Tą sprawą żyła cała Polska. 22-letni Rafał B. z Sycowa w czerwcu 2019 opublikował w internecie film, na którym demonstracyjnie rozjechał samochodem dostawczym psa. Właśnie zapadł w tej sprawie wyrok – zadziwiająco łagodny jak na zabicie zwierzęcia ze szczególnym okrucieństwem.
Film, który Rafał B. wrzucił 1 czerwca 2019 do sieci, jest wstrząsający. Widzimy na nim, jak mężczyzna z premedytacją kilkukrotnie przejeżdża psa samochodem dostawczym i krzyczy zza kierownicy: „Podnoś się! Podnoś się! Co ci k…? Co ci? Jak chodzić nie umiesz to masz teraz”. Zdarzenie miało miejsce na drodze w miejscowości Zawada między Olkuszem i Częstochową. „Wyczyn” Rafała B. wywołał słuszne oburzenie w internecie.
Rafał B. początkowo ukrywał się przed policją, bowiem musiał się liczyć z tymczasowym aresztem. Został jednak ostatecznie zatrzymany i przyznał się do winy. W proces zaangażowały się organizacje broniące praw zwierząt, m.in. Pogotowie dla Zwierząt, Oleśnickie Bidy i OTOZ.
Okazuje się, że wyrok, który zapadł w sprawie Rafała B., jest niespodziewanie łagodny. Pogotowie dla Zwierząt określiło go jako „śmiesznie niski”: 1,5 roku prac społecznych (40 w miesiącu), 10 tys. zł nawiązki oraz 22,5 tys. kosztów sądowych.
„Jest on dopuszczalny, bo sprawca przyznał się do winy. Ale nigdy nie sądziliśmy, że wyrok będzie tak niski. (…) Na poczet dwóch lat tych prac zaliczono mu jeszcze 4,5 miesiąca aresztu, w jakim przebywał. Oznacza to, że do opracowania pozostaje mu ponad 1,5 roku” – pisze Pogotowie dla Zwierząt.
Oskarżyciele posiłkowi jednoznacznie deklarują, że będą odwoływać się od wyroku i domagać się znacznie wyższej kary, współmiernej do okrucieństwa sprawcy. Oleśnickie Bidy chcą 5 lat pozbawienia wolności dla Rafała B.
W imieniu fundacji Mondo Cane sprzeciw zamierza wnieść także mecenas Katarzyna Topczewska, która w rozmowie z „Vege” skomentowała wyrok:
– Taki wyrok to skandal. Oskarżony stoi pod zarzutem celowego, kilkukrotnego przejechania po psie. Max był psem schorowanym i niedowidzącym. Oskarżony całe zdarzenie nagrał telefonem komórkowym, a film nie pozostawia wątpliwości, że to było działanie z premedytacją. Było to zabicie zwierzęcia ze szczególnym okrucieństwem, za co grozi kara do 5 lat pozbawienia wolności. Jako pełnomocnik oskarżyciela posiłkowego w tej sprawie byłam wręcz pewna, że będziemy walczyć jedynie o wymiar kary, a nie jej rodzaj – powiedziała nam prawniczka, zawiedziona pobłażliwością sądu. – Kara ograniczenia wolności polega na wykonywaniu lekkich prac fizycznych np. porządkowych, maksymalnie godzinę – dwie w miesiącu. Skazany może starać się o zamianę prac społecznych na potrącenie od 10 do 25% jego wynagrodzenia za pracę, a wtedy w niewielkim już stopniu odczuwa dolegliwość kary. Oczywiście warto stosować karę ograniczenia wolności w niektórych przypadkach przestępstw popełnionych na zwierzętach, ale wyłącznie wtedy, kiedy nie charakteryzują się one znaczną brutalnością czy długotrwałymi, nieodwracalnymi skutkami, a sprawca wyraził skruchę i jego postawa rokuje na przyszłość pozytywnie. W tym przypadku mamy do czynienia z najcięższą kategorią krzywdy, jaką można wyrządzić zwierzęciu, sprawca działał w pełni świadomie, a swojego czynu w ogóle nie żałował. Jeżeli w jakiejkolwiek sprawie powinna zapaść maksymalna kara pozbawienia wolności, jaka jeszcze w Polsce nie zapadła, to uważam, że właśnie w tej. Kara powinna być na tyle surowa, aby dać wyraźny sygnał społeczeństwu, że zwierzęta czują i należy się im szacunek, a tego rodzaju bestialstwo zawsze spotka się z adekwatną reakcją wymiaru sprawiedliwości.
WK