Pierwszy miesiąc prenumeraty cyfrowej za 5 złzamawiam

Logowanie

Współczesne utopie

sierpień 30 2019

Jednostki i małe firmy często przegrywają z korporacyjnymi gigantami. Niejednokrotnie ze szkodą dla środowiska. Jest na to jednak rada, czego przykłady znajdujemy na całym świecie, od Szwajcarii po Koreę. To współczesne utopie, miejsca, w których wygrywa uczciwość i równość.

Trudno już kwestionować, że na naszych oczach świat podlega nieustającym zmianom, zmierzając w stronę degradacji planety. Wymierają kolejne gatunki, kurczą się zasoby, a równoległy wzrost liczby ludzi te procesy dodatkowo przyspiesza.

Procesy zachodzące w światowej gospodarce na przykładzie produkcji żywności obnażył Stefano Liberti w książce „Władcy jedzenia. Jak przemysł spożywczy niszczy planetę”. To wynik jego podróży szlakami, jakie przemierzają cztery podstawowe produkty, zanim znajdą się na naszych talerzach (albo w paszy zjadanych przez nas zwierząt) – świnie i mięso z nich pozyskiwane, soja, tuńczyki i pomidory. Liberti pokazuje, że jedzenie stało się towarem jak każdy inny, wymienialnym na światowych rynkach przez firmy, które w całości przejęły kontrolę nad całym procesem produkcji, przetwarzania i sprzedaży.

Głównym motywem produkcji żywności nie jest w żadnej mierze wykarmienie ludzi, lecz mierzony w pieniądzu zysk. Liberti diagnozuje, że przeważająca część sektora spożywczego jest w rękach kilku dużych grup sterujących mechanizmami i sposobami produkcji oraz decydujących o tym, co jemy i jaki to jedzenie ma smak. Z uwagi na globalny zasięg głównych graczy jedzenie podróżuje tysiące kilometrów z miejsc, gdzie siła robocza jest tańsza, mechanizmy kontroli mniej restrykcyjne, a gleba żyźniejsza, zanim trafi do sklepu, w którym włożymy do koszyka passatę pomidorową, wieprzowinę czy puszkę tuńczyka. Dlaczego tak się dzieje? Chodzi oczywiście o zysk osiągany dzięki ograniczaniu kosztów – sam produkt jest tutaj na dalszym planie.

Po kryzysie finansowym z 2007 r. duża część światowego przemysłu spożywczego dostała się pod kontrolę instytucji finansowych upatrujących w produkcji żywności takie samo źródło zysku, jak wcześniej w udzielaniu kredytów hipotecznych. Rabunkowa eksploatacja zasobów jako podstawa produkcji żywności jest oczywiście polityką krótkowzroczną, ale każde przedsiębiorstwo-szarańcza skoncentrowane jest wyłącznie na wynikach bilansów i będących ich pochodną dywidendach, przyjmuje więc taką strategię, nie bacząc, że niebawem zglobalizowany system produkcji żywności zawiedzie z uwagi na wyczerpanie zasobów.

Mechanizmy obserwowane w produkcji spożywczej obecne są także w innych dziedzinach światowej gospodarki. Są uniwersalne, tak jak kryterium zysku, na którym się opierają. Nieodzownymi towarzyszami industrializacji i globalizacji oraz przejęcia wielu dziedzin produkcji przez sektor finansowy są wzrost nierówności społecznych i degradacja środowiska.

O skali zniszczeń będących skutkiem ingerencji człowieka w światowy ekosystem mogliśmy się przekonać podczas tegorocznego festiwalu filmowego Millenium Docs Against Gravity, oglądając z mieszaniną przerażenia i podziwu wizualny fresk „Antropocen. Epoka człowieka” w reżyserii Jennifer Baichwal, Edwarda Burtynsky’ego i Nicholasa de Penciera. Twórczyni tego powstającego przez cztery lata wizualnego projektu podczas spotkania z widzami powiedziała, że mimo pesymistycznych wniosków, jakie muszą nasuwać się widzom po projekcji, chciałaby, aby ten film był aktem nadziei. Szukając jej, warto obejrzeć inny dokument prezentowany podczas tego samego festiwalu – „Utopia na nowo” w reżyserii Kurta Langbeina. Wychodząc od diagnozy o stanie świata, autorzy pokazują konkretne przedsięwzięcia, które mają być remedium na chorobę, na którą cierpi ziemia z powodu naszej chciwości.

Pomysły te wymagają samoograniczenia, rezygnacji z części przywilejów i komfortu, wskutek czego dla sytego, zadowolonego z osiągniętego statusu mieszkańca bogatej Północy mogą być niewygodne. Warto jednak przyjrzeć się im bliżej i zastanowić, czy szansa ich powodzenia nie zależy także od nas i naszego nastawienia. Na wypadek katastrofy nie mamy zapasowej Planety B i może warto wyjść poza stwierdzenie, że po nas choćby potop.

Twórcy filmu pokazują m.in. etyczną alternatywę dla smartfona, kooperatywę spożywczą działającą z sukcesem w Wiedniu, organiczne gospodarstwo rolnicze w Niemczech, spółdzielnię spożywczą zrzeszającą lokalnych rolników w Korei Południowej oraz osiedle w Zurychu oparte na zasadach zrównoważonego korzystania z zasobów.

Sama nazwa fairphone streszcza filozofię twórców tego urządzenia – wyprodukowanie sprzętu o funkcjonalnościach takich jak smartfon przy poszanowaniu zasobów, z jakich powstaje, i pracy, która temu towarzyszy. Firma sprzeciwia się rynkowemu trendowi sprowadzającemu się do wymiany telefonu co 18 miesięcy i zakłada dostępność części zamiennych i łatwość napraw raz kupionego fairphone’a.

Właściciele postanowili wpisać jej działalność w zasady sprawiedliwego handlu (i biznesu), przykładają dużą wagę do pochodzenia surowców, sprawdzają, czy ich pozyskiwanie (w szczególności metali szlachetnych w krajach afrykańskich) odbywa się w sposób bezpieczny dla zdrowia pracowników i czy ci pracownicy uzyskują godne wynagrodzenie.

Część wpływów ze sprzedaży fairphone’ów przekazywana jest na fundusz poprawy warunków pracy robotników z chińskiej fabryki, gdzie urządzenia są składane. Na stronie producenta można zapoznać się zarówno z miejscem pochodzenia wszystkich materiałów i części urządzenia, jak i ze składnikami końcowej ceny, którą musimy zapłacić za etyczny smartfon.

Pierwszy model został wprowadzony na rynek w 2013 r., a już dwa lata później firma ogłosiła koniec jego produkcji i, co gorsza, dostępności aktualizacji oraz brak możliwości zakupu części zamiennych z uwagi na nieopłacalność ich wytwarzania i magazynowania. Zarządzający przyznał, że realizacja przedsięwzięcia opartego na zasadach etyki odbywa się w otoczeniu biznesowym i podlega mechanizmom rynkowym, które w tym przypadku okazują się bezwzględne. Obecnie za 525 euro jest dostępny następca pierwszego Fairphone’a, model Fairphone2 produkowany od 2015 r., co może być uznane za dysonans w konfrontacji z filozofią długiego życia tego samego modelu, która leżała u podstaw przedsięwzięcia i nadal jest deklarowana przez firmę.

Bardzo ciekawym organizmem, efektywnie funkcjonującym od 2007 r., jest szwajcarska spółdzielnia Kalkbreite. Powstała, aby wybudować i zapewnić funkcjonowanie osiedla w Zurychu. Statutowe zasady Kalkbreite to przede wszystkim partycypacja, poszukiwanie innowacyjnych rozwiązań i tworzenie lepszych warunków życia dla mieszkańców przy jednoczesnej trosce o zasoby i ograniczaniu konsumpcji.

Dla spółdzielców ważne jest poszanowanie ludzkiej godności i dbałość o wspólne dobro nie tylko w odniesieniu do własnej wspólnoty, lecz również w wymiarze globalnym, stąd olbrzymia waga, jaką przywiązują do ekologii.

Kalkbreite

Od samego początku stosowali zasadę partycypacji, wypracowując koncepcję, która była podstawą konkursu na projekt architektoniczny. Chcieli, aby ich przestrzeń zaprojektowano w sposób umożliwiający w jak najszerszym zakresie jej współdzielenie oraz dokonywanie przekształceń zależnie od zmieniających się warunków i potrzeb mieszkańców, np. zmieniającej się liczby lokatorów konkretnego mieszkania. Materialnym efektem przedsięwzięcia jest wkomponowany w trójkątną działkę między ruchliwą Badenerstrasse i torami kolejowymi budynek, w którym oprócz niemal stu mieszkań znajdują się przestrzenie wspólne, lokale wykorzystywane na działalność komercyjną (kino Houdini, pięć lokali gastronomicznych, sklepy, warsztaty rzemieślnicze, galerie, biura firm i organizacji pozarządowych, szkoła rodzenia, gabinet lekarski) oraz mała część hotelowa. Przy doborze najemców przestrzeni komercyjnych spółdzielnia kierowała się swoimi statutowymi zasadami, dlatego sklepy sprzedają organiczną żywność, a kino wyświetla ambitne filmy spoza głównego nurtu.

Ostatni mieszkańcy pojawili się w Kalkbreite w sierpniu 2014 r. Dzięki zaangażowaniu spółdzielców w proces powstawania osiedla udało im się stworzyć wspólnotę mieszkańców, zanim jeszcze wprowadzili się oni do swoich nowych mieszkań. Sami opracowali zasady funkcjonowania wspólnoty, nie mają zatem powodu, by narzekać na ograniczenia (np. zakaz posiadania samochodów), na które zgodzili się, przystępując do spółdzielni.

Założenie jest zieloną oazą w samym centrum nowoczesnego miasta, swoistą miejską wioską z żyjącą wspólnie i jednocześnie autonomicznie społecznością. Wspólnota jest otwarta na otoczenie – z ulicy, wzdłuż której usytuowane są lokale komercyjne, każdy może wejść na zielone podwórze będące jednocześnie placem zabaw i miejscem odpoczynku. W ten sposób z przyjaznej przestrzeni mogą korzystać nie tylko mieszkańcy Kalkbreite. Do części mieszkalnej prowadzi jedno wejście, a znajdujący się za nim obszerny hall – miejsc spotkań – przywołuje skojarzenia z rynkiem w małej miejscowości.

Integracji zróżnicowanej, ale jednocześnie dzielącej wspólne przekonania społeczności Kalkbreite sprzyjają liczne przestrzenie i urządzenia wspólne – pralnia, biblioteka czy kawiarnia. Potrzebę prywatności zaspokajają natomiast przyjaźnie zaprojektowane mieszkania, w których na lokatora przypada 32 mkw., co wobec wynoszącej dla Zurychu 45 mkw. średniej jest świadomym samoograniczeniem na rzecz liczącej 330 mkw. wspólnej przestrzeni, która obejmuje m.in. salę do jogi, saunę, siłownię, pomieszczenie z maszynami do szycia czy stołówkę.

Ideę dzielenia się w życiu codziennym mieszkańcy urzeczywistniają, np. umieszczając na tablicy informacje o dobrach, którymi mogą się podzielić, takich jak sprzęt sportowy, narzędzia, lekcje języka obcego albo opieka nad dziećmi.

Osiedle zaprojektowano zgodnie z zasadami zrównoważonego korzystania z energii, co jest oczywistą konsekwencją troski spółdzielców o środowisko i ich dążenia do ograniczenia emisji dwutlenku węgla. Przedsięwzięcie realizuje podejście do korzystania z energii nazwane „Społeczeństwo 2000 Watt”, stąd wspominany zakaz posiadania przez spółdzielców samochodów, promowanie transportu rowerowego (duży parking na 350 jednośladów), wspólne skrzynki chłodnicze i pralnia zamiast prywatnych urządzeń w mieszkaniach oraz wykorzystanie odnawialnych źródeł energii – geotermalnej i słonecznej. Mieszkańcy, najemcy i użytkownicy przestrzeni w Kalkbreite zwracają uwagę na pozytywny wpływ, jaki wywiera na nich współdzielona, mądrze zaprojektowana przestrzeń oraz świadomość życia w przyjaznej społeczności, którą łączą wspólne ideały.

Oglądając „Utopie na nowo”, możemy posłuchać ludzi, którzy rezygnują z części komfortu w imię wspólnego dobrostanu. Możemy popatrzeć na ich zrównoważone życie w pozbawionym równowagi świecie i narodziny kolejnego spółdzielcy, któremu przyjść na świat pomagają położne z Kalkbreite. Przedsięwzięcie należy uznać za udane, o czym świadczy przystąpienie przez spółdzielnię do realizacji podobnego projektu pod nazwą Zollhaus z 48 mieszkaniami, którego oddanie do użytku przewidziano na przyszły rok.

Dowodem, że idea spółdzielczości może z sukcesem funkcjonować na bardzo dużą skalę, jest historia Spółdzielni Spożywczej Hansalim z Korei, której udało się wypracować sprawnie działający model bezpośredniej sprzedaży, łącząc rolników i konsumentów. Powstała w 1986 r. w Seulu jako nieduży sklep z organicznymi zbożami. Obecnie zrzesza prawie 2 tys. rolników i ponad 1 mln nabywców organicznej żywności, jej roczna sprzedaż przekracza 300 mln dol., ma 130 sklepów stacjonarnych, sprzedaje za pośrednictwem internetu i zaopatruje w ten sposób 10 proc. mieszkańców Korei.

Sukces Hansalim zbudowano na bezpośredniej dystrybucji organicznej żywności „ze wsi do miasta” polegającej na tym, że rolnicy sprzedają spółdzielni zakontraktowane produkty, a dzięki wyeliminowaniu łańcucha pośredników otrzymują 76 proc. ceny sprzedaży, która jest ustalana podczas dorocznych zebrań spółdzielców jako „sprawiedliwa cena” (i nie jest ceną rynkową).

W zamian za godziwe wynagrodzenie rolnicy gwarantują kupującym, że produkty – od ryżu przez mandarynki, po tofu i owoce morza – są hodowane i zbierane w sposób zrównoważony i organiczny. Wszystkie produkty powstają lokalnie, dlatego w sklepach Hansalim nie można kupić np. kawy albo cukru. Obie strony uzyskują z tej wymiany realne korzyści: rolnicy mogą utrzymywać siebie i swoje rodziny z uprawy ziemi, a mieszkańcy miast mają gwarancję zdrowego, lokalnego jedzenia.

Hansalim wypracowała wysokie standardy bezpieczeństwa żywności, wśród których znajdują się zakaz używania pestycydów i nawozów sztucznych, sprzedaż świeżych owoców i warzyw sezonowych, lokalna produkcja dla potrzeb lokalnej konsumpcji, zakaz stosowania GMO, unikanie dodatków (sztucznych konserwantów, barwników, itd.) oraz zakaz stosowania antybiotyków i hormonów w paszach. Skrupulatne przestrzeganie tych standardów wzmocniło zaufanie klientów i przełożyło się na wzrost liczby gospodarstw domowych kupujących żywność od rolników zrzeszonych w spółdzielni.

Z sukcesu Hansalim skorzystały inne koreańskie spółdzielnie, które stały się istotnym graczem na rynku organicznej żywności. Skala przedsięwzięcia dowodzi, że formy aktywności, których podstawą nie jest wyłącznie zysk, lecz także dobrostan uczestników przedsięwzięcia i poszanowanie zasobów, z których korzystają, są możliwe także w branży spożywczej mimo niesprzyjającego otoczenia, w którym działają bezwzględne mechanizmy rynkowe.

Film „Utopia na nowo” stawia pytanie, czy możliwe jest nowe, bardziej sprawiedliwe społeczeństwo i ustami występujących w nim rzeczników współczesnych utopii udziela odpowiedzi twierdzącej. Jednakże dla rozpoczęcia jakiejkolwiek zmiany opartej na współpracy i dzieleniu się konieczne jest przynajmniej częściowa rezygnacja z dotychczasowego modelu zakupów spożywczych, podróżowania, mieszkania oraz korzystania z różnego rodzaju usług. Czy indywidualne decyzje i oparte na szlachetnych ideach przedsięwzięcia w konfrontacji z bezlitosnymi mechanizmami gospodarki rynkowej mogą być zaczynem zmiany, która zatrzyma katastrofę ekologiczną albo zahamuje pogłębianie się olbrzymich dysproporcji społecznych? Sukces spółdzielni Kalkbreite i Hansalim jest bardzo budujący, natomiast historia etycznego smartfona, który mimo zaangażowania jego twórców i pozyskania grona nabywców nie wytrzymał rynkowej rywalizacji z tradycyjnymi urządzeniami, nie napawa optymizmem.

  • Tekst: Joanna Sakowicz
  • Tekst ukazał się w numerze 9/2019 Magazynu Vege