Każdy pies ma inne potrzeby. Rolą opiekuna jest ich rozpoznanie. Dla dobra swojego i dla psa. Fragment książki Barbary Sieradzan „Pies w domu. Instrukcja obsługi”, wyd. RM.
Kiedy ze zwierzęciem dzieje się coś złego, kiedy nie można się z nim porozumieć, gdy wydarza się jakieś nieszczęście – zwykle źródłem tego jest błąd człowieka. Często nieświadomy. Błądzić to rzecz ludzka i nikt z nas nie jest od tego wolny, ale spójrzmy prawdzie w oczy: odpowiadamy za to, co oswoiliśmy. Przyjrzyjmy się takim postępowaniom, które nie sprawdziły się w relacjach człowiek – pies.
Nieustalenie właściwej hierarchii
Dziś behawioryści odchodzą od pojęcia hierarchii w stadzie, co nie zmienia faktu, że w rodzinie każdy powinien mieć swoje miejsce. Z nim związane są przywileje, ale i obowiązki. Może to być układ partnerski, bez niczyjej dominacji, niemniej jednak określenie tego miejsca jest niezbędne.
Jeżeli pozwolimy naszemu psu sądzić, że on jest tu szefem, trudno nam będzie wyegzekwować od niego posłuszeństwo, a w sytuacjach, w których jego brak staje się zagrożeniem, będziemy bezradni. Dramatyczne zdarzenia, w których dochodzi do pogryzień, to najczęściej takie, gdy opiekun nie był w stanie zapanować nad zwierzęciem. Jeśli pies jest duży i silny, konsekwencje mogą być poważne i najczęściej kończą się tragicznie dla psa – uśpieniem.
Z kolei jeśli od wycofanego, nadmiernie uległego psa wymagamy zachowań przywódczych, zmuszamy go do aktywności sportowej, to jakbyśmy naszego syna – introwertycznego intelektualistę, rozmiłowanego w książkach i szachach – zmuszali do bicia rekordów na przykład w sztafecie.
Traktowanie psa jak maskotki
To, że pies jest mały i wygląda słodko, wcale nie znaczy, że nie ma psich potrzeb. Czasem w niepozornym „opakowaniu” kryją się mężne serce i niezłomny charakter. Pies traktowany jak maskotka nie żyje zgodnie ze swoją naturą, a co za tym idzie, nie jest szczęśliwy.
Atłasowa poduszka, serdaczek z cekinami czy kokardka na czubku głowy nie zastąpią zabawy, w której pies się może wyszaleć, spaceru, gdzie będą do niego docierały potrzebne mu bodźce, i kontaktu ze swymi pobratymcami.
Pani mecenas, zajmująca się sprawami zwierząt w rozmowie ze mną zakwalifikowała takie postępowanie jako formę znęcania się nad psami.
Moja obecna suczka Biuteks (dla przyjaciół Biutka), yorkshire terrier, trafiła do mnie na dwa, trzy tygodnie na „przechowanie”. Młoda właścicielka przywiozła ją z niezwykle skromnym ekwipunkiem. Suczka nie miała zabawek, „bo się nie bawi”, nie miała sweterka, „bo nie musi wychodzić”, za to przyjechała z zapasem karmy, której nie znosiła, i plikiem podkładów, na które załatwiała swoje potrzeby. Uprzedzono mnie, że jest niekłopotliwa, bo ciągle śpi. Zwierzątko było smutne i zrezygnowane. Zaczęliśmy wyprowadzać ją na spacery, na których z początku była bardzo dzika.
Zmieniliśmy jej dietę i okazało się, że jest łakomczuszkiem i jedzenie sprawia jej wiele radości. Potem pokazała, że uwielbia się bawić. Zaprzyjaźniała się powoli z naszymi kotami i wkrótce dobrowolnie przyjęła rolę domowego ochroniarza. Po kilku miesiącach właścicielka wróciła, by „wypożyczyć” Biutkę na kilka dni, bo… była chora i chciała się do pieska przytulić. Nie mogliśmy jej tego zabronić, choć chętnie bym to zrobiła, ale w końcu prawnie to nadal był jej pies. Biutka wróciła rozstrojona i zestresowana. Do drugiej takiej sytuacji już nie doszło, bowiem pani przestała się odzywać, zatarła za sobą ślady i zniknęła jak zły sen. Rzecz miała miejsce kilka lat temu.
Przykład Biutki dobitnie świadczy o tym, że jeśli nie mamy pojęcia o potrzebach psa, jeśli nie mamy dla niego czasu, chcemy się tylko czasem do kogoś przytulić, to lepiej jest…
kupić sobie pluszowego misia. Korzyść z tego taka, że nie trzeba po nim nawet sprzątać ani pamiętać o karmieniu. I nikogo nie unieszczęśliwimy.
- Tekst: Barbara Sieradzan
- Tekst ukazał się w numerze 2/2020 Magazynu VEGE