Obrońcy praw koni nie szkalowali furmanów z Morskiego Oka – po 2 latach od wniesienia przez furmanów pozwu Sąd Okręgowy w Nowym Sączu uznał, że był on bezzasadny. Prawie 60 furmanów kilka miesięcy wcześniej na własną prośbę wycofało się z procesu.
Wiosną 2015 roku Polskę obiegła informacja, że furmani z Morskiego Oka pozwali obrońców praw koni o 244 000 zł odszkodowania za naruszenie ich dobrego imienia.
– Furmani zorganizowali wówczas wielką konferencję prasową, podczas której zapowiedzieli wniesienie pozwu – mówi Anna Plaszczyk z Fundacji Viva – Powództwo rzeczywiście wnieśli, ale go nie opłacili. Koniec końców pozew trafił do nas dopiero na przełomie 2015 i 2016 roku. Miał zaledwie kilkadziesiąt stron razem z załącznikami, które miały być dowodami na to szkalowanie. Odpowiedzi na pozew miały ponad 100 stron i ponad tysiąc stron załączników. Łącznie prawie tysiąc pięćset stron dowodów na to, co naprawdę dzieje się na trasie do Morskiego Oka – wspomina.
Po kilku miesiącach Sąd Okręgowy w Nowym Sączu przychylił się do wniosków pozwanych, żeby sprawy rozdzielić. Dzięki temu procesy miały toczyć się w trzech sądach – w Nowym Sączu miał zapaść wyrok w sprawie Tatrzańskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami i jego prezeski, w Krakowie – działaczki Vivy Anny Plaszczyk, a w Warszawie Fundacji Międzynarodowy Ruch na Rzecz Zwierząt Viva! i jej prezesa, Cezarego Wyszyńskiego. Po rozdzieleniu pozwów furmani do dziś nie opłacili pozwów w Krakowie i Warszawie, ani nie uzupełnili innych braków formalnych, jakie zauważyły sądy cywilne.
– Gdyby furmanom zależało na rozpoczęciu procesów szybko opłaciliby pozwy i uzupełniliby braki formalne – mówi Anna Plaszczyk – Tymczasem tak się nie stało. Mogę tylko zgadywać, że odwlekają to w czasie, bo nie mają żadnych dowodów na to, co nam zarzucają. A gdybyśmy udowodnili przed sądem, że konie na trasie do Morskiego Oka wykorzystywane są ponad ich siły, prawdopodobnie oznaczałoby to zamknięcie trasy dla przewozów konnych – tłumaczy.
Wiosną 2017 roku okazało się, że furmani chcą wycofać jedyny opłacony pozew i rozpoczęli starania o podpisanie ugody z pozwanymi. Sąd Okręgowy w Nowym Sączu uznał ugodę, jaką furmani podpisali z rzekomo szkalującym ich dobre imię Tatrzańskim Towarzystwem Opieki nad Zwierzętami i jego prezeską, Beatą Czerską i umorzył sprawę. Jednak nie wszyscy furmani podpisali tę ugodę. W tej sytuacji Sąd oddalił powództwo furmana, który jako jedyny nie podpisał ugody, nie znajdując podstawy dla zawartych w pozwie zarzutów. Zadecydował też, że furman ma zwrócić Tatrzańskiemu Towarzystwu i jego prezesce łącznie 1954 zł kosztów ustanowienia pełnomocnika w osobie adwokata.
– Gdyby wiosną pozostali furmani nie podpisali ugody, wszyscy musieliby zapłacić taką kwotę za wciągnięcie w bezzasadny proces sądowy Tatrzańskiego TOZu i Beaty Czerskiej – mówi Anna Plaszczyk z Fundacji Viva – To pokazuje, że pozew został złożony prawdopodobnie tylko po to, by narobić wkoło niego szumu medialnego. Po podpisaniu ugody furmani nie zrobili przecież wielkiej konferencji prasowej, na której przeprosiliby za tą całą burzę medialną, którą wywołali składaniem pozwów nie znajdujących pokrycia w rzeczywistości – dodaje.
Pozwy przeciwko Vivie i jej działaczom wciąż czekają w sądach w Warszawie i Krakowie na opłacenie i uzupełnienie innych braków formalnych. Jednak wszystko wskazuje na to, że nigdy nie ruszą.