większość – 84 proc. z nich, żyje na tych samych terytoriach, co gatunki krytycznie zagrożone.
To wnioski, które możemy wyczytać z analizy bazy IUCN, którą przeprowadził międzynarodowy zespół. Badanie dostępne jest tutaj.
AK