Ptasia Sanitariuszka ? jak zaczęła pomagać gołębiom? Czy od zawsze interesował ją los zwierząt? Opowiada o tym w felietonie.
Tekst: Martyna Sobótka ? studentka zarządzania w Szkole Głównej Handlowej, zafascynowana marketingiem i PR-em. Działaczka prozwierzęca, miłośniczka kotów, weganka. Od niedawna Ptasia Sanitariuszka
Moja babcia jest karmicielką. Jako mała dziewczynka często z nią wychodziłam i poznawałam koty, które miały swoje lokum w skrytce przy śmietniku. Była taka jedna, Szara. Najpiękniejsza kicia na świecie ? modelki z reklam Whiskasa mogły się przy niej schować. Była zbyt dzika do złapania, ale zmusiłam mamę do wzięcia jej kociaka, który nie miał jednej łapki i nie widział na jedno oko. Spryciarz mieszka z moimi rodzicami do dzisiaj.
Często znajdowałam ranne wrony. Dobrze zapamiętałam jedną z nich ? była cała zakrwawiona i wymogłam chyba na dziadku, żebyśmy z nią pojechali do weterynarza. Niestety, wrona zmarła przed samym wejściem do gabinetu. Pamiętam słowa lekarki: ?Taka szkoda. Jak ja lubię krukowate!?.
Był też króliczek, którego ktoś podrzucił nam do ogródka w czasie Wielkanocy. Byłam już wtedy starsza, miałam koło 14 lat. Ależ to była awantura? Króliczek był malutką, czarną kupką nieszczęścia z połamanymi łapkami (i żebrami, jak się później okazało), a ja usłyszałam od rodziców, że chyba oszalałam i mam go zanieść z powrotem na dwór. Nie wiem, czy kiedykolwiek wdałam się w taką kłótnię ? Koniec końców Czesio został wciśnięty mojej kuzynce i ? ze względu na chorobę kości ? przeżył tylko trzy miesiące.
O ratowaniu ślimaków z chodnika czy podtopionych motyli z morza już się nie rozpisuję, bo to oczywista oczywistość. Wspomnę tylko o psie z Trasy Toruńskiej. Zatrzymaliśmy się z tatą autem przy Modlińskiej podczas powrotu z zakupów. Potrzebowałam na zajęcia plastycznie jakichś wyszukanych kamyków, a przy drodze leżały idealne. Kiedy wysiadłam z auta, podbiegł do mnie pies. To był taki typowy, domowy, głodny pies, którego ktoś wyrzucił z samochodu. A ja nie mogłam nic zrobić ? nawet wolałam nie pytać ojca, czy możemy go zabrać. (Nawet dzisiaj nie proszę go o podwózkę, kiedy mam ze sobą inne zwierzę niż moje własne koty). Nie wiedziałam o istnieniu fundacji dla zwierząt, a Ekopatrolu chyba jeszcze wtedy nawet nie było. Obiecałam pieskowi, że jak dorosnę, będę pomagać wszystkim zwierzętom. I dotrzymałam obietnicy.
W zeszłym roku czekałam na przystanku autobusowym na Ekopatrol, a razem ze mną czekał pies. Ktoś musiał go tam zostawić, bo pies nie chciał odejść dalej niż na dwa metry i podbiegał do każdej osoby wysiadającej z autobusu. Każdy go omijał albo odganiał ? błagałam tylko w myślach, żeby nikt go nie kopnął. Cały czas mam w głowie słowa jednej kobiety kierowane do psa: ?Daj mi spokój, idź sobie, i tak cię nie wezmę?. Okropnie się wtedy zdenerwowałam i wyburczałam, że skoro już raczyła zauważyć jego obecność, to mogłaby powiadomić o nim straż miejską, żeby zabrali go do schroniska. ?A po co?? ? zniknęła w drzwiach autobusu.
Skoro ludzie nie reagują na potrzebującego psa ? ?najlepszego przyjaciela człowieka?, którego co trzeci Polak ma w domu ? to jak można oczekiwać, że pomogą potrzebującemu ptakowi?
Tak szczerze ? sama nie do końca zwracałam uwagę na potrzebujące ptaki. Ranne wrony czy małe sroki uciekające przed kotami to inna sprawa. Chodzi bardziej o sytuację, kiedy na murku przycupnie sobie gołąb. Bo kiedy wiadomo, czy on sobie tylko odpoczywa, czy właśnie umiera? W Fundacji Czarna Owca Pana Kota po raz pierwszy zobaczyłam grafikę: ?Co zrobić, gdy znalazłeś/łaś rannego lub chorego ptaka?? i dowiedziałam się, kiedy właściwie należy podjąć decyzję o złapaniu zwierzęcia. Nie było dla mnie wcześniej oczywiste, że gołąb, który jest skulony, osowiały i nie reaguje na podchodzącego do niego człowieka albo ma zlepione pióra, potrzebuje pomocy. Okazało się, że zdrowe będą uciekać, gdzie pieprz rośnie, gdy ktoś zbliży się do nich na bliżej niż metr.
Moją największą na świecie miłością są koty (w tej chwili są dwa, ale kiedyś będzie więcej). Skąd więc gołębie? Musimy cofnąć się jakieś 12 lat, kiedy to znalazłam za blokiem dwa małe gołąbki. Zamieszkały w pracowni plastycznej mojej cioci ? jeden z nich bardzo szybko odleciał, a drugi, mniejszy, o imieniu Kurka, siedział z ciotką dosyć długo. Nie chciał jeść pestek słonecznika, więc misternie przecinałam mu je na cztery części, kiedy on siedział koło mnie na stole. Też pewnego dnia odleciał, podobno co jakiś czas przylatywał w odwiedziny, ale pracownia już dawno jest zamknięta.
Adelkę przyuważyłam przyczajoną przed blokiem, jak wynosiłam śmieci, ale kiedy wróciłam z kartonem, już jej niestety nie było. Za to następnego dnia czekała na mnie skulona w tym samym miejscu, czym pokrzyżowała mi wyprawę na uczelnię. Z pięć osób wyrzucało wtedy śmieci, nie zwracając uwagi na biednego ptaszka. Modliłam się, żeby nikt jej nie rozdeptał, zanim nie wrócę z kartonem. Pół dnia mieszkała w wannie zasłoniętej firanką… Mateusz (u którego mieszka Kura Fatima) polecił mi ptasią wetkę, a Jurek z fanpage?a Gołębie dał mi kontakt do Kariny, która po gołąbkę później przyjechała. Bo gdzie ja będę ptaka w domu z kotami trzymać?
Minęły trzy miesiące. Telefon od mamy: ?Słuchaj, bo na przystanku przy
cmentarzu jest biedna gołąbka, bardzo źle wygląda. Pojedziesz po nią??. A mam wybór? Oczywiście, kiedy dotarłam na miejsce, żadnego chorego ptaka nie było? Biegałam za wszystkimi gołębiami, szukając jakiegoś, który nie będzie odlatywał. Znalazłyśmy ją z mamą 300 metrów dalej ? niezły dystans jak na umierającego ptaka. Na szczęście gołąbka wyzdrowiała w 10 dni po interwencji lekarskiej i mogłam ją bardzo szybko wypuścić.
Tuż przed wypuszczeniem Blanki kolejny telefon od mamy. Cecylia siedziała na trawniku i wyglądała, jakby spała. Zgarnęłam bez problemu, ale kiedy zamknęłam pudełko, rozpoczęła się walka. Długo się zastanawiałam, czy ten gołąb naprawdę jest chory. W domu zauważyłam, że w bardzo dziwny sposób rusza głową. Pamiętałam, że taki objaw ma coś wspólnego z niezwykle niebezpieczną dla ptaków chorobą ? kręćkiem (paramyxowiroza). W hodowlach chorych na to zwierząt w ogóle się go nie leczy, tylko od razu ukręca się im głowę. Pani weterynarz potwierdziła moje przypuszczenia, Cecylia dostała leki i musiała zostać odizolowana od innych gołębi. Już trzeci miesiąc siedzi w łazience i kręci się w kółko… Faszeruję ją ogromnymi ilościami witaminy B1. Niestety, do końca życia będzie siewcą choroby.
W dniu znalezienia Cecylii zgarnęłam jeszcze Donatellę, którą moja mama wypatrzyła koło centrum handlowego. Próbował ją uwieść namolny kawaler, a biedna dziewczyna nie była w stanie odlecieć, więc uciekała przed nim, ciągnąć skrzydło po ziemi. Jest chorobliwie strachliwa. Siedzi w jednym miejscu, nie rusza się nawet o centymetr. Karmiłam tę ciamajdę sondą wprost do wola przez 1,5 miesiąca i woziłam na kroplówki, bo nie chciała jeść sama, po czym okazało się, że po prostu bała się zrobić trzy kroki do miseczki? Od kiedy wstawiam jej jedzenie pod sam dziób, nie ma problemu.
Zakładając fanpage Ptasia Sanitariuszka, spodziewałam się, że wielu ludzi będzie pisać z prośbą o pomoc. Szczerze mówiąc, bardzo się tego obawiałam. No bo gdzie ja będę jechać po chorego ptaka przez pół Polski? Tym bardziej że chorych ptaków są dziesiątki tysięcy…
Dwa kolejne: Felicjan i Gryzelda. Miały w stawach salmonellozę i dlatego nie mogły latać. Gryzeldzie zaczęło się poprawiać, ale Felicjanowi nie. Rentgen pokazał, że biedny chłopak miał już każde skrzydło połamane kilka razy? W końcu po miesiącu, kiedy było coraz gorzej, musiałam podjąć bardzo trudną decyzję o rozdzieleniu parki. Gryzelda dostawała szału w zamknięciu, z dnia na dzień stawała się coraz bardziej agresywna w stosunku do mnie i do Felicjana, musiałam zabrać chłopaka do innej celi. W pewnym momencie nie byłam już w stanie spokojnie wymienić jej wody i jedzenia, bo rzucała się na moją rękę. Kiedy wypuszczałam ją, żeby polatała po mieszkaniu, ze wszystkich sił próbowała wybić okno dziobem? Postanowiłam zrobić ostatnią próbę i zobaczyć, czy Gryzelda stęskniła się za Felicjanem. Gdzie tam ? rzuciła się na niego. Gołąbka bardziej niż swojego partnera kochała wolność, więc jej ją zwróciłam.
Ikar. Pierwszy gołąb, którego nie udało mi się uratować. Gołąbek nie uciekał przed ludźmi i zachowywał się, jakby miał złamane skrzydełko. U weterynarza okazało się, że ma? dziurę w wolu. Na wylot. Ikar był cały oblepiony ziarnem, bo próbował jeść, ale wszystko mu wypadało? Dostał kroplówkę i został umówiony na następny dzień na operację zeszycia wola. Był bardzo waleczny – chciał wyfrunąć z klatki, później wciąż wystawiał główkę z transporterka, miotał się, bardzo chciał na wolność. Niestety, podczas operacji przestał oddychać. Miał rozległe obrażenia i wiele siniaków ? prawdopodobnie stoczył jakąś poważną walkę.
Lucjusza przywiózł mi oddział Viva! Interwencje, ktoś znalazł go na Ursynowie. Gołąbek ma złamane skrzydło ? jest to złamanie otwarte, pani weterynarz wyciągała pęsetką złamaną kość? Będziemy robić rentgen. Mała szansa, że Lucjusz jeszcze poleci?
Pomaganie zwierzętom wcale nie jest skomplikowane. Najtrudniej jest zrobić pierwszy krok i wyjść z Matriksa, w którym wszyscy pędzą gdzieś w swoją stronę, nie zwracając uwagi na świat wokół. Ludzie bardzo różnie reagują, kiedy widzą, że łapię jakiegoś ptaka, ale zawsze dominuje zdziwienie. Tak podejść do ptaka, wziąć go w rękę? I do kartonu? To da się tak?
Na samym początku też mi było dziwnie. Nie wiedziałam, co ja właściwie robię, jak to powinnam robić i czy w ogóle. Z każdym kolejnym gołębiem było łatwiej, a teraz jest to już dla mnie całkowicie normalne: zatrzymać się przy rozjechanym kocie i sprawdzić, czy jeszcze żyje. Zapytać staruszkę z kulejącym psem, czy nie potrzebuje pomocy. Tupnąć nogą przy nieruchomym gołębiu albo pogonić jakiegoś bez nogi, żeby sprawdzić, czy przede mną ucieknie.
Mam w domu dwa koty, a mimo to pomagam gołębiom. Też masz kota, ale przed blokiem siedzi chory gołąb? Złap go i zamknij w łazience. A może siedzi tam porzucony królik, a Ty już masz dwa? To będziesz mieć trzeciego, przynajmniej dopóki nie znajdziesz mu bezpiecznego schronienia. Śpieszysz się do pracy, a na ulicy kona jeż? Co jest ważniejsze ? punktualność czy jego życie, które trzymasz właśnie w rękach? Przestań szukać wymówek. Pomagaj.
Artykuł pochodzi z nr 11/2016, który jest dostępny w sklepiku Fundacji Viva!