Bywa, że podróże zmieniają życie. Czasem zupełnie inaczej, niżbyśmy to sobie wyobrażali. Dean Nicholson jest tego dobrym przykładem.
Dean Nicholson urodził się w Dunbarze – liczącym niespełna 10 tys. mieszkańców miasteczku w południowo-wschodniej Szkocji. Zbliżał się do trzydziestki, pracował jako spawacz i prowadził spokojne, nudnawe życie. W marcu 2018 r. w jego głowie narodziła się myśl, żeby zerwać z dotychczasową rutyną. Razem z kolegą Rickym założyli profil na Instagramie i rozpoczęli półroczne przygotowania do szalonej przygody. Postanowili opuścić rodzinne miasto i wyruszyć rowerem w wielką podróż po Europie.
Napisali o sobie tak: „To profil na Instagramie, dzięki któremu udokumentujemy naszą rowerową wyprawę po globie, począwszy od jej skromnych początków. Podzielimy się planami podróży, przygotowaniami, eksperymentami, fuck-upami, próbnymi wycieczkami i pomysłami przed rozpoczęciem trasy we wrześniu – kiedy to zacznie się prawdziwa historia! Bądźcie czujni!”.
Dean co kilka dni publikował w serwisie zdjęcia kolejnych etapów przygotowań. Zaczęło się od wymagającego odrestaurowania roweru bez siodełka, później pokazywał namioty, śpiwory, materace, nowe zakupione sprzęty, w tym wygodne siodełko. Wkrótce koledzy zaczęli robić krótkie wypady po Szkocji, testując swoje pojazdy w terenie. Musieli m.in. sprawdzić, jak przymocować do rowerów kamery i głośniki, żeby elektronika przetrwała w każdych warunkach. Jeden z rowerów został uszkodzony po lekko zakrapianej imprezie… Na szczęście w warsztacie szybko postawili go na… koła. Ważne było też oswajanie się z mieszkaniem w namiocie i gorszymi warunkami sanitarnymi.
Nastał wrzesień 2018 roku. Dean i Ricky ustalili, że pierwszym przystankiem będzie Amsterdam – i tak też się stało. Niestety, nie wiadomo nic o tym, jak poszły im początki podróży (w zależności od wybranej trasy mieli do przejechania 850–1200 km), bo ostatnie zdjęcie ze Szkocji pochodzi z 11 sierpnia (jeszcze przed podróżą), a następne – już ze stolicy Holandii (9 września). Dean napisał tylko: „Po ostatnich kilku tygodniach ciągłego wkurzenia przyjemnie jest po prostu odpocząć”.
Tydzień później byli już w Belgii, a zaraz potem we Francji, gdzie trafili na nietypowych gości. Rozbili namioty w lesie, oglądali na tablecie horrory, aż nagle usłyszeli niepokojące dźwięki. Po seansie spodziewali się potworów, ale okazało się, że otoczyły ich… dziki. Szybko uciekli i postanowili nie próbować już dzikiego kempingu. Miesiąc w drodze świętowali w Lyonie, gdzie spędzili kilka dni, nie mogąc się zdecydować, czy ruszyć w kierunku Maroka czy w Alpy. W końcu padło na najwyższy łańcuch górski Europy i pojechali przez Szwajcarię do Włoch, gdzie zaczęła się seria niefortunnych zdarzeń. Najpierw Deanowi pękła szprycha, a później ukradziono mu portfel z gotówką, kartami bankowymi i wszystkimi dokumentami, w tym paszportem! Koledzy zdecydowali, że muszą się rozdzielić – Ricky pojechał dalej, a Dean wrócił z paszportem tymczasowym samolotem do Szkocji, żeby wyrobić nowe dokumenty. W tym czasie Rick odwiedził Florencję, gdzie… ukradziono mu rower. Policja rozłożyła ręce, więc podróżnik poszedł go szukać sam – i udało mu się go znaleźć!
Po tych wydarzeniach kolegom udało się znowu spotkać dopiero trzy tygodnie po wylocie Deana. Razem dotarli do Rzymu, a później pojechali przez Chorwację do Bośni i Hercegowiny. W mieście Mostar najważniejszym zabytkiem jest położony w centrum XVI-w. kamienny Stary Most. Zgodnie z tradycją młodzieńcy skaczą z niego do rzeki dla udowodnienia swojej męskości. Most jest wysoki aż na 24 m (około osiem pięter), ale Dean stwierdził, że nie może odmówić sobie takiego wyczynu. Nieszczęśliwie dla niego skończyło się to poważnym urazem nogi… Założono mu pełny gips od kostki do końca uda. Nikt nie mówił zbyt dobrze po angielsku i podróżnik nie do końca rozumiał, co dokładnie mu dolega, ale wywnioskował, że musiał sobie uszkodzić więzadło w kolanie. Choć miał odpoczywać, nie posłuchał lekarzy, kazał zdjąć sobie gips i po tygodniu był znowu w trasie, a zamiast niego przerwę w podróży zrobił sobie Ricky, który wrócił do Szkocji.
Nastał grudzień, Dean szybko znalazł się na granicy Bośni i Hercegowiny z Czarnogórą. Kiedy na zupełnym odludziu wjeżdżał na wzgórze, usłyszał głośne miauczenie. Okazało się, że biegnie za nim malutki kotek! Najbliższe miasto było 20 km dalej, więc ktoś musiał zostawić go tam na pewną śmierć. Dean zszedł z roweru, żeby przyjrzeć się maleństwu. Od momentu, kiedy go pogłaskał, kotek nie chciał odstąpić go już na krok. Podróżnik zdecydował się zabrać go ze sobą – i tak zaczęła się ich wielka przyjaźń.
Dean zabrał zwierzę do weterynarza, kiedy tylko udało mu się dojechać do miasta. Okazało się, że to kotka i że ma zaledwie siedem tygodni, chociaż ze względu na duże wychudzenie wygląda na jeszcze mniej. Została odrobaczona, zaszczepiona i – co najważniejsze – zaczipowana. Podróżnik nazwał kotkę Nala, kicia dostała swój własny koszyk zamontowany na przedzie roweru. We dwoje ruszyli na podbój Czarnogóry, a później Albanii. Kiedy nie jechali rowerem, zwiedzali na piechotę, a Nala chodziła grzecznie w szelkach na smyczy. Gdziekolwiek się pojawili, wzbudzali niemałą sensację – każdy mijany turysta chciał głaskać kotkę i stawiać piwo Deanowi.
Szybko wypracowali najwygodniejszy sposób podróży – Nala zwykle siedzi w koszyku z przodu roweru z głową wystawioną na zewnątrz. Jeżeli mocno pada lub wieje albo kotka po prostu jest zmęczona – idzie spać (w razie czego może wyglądać przez szybkę). Uwielbia jeździć rowerem – w drodze jest zupełnie zrelaksowana i wyluzowana. Kiedy Dean wjeżdża na wertepy albo bruk, wyskakuje z koszyka i siada mu na ramieniu.
Kiedy Dean znalazł Nalę, miała małe problemy z oddychaniem po wysiłku. Weterynarz uznał to za początki zapalenia płuc, przepisał leki i kazał obserwować kicię. Niestety, pogarszało jej się, więc wspólna podróż została przerwana, a Dean wynajął pokój w hostelu. Kotka zdrowiała, ale tym razem pogoda zaczęła płatać figle i pewnego ranka okazało się, że górskie ścieżki pokrył śnieg. Nie dość, że to trudne warunki dla rowerzysty, to jeszcze dodatkowe ryzyko dla Nali, w związku z czym została podjęta decyzja o zatrzymaniu się tam na dłużej. Dean zatrudnił się jako pomoc kuchenna i zanim się obejrzał, minęło 27 dni! Śnieg stopniał, kotka doszła do siebie, więc można było ruszać w dalszą drogę.
Ledwo wyjechali, spotkali na trasie szczeniaka w koszmarnym stanie – był brudny, kasłał, nie chciał jeść ani pić. Dean nie zastanawiał się ani chwili i zaopiekował się nim, następnego dnia udało mu się dotrzeć do miasta i znaleźć weterynarza. Okazało się, że piesek ma około trzech, może czterech tygodni, jest obolały, wychłodzony i zapchlony. Fani z Instagrama i Facebooka natychmiast poprosili o utworzenie zbiórki pieniędzy, żeby pomóc pokryć koszty leczenia zarówno Nali, jak i nowego podopiecznego.
Weterynarz zapewnił, że zaopiekuje się szczeniakiem, dopóki nie wyzdrowieje, a później znajdzie mu dom – podróżnicy mogli więc ruszać w dalszą drogę. Zwiedzili greckie wybrzeża i plaże (gdzie Dean zbierał śmieci) oraz Ateny. Trzy tygodnie później Dean zostawił Nalę pod opieką rodziny, u której aktualnie mieszkał (kiedy nie rozbijał namiotu, szukał schronienia przez couchsurfing), kupił bilet na autobus, żeby wrócić do pieska – któremu fani dali imię Balou – i zobaczyć, co u niego. Piesek czuł się dużo lepiej, co więcej, dzięki mocy internetu adoptowała go rodzina… z Londynu! Trzeba było tylko poczekać, aż szczeniak całkiem wyzdrowieje i będzie mógł dostać paszport. To dało Deanowi do myślenia, że już czas, żeby wyrobić wszystkie potrzebne dokumenty także Nali.
Jednym z bardziej wzruszających momentów w podróży były odwiedziny w obozie dla uchodźców w Termopilach. Dean planował to od samego początku, kiedy tylko zaczął myśleć o wyprawie w głąb Europy. Poznał rodziny z Syrii, Iraku i Turcji, które – same mając niewiele – okazały mu mnóstwo dobroci, przynosząc torby pełne pomarańczy, bananów, chleba i wody. Wszyscy oczywiście chcieli poznać Nalę! Dean napisał tak: „Myślę, że bardzo łatwo jest zapomnieć o wszystkich tych niewinnych ludziach, których wojna zupełnie zaskoczyła i zmusiła do opuszczenia domów w poszukiwaniu lepszego życia. Dzisiejszy dzień pozwolił mi zobaczyć, jak bardzo są życzliwi dla innych, nawet po tym jak zostało im odebrane wszystko, co znali”.
Żeby zwierzę mogło dostać paszport, w zależności od kraju docelowego oprócz szczepień potrzebna jest długa kwarantanna. W związku z tym Dean zaczął szukać pracy. Udało się. Przez kilka miesięcy był przewodnikiem wycieczek kajakowych na Santorini. To było jak spełnienie marzeń – całe dzieciństwo w rodzinnym Dunbarze spędził nad brzegiem morza, pływając kajakiem i skacząc ze skał. Dostał własny domek z podwójnym łóżkiem (w którym oczywiście mogła mieszkać także Nala), ale już pierwszej nocy uznał, że tak przyzwyczaił się do życia w trasie, że woli spać na zewnątrz. Sezon jeszcze się nie zaczął, więc podróżnik spędzał dnie, zbierając śmieci i czyszcząc sprzęt kajakarski. Okazało się, że kotka także uwielbia morze – towarzyszyła mu, podchodząc do wody i uciekając przed falami oraz bawiąc się w piasku. Wkrótce dostała własną kamizelkę ratunkową i zaczęła wypływać w morze kajakiem razem z nim!
W wolnym czasie – oprócz rowerowych wycieczek – Dean odwiedzał schronisko SAWA, w którym oprócz 100 psów i 20 kotów mieszka także 20 osiołków i dwie świnki, uczył się garncarstwa i lepienia z gliny. Każdy jego wyrób jest pieczętowany odbitą łapką Nali i sprzedawany w miejscowym sklepiku, a cały dochód wspiera oczywiście potrzebujące zwierzęta.
W połowie czerwca Dean uznał, że nie może dłużej zostać na Santorini. Mimo że uwielbiał tę pracę i ludzi, których tam poznał, nie był w stanie pogodzić zaangażowania w spływy kajakowe i takiej opieki nad Nalą, jaką chciał jej zapewnić. Były chwile, kiedy kotka potrzebowała jego uwagi, ale on był zbyt zajęty pracą i nie miał dla niej czasu. Dean zdecydował, że Nala jest dla niego ważniejsza i postanowił, że czas ruszyć w dalszą podróż.
Kiedy kończę pisać, Dean i Nala właśnie przemierzają Turcję; do czasu publikacji tego artykułu na pewno przeżyli mnóstwo kolejnych przygód. Obserwujcie ich przygody na Instagramie i Facebooku – w obu miejscach są pod nazwą 1bike1world!
- Tekst: Martyna Sobótka
- Tekst ukazał się w numerze 10/2019 Magazynu Vege