Jedno z najnowszych odkryć warszawskiej alternatywnej sceny muzycznej. Artystycznie i etycznie spójni Adam Półtorak, Michał Bownik i Andrzej Siwoń, czyli elekroniczne trio Control The Weather, nagrali właśnie dobrą płytę. Co to oznacza, tłumaczy Michał Bownik
Rozmawiała: Joanna Paluch
Zdjęcia: Zofia Sikorska
- Na waszym profilu w serwisie Bandcamp określiliście się jako wegański wolnomyślicielski kolektyw muzyczny z Warszawy. Muszę więc zapytać, czy wszyscy jesteście weganami i jak wam jest na tej diecie?
Wszyscy jesteśmy weganami i czujemy się świetnie. Kiedy zaczynaliśmy współpracę wiele lat temu, żaden z nas nie był na diecie roślinnej. Ja byłem wegetarianinem, a chłopcy chyba jedli mięso. Decyzja o zmianie diety nie była uzgodniona, nie inspirowaliśmy się sobą. Po prostu nie tak dawno temu się okazało, że wszyscy zmieniliśmy dietę. Andrzej jest dodatkowo weganinem bezglutenowym, więc ma trudniej i rzadko może zjeść to, co ja ugotuję.
Nie wiem jak bardzo radykalna jest postawa moich kolegów i czy gdy np. babcia ugotuje coś z masłem, to zjedzą. Mnie się zdarza czasem zjeść, aczkolwiek sam takich produktów nie kupuję. Dotyczy to również ubrań, przede wszystkim wyrobów ze skóry.
- Warszawa jest pełna wegańskich knajp. Można powiedzieć, że stały się już częścią miasta. Wy pierwszy koncert postanowiliście zagrać w Dolce&Vegan ? jednej z najpopularniejszych roślinnych restauracji stolicy. Co myślisz o tym trendzie?
Jestem wielkim fanem takich miejsc. Jestem fanem Dolce&Vegan, Jamniczka i tak jak wszyscy fanem Krowarzywa. Najfajniejsze jest to, że nawet nieweganie jedzą w tych miejscach. Najlepszy sposób zachęcania ludzi do zmiany przyzwyczajeń żywieniowych to po prostu dobrze ich nakarmić. Fajne jest też to, że w takich miejscach weganizm nie bucha z każdej pozycji w menu, że to się nie nazywa eko albo green. To po prostu pyszna szama i tyle. Wysyp wegańskich knajp w Warszawie i innych miastach jest świetny. Jestem tym zachwycony.
Dla mnie jest też sposób, żeby zjeść coś zdrowego, ponieważ często nie mam czasu na przygotowanie posiłków i jem straszne śmieci.
- Całkowity dochód ze sprzedaży waszej pierwszej płyty postanowiliście przekazać właśnie stowarzyszeniu Otwarte Klatki. Można powiedzieć, że ta inicjatywa, podobnie jak wegeknajpki, czerpie pełnymi garściami z koniunktury na weganizm. Jest atrakcyjna, świetnie promowana w mediach społecznościowych, stawia na pozytywny wizerunek…
Tak, to jest ten sam nurt i bardzo mnie cieszy, że weganizm stał się obecnie modny. Jest po prostu sexy i nie kojarzy się już z suchymi ludźmi siedzącymi nad zwiędłym liściem sałaty. Uważam, że należy to wykorzystać.
Otwarte Klatki są wspaniałe właśnie dlatego, że w tak dużym stopniu docierają do ludzi. Zwracają uwagę na to, że hodowanie zwierząt tylko po to, żeby umarły, jest obecnie naszym największym problemem. Nie tylko myślistwo, którego okrucieństwa nie umniejszam, lecz właśnie przemysłowe zabijanie zwierząt. Dla wielu ludzi ta kwestia nie istnieje, jest zupełnie przezroczysta. Zupełnie nie kojarzą kotleta na talerzu z zabitym zwierzęciem. Nie zdają sobie sprawy również z tego, jak przetrzymywane są te zwierzęta, zanim umrą. To, że Otwarte Klatki działają tak sprawnie, jest budujące i inspirujące, a my staramy się wspierać tę działalność, jak możemy. Dlatego postanowiliśmy nagrać dla nich tę płytę.
- Czyli ta płyta powstawała dla nich?
Od początku chcieliśmy, aby ta płyta była dobra i to nie tylko pod względem jakości materiału. Chcieliśmy, żeby przyczyniła się o czegoś dobrego. Naszym zdaniem niezależnie od tego, co się robi ? czy to jest działalność artystyczna, czy inna ? powinno się wspierać takie cele.
- Można więc powiedzieć, że waszymi działaniami staracie się wpisywać w nurt, nazwijmy to, popweganizmu ? fajny zespół, fajna inicjatywa, granie w modnym miejscu…
Tak i szczerze mówiąc, bardzo nam się ten popweganizm podoba.
- Wracając do płyty. Krążek nazywa się ?Kynodontas?, czyli psi kieł. Jaka jest geneza tej nazwy?
Cała warstwa liryczna płyty jest zainspirowana moim psem, który jest bardzo niejednowymiarową istotą. Temat, który się przewija, to dehierarhizacja gatunków. Hierarchia, wedle której na samym szczycie jest człowiek, a wszyscy mu podlegają, jest błędem. My chcielibyśmy zunifikować gatunki pod względem ważności, po prostu szanować się nawzajem. Emocje i podniety mojego psa są dla niego tak samo ważne, jak dla ludzi są ważne ich podniety. Z kolei dla większości gatunków ludzkie podniety są niezbyt istotne… Bohater tej płyty, postać, która jest rdzeniem narracji, nie ma gatunku. Nie wiadomo, czy jest człowiekiem czy zwierzęciem. Ma pewne swoje namiętności i emocje, ale jego przynależność gatunkowa nie jest jednoznaczna.
- Szczeknięcia psa zostały nawet wkomponowane w warstwę muzyczną.
Tak, te odgłosy zostały oczywiście poddane obróbce, lekko przesterowane, dlatego trzeba się dobrze wsłuchać, żeby je usłyszeć. Można powiedzieć, że mój pies miał swój udział w powstawaniu płyty. Nawiasem mówiąc, nie jest on fanem mojej muzyki. Zdecydowanie woli ciszę i jest poirytowany, gdy ja nagrywam. A ponieważ całą płytę nagraliśmy w domu, to trzeba było z nim walczyć i układać się z nim, żeby nie zakłócał nagrań. Dla niego wieczór to pora spania i każdy najmniejszy szelest wywołuje warkot. Jeden z tych jego protestów przypadkiem zarejestrowaliśmy podczas nagrywania wokali, więc postanowiliśmy wpleść to w bit i właśnie tak znalazło się tam szczeknięcie mojego psa.
- Jak wyglądała praca nad tą płytą? Nie jesteście typowym zespołem…
Rzeczywiście nie ma sztywnego podziału na gitarę, bas i perkusję. Kiedyś tak graliśmy, ale wolimy po prostu spotkać się i tworzyć muzykę, nie określać się. Dzisiejsza technologia daje okazję do tego, żeby usiąść przed komputerem i robić muzykę tak, jak chcesz
Płytę nagrywaliśmy przez cztery miesiące i na początku było bardzo przyjemnie. Pod koniec już bardzo chcieliśmy skończyć, stało się to wręcz naszą obsesją. Przez ten czas nabawiłem się odleżyn na plecach, bo siedziałem 12 godz. dziennie w fotelu i miksowałem materiał. Nagrywaliśmy u mnie w domu, więc moi przyjaciele przychodzili do mnie, pracowali ze mną, a kiedy wychodzili, ja dalej siedziałem nad tym tak długo, jak mogłem. Ale tak poza tym było to bardzo twórcze, ponieważ byliśmy pozbawieni wszelkich ograniczeń co do instrumentów. Dotyczy to zresztą wszystkich muzyków grających na instrumentach elektronicznych i na samplach. Technologia daje nam wielkie możliwości, a my z nich w pełni korzystamy.
- Wiemy już, że gracie muzykę elektroniczną, jednak jest ona zdecydowanie kombinacją wielu nurtów. Jak staracie się określić? Na waszym profilu na Facebooku napisaliście, że gracie Disco Vegan.
To był raczej żart. Wcześniej była tam jakaś inna nazwa, dosyć niemądra i postanowiłem tam wpisać Disko Vegan, bo wydawało mi się o najtrafniejsze. Trudno mi określić gatunek muzyki, który wykonujemy. My już trochę straciliśmy do niej dystans. Proces nagrywania płyty był zbyt intensywny. Nie mieliśmy takiego komfortu jak zespoły nagrywające w studio. Ten projekt był z nami cały czas.
- Wszystko przy tej płycie robiliście sami?
Tak, chcieliśmy nagrać i zmiksować naszą płytę sami. Cały ten projekt jest mocno zakorzeniony w idei DIY (Do It Yourself ? zrób to sam – przyp. red.) i jest to dla nas bardzo ważne. Na pewno dobrze jest mieć wszystko pod kontrolą i mieć na to wpływ w 100 proc., szczególnie jak ma się pomysł na to, jak ma to wyglądać.
Jedynie przy klipach pomaga nam Piotr Stasik, autor filmów ?Dziennik z podróży? i ?Koniec lata?. Te filmy nam się bardzo podobały, więc się ucieszyliśmy, kiedy Piotr zgodził się z nami współpracować. Można powiedzieć, że na czas tworzenia klipu staje się on czwartym członkiem zespołu. Staramy się pracować kolektywnie, więc rzeczywiście prawie wszystko tworzymy sami.
- Dotyczy to również projektów graficznych i konceptów okładek?
Tak, okładkę też stworzyliśmy sami. Wielu z tych rzeczy na początku nie umieliśmy, ale stwierdziliśmy, że wszystkiego można się nauczyć i zrobić to samemu. Uważam, że taka filozofia bardzo wzbogaca. Jeżeli się nie znasz na projektowaniu graficznym, to warto się tego nauczyć. To samo dotyczy muzyki, gry na instrumentach, miksowania i produkcji. W dzisiejszych czasach, mając dostęp do internetu, jesteśmy w stanie uzyskać tak wiele informacji, że żal z tego nie korzystać.
- Mogę ze spokojnym sumieniem powiedzieć, że świetnie Wam to wyszło. Płyta jest bardzo równa, czuje się spójny, zamierzony przez was klimat. Dlaczego jednak zdecydowaliście się tylko na osiem utworów?
Wszystko w naszej kulturze jest migawkowe i ludzie wolą przesłuchać jedną piosenkę na Youtube niż całą płytę. Dla mnie nie ma nic straszniejszego niż dwupłytowy album. Nigdy mi się nie udało przez taki przebrnąć. Dlatego wiedziałem, że ta płyta nie może być dłuższa niż 30 min. Wszystkie płyty, które najbardziej mi się podobały, mniej więcej tyle trwały. Zastosowaliśmy mocną selekcję piosenek, chcieliśmy stworzyć spójny koncept albumu, więc wyrzucaliśmy wszystko, co nie pasowało do tego klimatu. To nie są piosenki zebrane z okresu kilku lat, najstarszy numer, który braliśmy pod uwagę przy tworzeniu płyty, miał niecały rok i już odstawał od reszty. Część piosenek powstawała już w trakcie nagrywania. Chcieliśmy zachować specyficzny nastrój powstawania płyty.
- Co was inspirowało? Oprócz waszych pupili oczywiście.
Wszystko. Ponieważ to były piosenki tworzone podczas nagrywania, dla mnie ta płyta zapis tamtych dni. Odpalając ten album, przypominam sobie, jaka była pogoda, co jadłem, co piłem. Od takich najbłahszych rzeczy jak spacer z psem po przemyślenia na temat hierarchii gatunków czy emocjonalności różnych istot. Wszystko jest zachowane w tych nagraniach.
- Jakie macie plany na najbliższy czas?
Będziemy teraz dużo koncertować. Chcemy się skupić na promocji albumu, ale też odpocząć od tworzenia. Szczegółów szukajcie w internecie.
Rozmowa ukazała się w magazynie Vege nr 07-08/2015
Zobacz singiel i teledysk promujący płytę: