Dla zrozumienia indiańskiej wizji świata europejskie rozróżnienie na człowieka i nieczłowieka jest zupełnie bezużyteczne. Zastanówmy się więc, kim są zwierzęta dla Indian.
Zakres kategorii człowieka i zwierzęcia jest dla większości Europejczyków oczywistością. Zgodnie z naszym nawykiem kulturowym jedna kategoria definiowana jest przez opozycję w stosunku do drugiej. Określenie „zwierzę” stosowano wobec tych istot ziemskich, których stanowczo nie można było uznać za ludzi. Jak więc rozumieją je Indianie?
Przekonanie to jest oparte na starożytnej tradycji filozoficznej, a wzmocnione i usankcjonowane przez filozofię chrześcijańską. Przez wieki przybierało rozmaite formy, ale zazwyczaj opozycji tej towarzyszyło wartościowanie – to, co „ludzkie”, oznaczało to, co szlachetne, cywilizowane i uduchowione, podczas gdy „zwierzęce” było wszystko, co barbarzyńskie, dzikie, zdominowane przez instynkty, okrutne. „Zachowywać się jak zwierzę” niesie jednoznaczne negatywne konotacje, podczas gdy mianem „ludzkiego” – człowieka czy odruchu – określa się to, co cechuje wrażliwość, empatia.
Już starożytnych obserwacje otaczającego świata doprowadziły do przekonania, że świat przyrody dzieli się na kilka kategorii, wśród których ludzie i zwierzęta należeli zawsze do rozłącznych.
W różnych okresach spierano się co do tego, czy za ludzi można uznać np. czarnoskórych, nienarodzone dzieci czy innowierców. Chociaż kryteria włączania do tych kategorii były różne a ich granice na przestrzeni wieków – mocno płynne, to jednak zawsze odmienność ta miała charakter różnicy jakościowej. Św. Tomasz z Akwinu uznał, że wszystkie byty na świecie są pod względem doskonałości ułożone hierarchicznie: najwyżej znajduje się Bóg, niżej aniołowie, następnie stworzeni na podobieństwo Boga ludzie, a poniżej zwierzęta.
Teologowie chrześcijaństwa i judaizmu konsekwentnie odmawiali zwierzętom posiadania duszy – właściwa była ona tylko ludziom, co, obok wspomnianego podobieństwa do Boga, stanowiło podstawową różnicę między nimi a zwierzętami. Biblia dawała człowiekowi przykaz i prawo panowania oraz dominowania nad światem przyrody, w tym – nad zwierzętami. Człowiek był niejako ukoronowaniem stworzenia, noszącym w sobie pierwiastek boski. Z czasem nauka podzieliła z religią zadanie stawiania wiążących tez na temat porządku wszechświata.
Chyba najdalej posunął się w swych dociekaniach Kartezjusz. Ten piewca empirii i racjonalności uznał, że zwierzęta są doskonałymi maszynami i nie są zdolne do odczuwania ani emocji, ani bólu. Wykonywał okrutne, z dzisiejszego punktu widzenia, doświadczenia na żywych zwierzętach, a ich reakcje na ból uważał za mechaniczne.
Z drugiej strony już od starożytności pojawiali się głosiciele szacunku dla życia we wszelkiej jego formie, obejmującej również zwierzęta. Znane są m.in. krytyczne stanowiska Pitagorasa i jego uczniów, Leonarda da Vinci czy Alberta Schweitzera wobec zabijania zwierząt. Zazwyczaj stanowiska te cechowała jednak relacja podległości zwierząt.
Wieczna (?) opozycja
Filozofia położyła podwaliny pod dzisiejsze nauki przyrodnicze a zakorzenionego w niej od wieków przekonania o wyjątkowości człowieka w świecie przyrody nie zdołała zachwiać nawet teoria Karola Darwina, który orzekł, że ludzie są również zwierzętami, a w dodatku należą do łańcucha ewolucyjnego naczelnych.
Choć dzisiaj kwestia przynależności człowieka do królestwa zwierząt jest dla biologów oczywista, to jednocześnie nowoczesne badania dodatkowo umocniły tę odwieczną opozycję, ponieważ umożliwiły, jak się wydaje, bezbłędną i ostateczną weryfikację tego kto jest człowiekiem – Homo sapiens – a kto nie.
W myśleniu potocznym te dwie kategorie wciąż funkcjonują jako rozłączne. Na tym założeniu ufundowana jest nasza kultura. Wszelkie koncepcje starające się o zniesienie lub choćby przesunięcie tej granicy uznawane są raczej za niezwykłe pomysły garstki entuzjastów niż racjonalne postulaty.
Chodzi np. o zmianę w indyjskim prawodawstwie, które uznało delfiny za osoby z racji ich wysokiej inteligencji i rozwiniętych struktur życia społecznego, lub projekty naukowców dążące do włączenia niektórych gatunków małp człekokształtnych do rodzaju Homo.
Wciąż mówimy np. o „prawach zwierząt” i „prawach człowieka”, a próby zmiany tego nawyku językowego, jak chociażby nacisk na sformułowanie „człowiek i inne zwierzęta” zamiast „człowiek i zwierzęta” wydają się radykalne, choć teoretycznie dążą tylko do logicznej poprawności i zgodności z faktami naukowymi.
To antropocentryczne stanowisko kultury kręgu euroamerykańskiego wobec zwierząt warto porównać do sposobu, w jaki podchodzi się do kategorii „człowieka” i „zwierzęcia” (choć samo rozróżnienie zawarte w sformułowaniu problemu jest raczej właściwe perspektywie europejskiej) w kulturach Indian Ameryki Południowej.
Szamani i kanibale
Postrzeganie świata przyrody i miejsca człowieka w nim jest w kulturze Indian silnie związane z szamanizmem i kanibalizmem i opiera się ono na zupełnie innych kryteriach przyporządkowywania bytów do określonych grup obiektów – w tym ludzi i zwierząt.
Kategorie te w pewien sposób istnieją, jednak są one bliższe raczej wyobrażeniu, któremu w naszej kulturze odpowiada relacja „swój – obcy”, a ponadto, są płynne. Czasami odnoszą się na przykład do różnych stron interakcji pomiędzy bytami. Czasem zależą od pozycji społecznej człowieka i jego relacji z drugim człowiekiem lub od gatunku zwierzęcia. Mogą się też zmieniać w ciągu życia.
Nie są, tak jak w naszej kulturze, z góry i na zawsze, niejako „z zewnątrz” przypisane. Mogą ulegać zmianie np. w czasie trwania rytuału, a ich nadanie dokonuje się za sprawą uczestników tego obrzędu.
Bezużyteczność myśli europejskiej
Lucien Levy-Bruhl zwracał uwagę na odmienny sposób postrzegania rzeczywistości przez tzw. ludy pierwotne.
Sformułował teorię prawa partycypacji, która głosi, że umysłowość pierwotna wiąże fakty i wyobrażenia w inny sposób niż nasza, że nie jest podporządkowana zgodności logicznej, ale zorientowana na aspekt mistyczny obiektów i zjawisk.
Pisał o „mistycznej wspólnocie istotowej między bytami, których jednakowoż, w ramach naszego sposobu myślenia, nie można byłoby pomylić bez popadania w absurd”. Teza ta może być bardzo użyteczna w próbie zrozumienia punktu widzenia Indian na zwierzęta i ludzi, pozwala bowiem zrozumieć, że to, co dla nas jest kategorią człowieka i zwierzęcia, ma w wyobrażeniu Indian po prostu zupełnie inny charakter.
Nie oznacza to oczywiście, że Indianie lub jakiekolwiek inne ludy nie odróżniają ludzi od innych gatunków zwierząt. Oznacza to, że kwestia ta ma w ich obrazie świata całkiem odmienne znaczenie. Levy-Bruhl podaje przykład Indian Bororo z Brazylii, którzy twierdzili, że są ararami, czyli papugami.
Według europejskich wyobrażeń należałoby szybko „przetłumaczyć” to twierdzenie na inne kategorie, aby znieść jego jawną sprzeczność logiczną. Tymczasem Bororo wcale nie chodziło o to, że nazywają się od imienia papug, że uznają się za spokrewnionych z nimi lub też że chodzi o „bywanie” papugą, np. w sensie rytualnym. Jak tłumaczy autor, chodzi dokładnie o tożsamość esencjalną – tożsamość pewnej grupy i danego gatunku zwierząt.
Tutaj ujawnia się zasadnicza bezużyteczność europejskiego rozróżnienia „człowiek – nieczłowiek, czyli zwierzę” dla zrozumienia indiańskiej wizji świata. Kategoryzowanie przez Indian swoich relacji z przyrodą jest złożone i odbywa się na wielu płaszczyznach, czasami w sposób zupełnie sprzeczny z naszą intuicją. Ta złożoność ujawnia się na przykład przy próbie zrozumienia wyobrażeń o różnych rodzajach duszy u ludów pierwotnych.
Zdaniem Edwarda Tylora, twórcy teorii animizmu, nasze próby logicznego rozdziału wielokrotności dusz nie pasują do tubylczego stanu umysłu, gdyż podstawą takiego łączenia jest pierwotna teoria jedności substancjalnej. Wracamy więc znów do wspomnianej już tożsamości esencjalnej. W konsekwencji pojawia się przekonanie o istnieniu pierwiastka duchowego w całej przyrodzie.
Plemienna tożsamość
Levy-Bruhl pisze: „członek plemienia, totemu, klanu czuje się mistycznie zjednoczony (…) z gatunkiem zwierząt czy roślin, który jest jego totemem, mistycznie stopiony ze swą duszą snu, mistycznie stopiony ze swą duszą leśną (mającą postać zwierzęcia) itd.”.
Są to zatem elementy jego tożsamości, jej równoprawni członkowie. Jest to kolejny aspekt, który w kulturze europejskiej jest jednym z najważniejszych sposobów rozróżniania ludzi (dusza), zwierząt (duch, tchnienie życia), roślin (życie) i „świata nieożywionego”, podczas gdy dla Indian i wielu innych ludów jest to kwestia całkiem innej natury, zupełnie nie do pomyślenia w naszych kategoriach.
Dodatkowo istotna jest też tutaj obecna w wielu indiańskich mitologiach, wiara w pokrewieństwo między człowiekiem a zwierzętami. Jest to przeciwieństwo europejskiej hierarchii stworzeń: „istoty ludzkie wywodzą swoje pochodzenie od stworzeń będących nie-ludźmi, posiadających przeróżne kształty. Niektóre wyobrażały zwierzęta, inne rośliny.” Z tego opisu wyłania się więc obraz świata, w którym panuje ontologiczne równouprawnienie, zwierzęta a nawet rośliny umieszczone są w tym samym porządku, co ludzie.
Czym jest antropofagia
Dodatkowo, wśród niektórych społeczeństw sama kategoria zwierzęcia staje się bardziej złożona. Indianie z Kolumbii wyróżniają zwierzęta mistyczne – niegdysiejsze, te, od których swoje pochodzenie wywodzą poszczególne grupy totemiczne, oraz zwierzęta dzisiejsze – zwyczajne. Istnieją osobne wyrazy na rozróżnienie tych dwóch typów istot, a zwierzęta dawniejsze uznaje się za będące w pewnym stopniu ludźmi, mogące się swobodnie przeobrażać itp.
W dalszym ciągu istnieje jednak związek pomiędzy zwierzęciem mistycznym, zwierzęciem dzisiejszym i człowiekiem z odpowiadającej mu grupy totemicznej.
Związek ten przejawia się np. w tabu obejmującym spożywanie mięsa zwierząt będących totemem danej grupy przez jej członków lub w przekonaniu, że szaman zamienia się w zwierzę, zakładając jego skórę. Tak więc tożsamość nie ma związku z cechami zewnętrznymi, anatomicznymi, ale wynika raczej z mistycznych związków i relacji, może na ich mocy ulegać zmianie i być różna dla różnych osób.
W zrozumieniu tych rozróżnień może pomóc analiza praktyk kanibalistycznych. Samo pojęcie antropofagii ma dla uczestników tych rytuałów inny kształt ze względu na inny kształt kategorii, których my używamy do jej definiowania, tj. zjadania ciała człowieka przez drugiego człowieka. Właściwie kanibalizm oznacza zjadanie kogoś ze swojej własnej kategorii.
W tym sensie wszystkie rodzaje związków społecznych mogą mieć charakter kanibalistyczny – dotyczy to zarówno stosunków między bóstwami, bóstwami a ludźmi, ludźmi a zwierzętami, jak i relacji międzyludzkich, np. wśród krewnych. Ludzie i zwierzęta (z pewnych grup) są ze sobą we wzajemnych relacjach kanibalistycznych, co oznacza, że kanibalami mogą być też inne gatunki.
Np. lud Piaroa unika zabijania zwierząt leśnych, uznając je za swoich „krewnych”, nie ma natomiast ograniczeń dotyczących ryb. Ponadto szamani mogą symbolicznie przemienić zwierzę w roślinę, wyłączając je tym samym z kategorii krewnego. Widać więc tutaj, że linia symbolicznego podziału na ludzi i zwierzęta, przebiega w zupełnie innej płaszczyźnie niż biologiczna, opiera się na mitycznym pokrewieństwie i rytualnej przemianie.
Indianie: obcy na równych prawach
Materiały etnograficzne potwierdzają koncepcję, jakoby zwierzęta były dla Indian raczej pewnym typem obcego – specyficznym, ale w pewnym sensie „na równych prawach”, np. z członkami obcych plemion.
Wśród Indian Wari’ z południowej Amazonii akty kanibalizmu mają bezpośredni związek z nadawaniem lub odbieraniem jednostce statusu osoby. W akcie drapieżnictwa dokonuje się odróżnienie ludzi – drapieżników, od zwierząt – zjadanych. Rozróżnienie odnosi się tylko do tego aspektu – nie ma charakteru różnicy jakościowej, a w każdym razie nie w odniesieniu do tych samych grup bytów, które dla wyobraźni euroamerykańskiej w prosty sposób dzielą się na „ludzi”, „zwierzęta”, „rośliny” i „przedmioty”.
Pod tym względem występuje również podobieństwo polowania i wojny. „Wróg” to kategoria podobna do „zwierzyny”, ponieważ jedni i drudzy są zabijani przez drapieżcę, a osoby wchodzące w relację są równoważne – zabijane i zjadane, nie ma tu związku z dominacją i podległością, a pozycje są wymienne. Od tego, kto atakuje, zależy to, kto będzie uznany za osobę. Tak więc drapieżcy, wrogowie i zwierzyna należą właściwie do wspólnej kategorii bytów, a ich status w zakresie człowieczeństwa jest zmienny. W świecie kategorii ontologicznych Wari’ podziały przebiegają w poprzek.
Ma to również związek z szamanizmem, ponieważ prawdziwa natura istot ujawnia się dopiero w transie szamańskim: „podczas gdy ciało (kwere) jest źródłem różnicy (poszczególne gatunki i jednostki różnią się od siebie ciałami), duch (właściwy ludziom, rybom, pszczołom, wężom, niektórym gatunkom ssaków, ptaków i roślin – jam) jest podstawą podobieństwa.
Wszystkie byty obdarzone duchem mają ludzkie ciało, które widzą tylko szamani.” Cechy zewnętrzne, anatomiczne, mają więc charakter drugorzędny – inaczej niż w myśli euroamerykańskiej, gdzie to na ich podstawie tworzy się klasy obiektów.
Człowiek i zwierzę w jednym
Dodatkową zmienną w różnych aspektach wyobrażeń Indian o zwierzętach i ludziach są wierzenia w możliwość wcielania się ludzi w postaci zwierząt. Np. szamani mogą posiadać dwa ciała – ludzkie i zwierzęce, a zwierzęta, w które wcielają się ich duchy, są ich krewnymi.
Z kolei Wari’ wierzą, że po śmierci zmarły powraca do świata żywych pod postacią białobrodego pekari, aby zostać upolowanym i zjedzonym. Jak pisał Levy-Bruhl, nie sposób wyjaśnić te wyobrażenia naszymi kategoriami i rozstrzygnąć, kiedy chodzi o zwierzę, kiedy o człowieka, osobę, człowieka zmieniającego się w zwierzę, człowieka i zwierzę naraz itd.
Wszystkie te aspekty składają się na obraz świata, w którym całkowicie odmiennie kształtują się podziały na klasy obiektów – ludzi, roślin, zwierząt, duchów czy przedmiotów.
Podziały te mają też zupełnie inne znaczenie. To, co umownie rozważamy jako rozróżnienie na ludzi i zwierzęta, nie może w ogóle być wprost przełożone na wyobrażenia ludów Ameryki Południowej, ponieważ samo to rozgraniczenie, tak, jak my je rozumiemy, jest nieprzystawalne i nieprzekładalne na języki ich kultur.
- Tekst: Olga Knapik
- Tekst ukazał się w wydaniu 11/2014 Magazynu Vege.