Postanowiłam sprawdzić, co weganie i wegetarianie sądzą na temat mięsa z probówki. Nie pytałam, czy są za lub przeciw produkcji takiego mięsa w ogóle – zamiast tego chciałam sprawdzić, czy byliby dobrą grupą docelową dla jego producentów. Czy sami zjedliby takie mięso? Czy nakarmiliby nim swoje zwierzę? Dlaczego tak, dlaczego nie?
Stworzyłam ankietę, którą w dniu 13 lutego 2017 umieściłam na kilkunastu grupach zrzeszających osoby niejedzące mięsa na Facebooku. Łącznie wypełniło ją 1657 osób. W pierwszym pytaniu należało zaznaczyć rodzaj stosowanej diety – poza wegetarianami i weganami kwestionariusz wypełniło 157 osób jedzących mięso, ale z powodu tak małej liczby odpowiedzi (niecałe 10% badanych) nie brałam ich pod uwagę w moim artykule. Poniższe wyniki badań dotyczą więc 1500 osób niejedzących mięsa.
Czy słyszałeś/słyszałaś wcześniej o “mięsie z probówki”?
Może dziwić duża ilość osób, które nie zetknęły się z pojęciem mięsa produkowanego w laboratorium. Prawie jedna na trzy osoby nigdy nie słyszała o tym przedsięwzięciu, a przecież nie jest to zupełnie nowa idea! Już w latach 30. wspominał o niej nawet Winston Churchill, a pierwszym poważnym przedsięwzięciem w tej dziedzinie były próby hodowli tkankowej mięsa dla astronautów prowadzone przez NASA. Obecnie badania nad produkcją mięsa in vitro są prowadzone na wielką skalę przez uniwersytety na całym świecie. W roku 2009 jeden z czołowych naukowców w tej dziedzinie, profesor Mark Post z Uniwersytetu w Maastricht, opowiadał o tajnikach hodowli tkankowej mięsa w Centrum Nauki Kopernik w Warszawie.
Po odpowiedzi na pierwsze pytanie ankietowani mieli możliwość przeczytania krótkiego wyjaśnienia przybliżającego im temat mięsa z probówki. Na czym polega więc taka hodowla? Bioinżynierowie pobierają komórki macierzyste metodą biopsji od zwierzęcia-dawcy i umieszczają je w pożywce o odpowiednim składzie i temperaturze. Do wzrostu komórek konieczne jest oczywiście zapewnienie źródła tłuszczów, białka oraz cukrów w pożywce. Stymulowane do skurczów i rozkurczów przez impulsy elektryczne komórki rosną i dzielą się, ostatecznie przybierając formę tkanki mięśniowej. Tak oto uzyskujemy kawałek mięsa, stworzony metodą in vitro.
Czy jadłbyś/jadłabyś mięso z probówki, jeśli zostałoby ono wprowadzone do sprzedaży?
Okazuje się, że niemalże ¾ ankietowanych wegan i wegetarian mimo wszystko nie chciałoby zjeść takiego sztucznie wyprodukowanego mięsa! W tym pytaniu do wyboru były możliwe jedynie odpowiedzi „Tak” oraz „Nie”. Nie przewidywałam opcji „Nie wiem” – zależało mi na tym, żeby osoby wypełniające kwestionariusz podjęły jednoznaczną decyzję, tak jakby stały przed półką z takimi produktami w sklepie i miały zdecydować, czy wsadzić je do koszyka. W następnej rubryce wszyscy chętni mogli wytłumaczyć, dlaczego zdecydowaliby się zakupić takie mięso lub też dlaczego nie. Rozwinięcie odpowiedzi nie było wymagane, jednak pole wypełniła blisko połowa osób.
Dlaczego nie?
Wśród ankietowanych wegetarian i wegan, którzy są na nie, co 4 osoba deklaruje, że zwyczajnie takiego sztucznego mięsa nie potrzebuje – od wielu lat jedzą jego roślinne zastępniki i nie widzą potrzeby, żeby ponownie wprowadzać mięso do swojej diety. Okazuje się, że co piąta osoba nie przepada za jego smakiem, a jedną na 6 osób mięso często wręcz obrzydza! Co 10 osoba nie chce jeść mięsa po prostu – to nadal mięso, nieważne, czy pochodzi od zabitego zwierzęcia, czy z probówki.
11% ankietowanych uważa, że nadal nie będzie to produkt etyczny – w końcu próbka pochodzi od żywego zwierzęcia, biopsja nie jest bezbolesna, a przy masowej produkcji istnieje ryzyko hodowli zwierząt w okropnych warunkach właśnie w celu pozyskania komórek macierzystych. To całkowicie zrozumiałe, w końcu lwia część wegan i wegetarian nie je mięsa właśnie z powodu okrucieństwa wobec zwierząt, które generuje ten przemysł. Jak jednak czytamy w artykule z Magazynu Vege w numerze 05/2012: „Profesor Post z holenderskiego Uniwersytetu w Maastricht podaje, że z jednej komórki macierzystej mogą powstać setki tysięcy kilogramów mięsa. Komórka ta musi być jednak pobrana od żywego zwierzęcia. Proces ten nie wiąże się z jego śmiercią, jednak utrzymywanie zwierzęcia w warunkach laboratoryjnych jest sprawą kontrowersyjną. Na szczęście holenderski naukowiec zaznacza, że wynalezienie sposobu na wyhodowanie żywych komórek bez żywego zwierzęcia to tylko kwestia czasu”.
A co z kwestiami zdrowotnymi? 10% osób słusznie przypomina, że mięso może być szkodliwe dla człowieka. Światowa Organizacja Zdrowia stoi na stanowisko, że jego jedzenie zwiększa ryzyko zachorowania na raka jelita grubego, trzustki i prostaty. Wprawdzie profesor Mark Post twierdzi, że „ścisła kontrola nad procesem tworzenia mięsa umożliwi manipulowanie zawartością substancji odżywczych w gotowym produkcie, na przykład zwiększenie stężenia kwasów tłuszczowych omega 3, a obniżenie zawartości tłuszczów szkodliwych”. Nie wiadomo jednak, czy da się całkowicie wyeliminować szkodliwy wpływ mięsa na organizm człowieka.
Kontrowersje wśród ankietowanych (9%) budzi również sam fakt produkowania czegoś nienaturalnego w laboratorium. A co nam na ten temat powie profesor Mironov, biotechnolog z Uniwersytetu Stanowego Północnej Karoliny? „Ludzie odruchowo kojarzą takie mięso z produktami GMO, jest to syndrom Monsanto. Hodowla tkankowa mięsa nie ma nic wspólnego z modyfikacjami genetycznymi. DNA komórek mięśniowych pozostaje nienaruszone. To inżynieria tkankowa, a nie genetyczna. Wiele produktów powszechnie dostępnych w sprzedaży powstaje w wyniku skomplikowanych procesów biotechnologicznych, chociażby jogurty czy chleb”.
Dlaczego tak?
Niemal każda z osób, które deklarują, że jadłyby takie mięso, twierdzi, że zwyczajnie tęskni za jego smakiem. Są na diecie wegańskiej lub wegetariańskiej jedynie ze względów etycznych – sprzeciwiają się okrutnemu traktowaniu zwierząt oraz niszczeniu środowiska naturalnego, które jest nierozerwalnie związane z hodowlą przemysłową. 7% osób chciałoby takiego mięsa jedynie spróbować z ciekawości. Istnieje też wąska grupa osób (0,5%), która podała, że jadłaby takie mięso… dla rozwoju nauki. Chcą wspierać powstawanie i rozwój nowych technologii oraz mieć wpływ na zwiększenie popytu i popularyzacji mięsa z probówki!
Czy podawałbyś/podawałabyś takie mięso swojemu zwierzęciu?
Tutaj obserwujemy bardzo ciekawą rzecz. Mimo że zdecydowana większość ankietowanych sama mięsa z probówki by nie zjadła, to jednak często nie miałaby problemu z podaniem go swojemu wszystkożernemu czy mięsożernemu zwierzęciu! Oczywiście z wyłączeniem tych ankietowanych, których odpowiedzi kwalifikowały się do kategorii „to produkt nienaturalny, pochodzenia laboratoryjnego z niezbadanymi skutkami ubocznymi” – oni w żadnym wypadku nie podałby takiego mięsa swojemu podopiecznemu.
Dlaczego nie?
Spośród osób niechętnych pomysłowi karmienia swojego podopiecznego mięsem z probówki, które rozwinęły swoją wypowiedź, prawie połowa boi się o jego zdrowie. Kontrowersje ponownie budzi również sam fakt produkowania czegoś nienaturalnego w laboratorium (1/5 ankietowanych). Co trzecia osoba nie kupowałaby mięsa z probówki, gdyż jej zwierzęta dostają specjalistyczną karmę weterynaryjną.
8% ankietowanych boi się… wysokich cen.
Czy słusznie? Kiedy w roku 2013 roku naukowcy odtworzyli strukturę tkanki mięśniowej wołowiny, cenę produkcji pojedynczego burgera szacowano na ponad 300 dolarów. Jednak już twa lata później okazało się, że za burgera zrobionego z mięsa z probówki zapłacimy 11 dolarów, co daje niecałe 80 dolarów za kilogram wołowiny (jest to cena zbliżona do rynkowej ceny mięsa wołowego). Przewiduje się, że w ciągu 20 lat w sklepach będziemy mogli kupić mięso wyhodowane całkowicie w warunkach laboratoryjnych w każdym sklepie zbliżonej lub nawet niższej niż cena mięsa pochodzącego z rzeźni.
Nie ma najmniejszej wątpliwości, że w obliczu zatrważających prognoz kryzysu żywnościowego najrozsądniejszym rozwiązaniem jest wybór diety wegańskiej. Dla wielu osób jest to jednak decyzja zbyt trudna, więc pozostaje nam z niecierpliwością czekać, aż naukowcy uporają się ze wszystkimi ograniczeniami, jakie stawia przed nimi inżynieria tkankowa i zaczną produkować mięso in vitro na dużą skalę – dla dobra zwierząt i naszej planety.
W moim badaniu chciałam jednak sprawdzić, czy wegetarianie i weganie są dobrą grupą docelową dla producentów mięsa z próbówki. Okazuje się, że niekoniecznie. Abstrahując od strachu przed nowymi, nie do końca zbadanymi w sposób długofalowy technologiami, dla wyjątkowo dużej grupy osób mięso jest produktem po prostu zbędnym w codziennej diecie. Mamy tyle wspaniałych zastępników mięsnych potraw, tyle przepysznych opcji roślinnych, że w dużej mierze wcale mięsa nie potrzebujemy! Warto jednak postawić na produkcję „probówkowej” karmy dla zwierząt – zdecydowanie będzie się ona cieszyć bardzo dużym powodzeniem!
- Tekst: Martyna Sobótka z wykorzystaniem art. Urszuli Rzeszutek
- Tekst ukazał się w numerze 7-8/2017 Magazynu Vege