Pierwszy miesiąc prenumeraty cyfrowej za 5 złzamawiam

Logowanie

Produkcja PCh24 straszy weganizmem. Nuda, postarajcie się bardziej!

grudzień 09 2019

Jeśli zastanawiacie się, czy warto obejrzeć dokument „Mięsożerca. Wróg numer jeden”, reklamowany od kilku tygodni na PCh24.pl i kilku innych stronach katolickich, to uprzedzam – nie warto.

Chyba, że chcecie usłyszeć masę wypowiedzi pełnych ignorancji i wyższości, o tym, że człowiek miał sobie czynić Ziemię poddaną, a tu gromada ekooszołomów mu w tym przeszkadza i zabrania zabijać zwierzęta.

Podstawą promocji filmu jest obietnica ujawnienia podstępnych zamiarów wegan i wegetarian, które – według jego twórców – wybiegają dużo dalej, niż ochrona zwierząt.

Nie ma tu absolutnie nic odkrywczego – przez cały film przewija się stały motyw mówiący o „odczłowieczaniu człowieka i uczłowieczaniu zwierząt”, od początku argumentowany np. sceną wypalania sobie przez aktywistów liczby 269, będącej symbolem zwierząt hodowlanych.

Widzimy jedzącego tradycyjny, polski obiad (kotlecik, ziemniaczki, surówka) reżysera Piotra Relicha, który dziwi się, że ludzie zaczęli dostrzegać, że kotlet na talerzu jest obrobionym i przyprawionym fragmentem zwłok. Obiecuje też przyjrzeć się temu, czy weganizm to moda, dbanie o zdrowie czy „coś więcej” i czy niesie ze sobą zagrożenie.

Odpowiedź szybko uzyskuje, przeprowadzając wywiady na Wege Festiwalu w Krakowie, którego uczestnicy chętnie mówią o tym, że ich decyzja o niejedzeniu mięsa ma podstawy nie tylko zdrowotne, ale też etyczne, ekologiczne itd. Opowiadają o niechęci do przyczyniania się do cierpienia zwierząt, o większej świadomości ekologicznej, o wielu roślinnych alternatywach.

Mamy też wypowiedź dietetyczki, która mówi o tym, że ludzie jedzą mięsa o wiele za dużo, ale że w dobrze dobranej diecie, mięso z dobrego źródła może być zdrowym elementem diety – i z tym argumentem weganie nie dyskutują. Dobrze dobrana dieta jest kluczem do zdrowia. Ale jeśli mamy możliwość skomponowania diety zawierającej cierpienie zwierząt i takiej, która nie wymaga ich bólu, to czemu mielibyśmy jeść mięso?

Katolickie autorytety, komentujące weganizm, powtarzają teorie o podstawach tkwiących w ruchu New Age, neomarksizmie, wschodnich sektach, ekoterroryzmie, organizacjach prozwierzęcych walczących w sposób agresywny (przy czym przykładów na polskim podwórku brak – red. Robert Dobosz przywołał jedynie akcje z Francji, gdzie aktywiści sprayowali napisy na sklepach mięsnych i czasem wybijali szyby).

Od doktor Aldony Ciborowskiej dowiadujemy się, że zmiana języka, uznająca np. określenia typu „adopcja zwierząt” jest bluźnierstwem, a zachęcanie do diety roślinnej ma prowadzić do – cytat – „przeflancowania ludzi na taką karmę, jaką mają zwierzęta”.

Jednocześnie dr Ciborowska opowiada o „wielkich technologiach” i przyznaje, że hodowle przemysłowe są okrutne i szkodliwe, ale obawia się jedzenia roślinnego, jako „naładowanego chemią”. Mamy złe wieści – trudno znaleźć pożywienie bardziej naładowane antybiotykami i sterydami, niż mięso z hodowli przemysłowej.

Jednym z ekspertów w filmie jest Marek Miśko, dyrektor Polskiego Przemysłu Futrzarskiego, który dramatycznie opisywał okrutnych aktywistów walczących o zakaz hodowli futrzarskich, którzy chcieli „zrujnować życia kilkudziesięciu tysięcy ludzi w kraju”. Ci ludzie to hodowcy zwierząt futerkowych, którzy mają do spłacenia kredyty na swoją działalność a przecież nie mogą się przebranżowić. Miśko ocenił, że „zostaliby z pustymi hangarami, bo co innego mogliby tam robić” – i to jest zaskakująco słuszna uwaga. Przemysł futrzarski bowiem bardzo skutecznie wyjaławia ziemię, niszczy ekosystem i zatruwa powietrze.

Producenci filmu wyraźnie chcieli skierować oskarżenia w stronę polskich organizacji prozwierzęcych, ale zabrakło im argumentów.

Zaczęli od PETA, skąd bierze pieniądze na reklamy, następnie przechodząc do krytyki treści tychże. Wyemitowano też fragment nagrania z 2013 roku z Dobrosławą Gogłozą z Otwartych Klatek, która opowiadała o odbytej rozmowie z pracownikiem firmy utylizacyjnej, jako potwierdzenie „szemranych interesów” aktywistów prozwierzęcych. Niestety, najwyraźniej nie doczytali, że Otwarte Klatki potwierdziły, że nie zamykają się na żadną współpracę, jeśli będzie szansą na zakończenie epoki ferm futrzarskich.

Z filmu dowiadujemy się także, że zwierzęta można zabijać, ale nie można się nad nimi znęcać, weganie popierają aborcję, zwierzęta nie mają praw, gdyż nie posiadają samoświadomości, uniwersytety pracują nad eliminacją Boga z nauki a świat bez człowieka byłby dużo bardziej okrutny.

Uff. Na koniec narrator podejmuje refleksję, że być może weganom chodzi o to, byśmy się nawzajem znienawidzili?

Mamy złą wiadomość – nie zrozumieliście.

Aleksandra Bełdowicz