Każdy z nas to przeżył. Kiedy nie wiadomo, co podać weganinowi, najczęściej serwuje mu się frytki albo sałatę. Ale żeby taki błąd popełnili w Parlamencie Europejskim?
O tym, że klient weganin potrafi wywołać panikę nawet u doświadczonego kucharza, przekonała się ostatnio nowa europosłanka Sylwia Spurek. Gdy poprosiła na stołówce w Brukseli o wegańskie jedzenie, dostała standardowy „zestaw mistrza”: frytki oraz groszek z pomidorami.
„Była dzisiaj jeszcze opcja wegetariańska – łosoś…” – napisała na Facebooku zawiedziona parlamentarzystka. – „Jak na miejsce, które powinno skutecznie walczyć o prawa człowieka, prawa zwierząt i przeciwdziałać zmianom klimatycznym, to trochę obciach. Widać, że w wielu sprawach PE przespał sporo czasu. Czas na przebudzenie i zmiany!”.
Na Sylwię Spurek po tym wpisie posypała się fala krytycznych komentarzy ze strony niektórych internautów.
Ale posłanka Wiosny się tym nie przejęła:
– Cieszę się, że on wywołał takie emocje, bo wywołał też merytoryczną dyskusję na temat konsekwencji przemysłowej hodowli zwierząt na mięso i mleko. Jeśli tak mogę zmienić czyjś sposób myślenia, spowodować, że zastanowi się, że to nie chodzi o jedzenie, tylko o wartości i standardy, to dobrze. Prawa zwierząt są dla mnie bardzo ważne. Musimy zrobić coś z tym, jak wpływamy na naszą planetę również poprzez nasze dietetyczne wybory. Dieta jest sprawą polityczną. Jeśli przez moje wybory dotyczące jedzenia mogę spowodować, że zwierzęta nie będą cierpieć, to jest to jedna z najprostszych decyzji, jakie mogę podjąć – powiedziała dziennikarzom.
Zadeklarowała, że zwalczy o to, by stołówka w PE poszerzyła ofertę dla wegan, ale również o to, by w dostępnym menu zaczęto oznaczać alergeny. Najwyraźniej Sylwia Spurek okazała się bardziej europejska od samego centrum Europy.
WK