Fragment książki Jacka Karczewskiego “Noc sów”, Wydawnictwo Poznańskie.
Przyjrzyjmy się im przez chwilę: czy nie prowokują do bardziej kreatywnego spojrzenia na świat? Otulone ciszą, przenikają nas spojrzeniem i budzą w nas artystów! Może nie ma sensu za każdym razem doszukiwać się w nich ukrytej magii i symboliki. Może ludzie je malują, rzeźbią i mówią o nich od tysiącleci, bo sowy same w sobie są tajemnicą i artystyczną prowokacją?
Różne zwierzęta, a już szczególnie uskrzydlone i przylatujące z nieba ptaki były dla naszych przodków posłańcami bogów i przeznaczenia. Często pełniły też funkcję czegoś na kształt mentalnych luster. Nic, co robiły ptaki, nie było przypadkowe, a każde ich zachowanie niosło jakąś treść. Jakbyśmy byli połączeni we wspólną sieć znaczeń i informacji. Taki pierwotny (bio)internet. Z ewolucyjnego i
genetycznego punktu widzenia rzeczywiście tak jest. Jeśli chciałeś się czegoś dowiedzieć, wystarczyło wyjść przed chału
pę i zobaczyć, co robią ptaki. One wyjaśniały nam zawiłości świata, dawały rady, pomagały podejmować trudne decyzje i być może przede wszystkim zdejmowały z nas przynajmniej część odpowiedzialności za nie… Może dlatego zawsze było tak dużo ptaków w naszych wierzeniach i religii (i to kultura i religie przejęły w końcu ich dawne funkcje). Homerowska Odyseja, Biblia czy Pan Tadeusz
– wszystkie są pełne kwiatów, drzew i różnych zwierząt, przede wszystkim ptaków. Tak samo jak tysiące bajek, przypowieści i aforyzmów. Od najdawniejszych czasów zwierzęta były wykorzystywane w szeroko pojętej pedagogice społecznej.
Emanujące surową powagą sowy jak nikt inny pasowały do roli kaznodziejów i nauczycieli. Dumnie wyprężone, z ekspercko założonymi do tyłu rękoma, jakby obdarzone jakąś wyższą inteligencją. Lepsza, to znaczy jeszcze bardziej autorytarna wersja nas samych.
Tekst: Jacek Karczewski