O roli jaką sztuka wegańska pełni w kształtowaniu poglądów rozmawiamy z Philipem McCulloch-Downsem, brytyjskim malarzem i aktywistą na rzecz zwierząt .
Philip McCulloch-Downs specjalizuje się w twórczości o tematyce zwierzęcej. Ukończył studia artystyczne w klasie grafiki i ilustracji, jednak od początku zajmuje się różnymi formami sztuki. Początek jego kariery wypełniły prace ujawniające jego miłość do natury i etycznego życia. Przełomowe momenty w twórczości miały miejsce w 2003 r., gdy został weganinem, w 2014 r., gdy zainspirowany pracą aktywistki na rzecz zwierząt Jo-Anne McArthur po raz pierwszy stworzył pracę wideo na temat praw zwierząt „The Ghost Camera” i dołączył po tym do kolektywu artystycznego „Art of Compassion”, a następnie został wolontariuszem brytyjskiej fundacji Viva! W swojej pracy artystycznej zajmuje się trudnymi problemami hodowli przemysłowej i wykorzystywania zwierząt w przemyśle, nie odszedł jednak od tworzenia obrazów pokazujących piękno świata przyrody.
Czy myślisz, że sztuka powinna poruszać? A może lepiej, jeśli jest przyjazna dla oczu, pokazuje piękno natury oraz objaśnia świat w sposób łagodny i delikatny?
Kiedyś o mojej twórczości mówiono, że jest niezwykła, pełna charakteru i kolorów. Chciałem tworzyć osobliwe, ale jednocześnie piękne dzieła. Poruszające, ale swoim urokiem i kolorystyką, nie planowałem szokować. Moja „sztuka wegańska” to zupełnie inna historia. W ruchach na rzecz zwierząt mieści się bardzo szerokie spektrum stylów i podejść. Od pozytywnych, ciepłych, ujmujących, po drapieżne i poruszające.
Gdy w 2014 r. po raz pierwszy podjąłem w mojej twórczości temat praw zwierząt, dokonałem świadomego wyboru, aby po prostu malować to, co widzę, co przeszkadza mi osobiście, pokazywać los zwierząt, ich historie, które zmierzają do nieuchronnego końca. Chciałem wizualnie rejestrować fakty, bez podkreślania, ale też ukrywania nieprzyjemnej prawdy. Chciałem, o ile to możliwe, aby moja osobowość, moje opinie nie przesłaniały przekazu. Obraz powinien przemawiać do widza, zachęcać do odczuwania empatii do przedstawionych zwierząt. Uważam, że jeśli obraz jest zbyt szokujący, sprawia, że ludzie się odwracają, ale jeśli jest zbyt idealistyczny, sentymentalny, także łatwo go zignorować. Oba podejścia mogą się okazać nieskuteczne.
Krótko mówiąc, staram się traktować zwierzęta, które maluję, z szacunkiem i ze współczuciem. Przedstawiać je z godnością, w sposób, który będzie dawał świadectwo ich istnienia, gdy ich egzystencja dobiegnie już końca. Maluję to, co mnie boli, co mnie porusza, co mnie denerwuje.
Pytanie praktyczne. Każdy malarz chce żyć ze swojego malarstwa. Z drugiej strony obraz na temat praw zwierząt, okrutnego świata hodowli przemysłowej, nie jest tym, co kupujący chciałby powiesić nad łóżkiem i patrzeć na to codziennie. Czy malując zastanawiasz się, kto kupi ten obraz i gdzie go powiesi?
Nie, wciąż tego nie wiem! W końcu uprawiam ten rodzaj sztuki dopiero od czterech lat…
Gdy zorientowałem się, jak głęboko porusza mnie ten temat, po prostu zacząłem malować kolejne obrazy przedstawiające krowy, świnie, brojlery, ujawniać w moich obrazach marketingowe kłamstwa przemysłu mięsnego. Prace, które już powstały, nie wyczerpują listy moich pomysłów, będą powstawały kolejne.
Chciałbym, aby były wykorzystywane jak najszerzej: w mediach społecznościowych, na wegańskich festiwalach, chciałbym je widzieć na banerach, ulotkach wydawanych przez organizacje zajmujące się prawami zwierząt w dowolnym miejscu na świecie. W tych celach udostępniam je bezpłatnie.
Namalowałem jednak także kilka atrakcyjnych wizualnie prac, które stały się popularne, jak choćby „Kindred”, „The Heart of Man”, „One of us”, „The Herd”. Są nadal prozwierzęce, a jednak daleko im do obrazów przedstawiających przygnębiający świat hodowli przemysłowej.
Od roku jestem osobą samozatrudnioną, zrezygnowałem z innych zajęć, żeby w pełni skoncentrować się na sztuce i zdaję sobie sprawę, że będę musiał połączyć sztukę komercyjną z ważną dla mnie sztuką zaangażowaną, żeby po prostu zarabiać na życie.
A może powinienem przestać denerwować ludzi moimi zaangażowanymi obrazami i po prostu znaleźć sobie zwykłą robotę?
Jaka część Twojej twórczości to sztuka zaangażowana?
Od ukończenia studiów w 1992 r. zajmowałem się różnymi formami sztuki, nie tylko w ramach sztuk wizualnych: malowałem portrety, zajmowałem się ilustracją, scenografią teatralną, robiłem teledyski, pisałem zarówno prozę, jak i poezję. Staram się wyrażać moje emocje twórcze wszelkimi dostępnymi środkami. Dla mnie to od dawna zupełnie normalne, że poprzez sztukę wyrażam siebie i tak samo naturalne jest to, że odkąd zostałem weganinem i działaczem na rzecz praw zwierząt, w mojej twórczości pojawiła się tematyka prozwierzęca.
Co myślisz o drodze, jaką przeszedłeś? Co Cię zainspirowało i co nadal Cię motywuje do tworzenia sztuki na rzecz zwierząt?
W świat sztuki zaangażowanej wpadłem nagle, z dnia na dzień. Pod koniec 2014 r. zafascynowała mnie sylwetka fotografki i aktywistki Jo-Anne McArthur. Pod jej wpływem przystąpiłem do realizowania projektu wideo „The Ghost Camera”. Jo-Anne była moim materiałem niezwykle podekscytowana i poruszona, a gdy zaczęła go promować w mediach społecznościowych, reakcje odbiorców były tak pozytywne, że to zmieniło zarówno moje życie, jak i plany twórcze. Wkrótce potem dołączyłem do kolektywu artystycznego o nazwie The Art of Compassion Project i mój kurs artystyczny zaczął się utrwalać, poznałem pojęcie „artivist”, zacząłem brać udział w festiwalach i wystawach z Art of Compassion, który dziś liczy ponad 150 członków, zaangażowanych twórców pochodzących z całego świata. W ciągu następnych lat moje prywatne dzieło stawało się coraz bardziej publiczne i zaczęło być wystawiane w Pekinie, Connecticut, Florencji, Dublinie, Londynie czy moim rodzinnym Bristolu.
Nie mógłbym być bardziej zadowolony z tego, co już osiągnąłem. Traktuję to niemal jak powołanie. Wreszcie czuję, że wszystkie aspekty mojej twórczości, czyli malarstwo, pisarstwo i tworzenie filmów wideo, oraz aktywizm spotykają się w spójnej proaktywnej, prowokacyjnej i etycznej formie. Chcę zmieniać umysły i serca. Chcę wzmacniać świadomość i dostarczać ludziom informacji na temat tego, co się dzieje za zamkniętymi drzwiami mleczarni czy chlewni. I nawet jeśli widz pozostaje niewzruszony, to przynajmniej mam świadomość, że dokumentuję to, co jest ukryte przed opinią publiczną. Chcę odkrywać przed ludźmi obraz barbarzyńskiego świata, który stworzyliśmy.
A ta nieaktywistyczna część Twojej twórczości o czym traktuje?
Od zawsze była wizualnym pamiętnikiem codziennych wydarzeń w moim życiu. Niezależnie od tego, jakie miałem doświadczenia, dobre czy złe, starałem się je zarejestrować, przetworzyć i zrozumieć za pomocą obrazów, grafik, filmów czy słów.
Gdy przeżywam podróż, dramat rodzinny, przedstawienie teatralne, śmierć, narodziny, wizytę w muzeum czy przeprowadzkę, wszystko to rejestruję i wykorzystuję w obrazach. Odzwierciedlam w sztuce zwykłe wydarzenia i przełomowe zwroty w moim życiu. Nic się nie zmarnuje! To dlatego moje prace są pełne kontrastów, postaci i kolorów. Początkowo miałem w planach jedynie odzwierciedlanie życia w obrazach, ale przy okazji stałem się artystą.
Tak naprawdę uważam, że życie jest dziwne, czasem bezsensowne, czasem piękne i brutalne. Jedyny sposób, w jaki mogę poradzić sobie z całą jego złożonością, to spojrzeć na nie przez pryzmat mojej sztuki.
Rozmawiała: Dorota Jaworska
Wywiad pojawił się w marcowym numerze Magazynu VEGE.
Zdjęcia dzięki uprzejmości autora i www.viva.org.uk.
Więcej obrazów: https://www.philipdownsart.co.uk/