Najbardziej irytują mnie mięsożerni miłośnicy psów. Dzisiaj. Bo irytacja moja lubi podróże. Ci zakochani w kotach mają chwilową dyspensę, ale to bardziej zasługa kotów, z natury mniej przymilnych, zapatrzonych w człowieka, mniej zsocjalizowanych, mniej przetworzonych na naszą modłę i podobieństwo.
Autor: Robert Rient
Dla psów stworzyliśmy schroniska, domy zastępcze, adopcje, fundacje, stowarzyszenia… Kochamy psy, my ? Polacy, Europejczycy, Amerykanie. Koty też kochamy. I to mniej więcej wszystko. Krowy doimy, kury zjadamy, z reszty zdzieramy skóry i pierze. Bez refleksji.
Psy przetwarzamy od wielu pokoleń, w obrębie rasy tworzymy ich wysokość, ciężar, kolor, kształt uszu i ogona, siłę, charakter. Za jakiś czas być może funkcję tę przejmą roboty ubrane w futrzane wdzianka. Przynajmniej nie umrą, wystarczy wymienić baterie. Odejdzie cała zbędna i brudna procedura cierpienia, smutku i przeżywania żałoby.
Pokłóciłem się z miłośniczką psów, która ma rasowego i czasami jeździ z nim na wystawy. Jej pies może się wtedy pobawić, służy to integracji środowiska. Nie ma w tym nic złego, a to że zdarzają się pseudohodowle, nie urąga to hodowlom, trzeba trochę zmienić prawo, a wystawy to świetna rozrywka, dla psów też ? tak mi mówiła.
A ja widzę tam targ niewolników. To, że w drodze na skup niewolników dwójka z nich zacznie rozmawiać, może zażartują, a jeszcze inni się w sobie zakochają, czy to znaczy, że niewolnictwo jest dobre? Bo oto w jego obszarze podlegające mu istoty przeżyły radość, uniesienie, zachwyt. Harujący dniami i nocami na współczesnej plantacji gdzieś w Bangladeszu, w fabryce produkującej ciuchy, które kupujemy w sieciówkach, czasami mają przerwę od pracy, czasami zapalą papierosa, czasami się uśmiechną, a w drodze do domu niektórzy coś zanucą, wieczorem pójdą może potańczyć.
No patrzcie, merda ogonem, cieszy się. Podśpiewuje sobie, ośmielił się cieszyć w niewoli, może zatem ta niewola dobra, gdzie indziej mój niewolnik miałby gorzej. Mój pies miałby gorzej w schronisku, na ulicy, przecież. Sprawdzimy stan uzębienia, siłę, sierść, ruch, kończyny, czyli łapy i ręce, niewolnik zwany pupilem nadaje się. Piątka! Może się rozmnażać ku uciesze człowieka.
Od razu chcę wyjaśnić, że nie mam nic przeciwko miłości. I wierzę, że niewolnika można również kochać, tylko że wtedy trzeba zrobić wszystko, by zwrócić mu wolność, a jeśli nie jest to możliwe, to należy zniszczyć system wolność odbierający. Nie mam nic przeciwko miłości do zwierząt, opiekowaniu się nimi, chronieniu ich, dokarmianiu. Tyle że zdecydowana większość pieniędzy przeznaczanych na pomoc zwierzętom trafia do psów i kotów, tych bezdomnych, ze schronisk, skrzywdzonych, trafia do naszych pupilów, których stworzyliśmy i stwarzamy, których karmimy ich braćmi i siostrami, zmielonymi, przetworzonymi na suchą karmę z dodatkiem witamin. Nie wierzę w miłość kochającego psy i jedzącego krowy. Zakładam, że stosuje wyparcie, nie sprawdził swoich uczuć i nie obchodzi mnie, czy robi to z powodu lęku, głupoty czy ignorancji. Współczesny świat utrudnia widzenie rzeczywistości, ale to, co kładziemy na talerzu, wciąż jest świadomym wyborem, dla wielu świadomą ignorancją.
Do tego dochodzą te idiotyczne filmy i zdjęcia wrzucane do internetu. Pies przebrany, pies w okularach, pies podskakujący na komendę, pies podający łapę. Ostatnio kłóciłem się z panią, która psy kocha, kłóciłem się z tą panią pod filmem, w którym pies jeździł na rowerze. Człowiek przytrzymał rower, a dalej pies rower prowadził i jechał. Ileż lajków, ilu zachwyconych ludzi, bo zabawne, urocze, rozczulające. Inny odcień przemocy. Teraz piesek ma rozweselać. Dostał rolę, infantylizujemy jego istnienie. Ma być pocieszny i ma nas pocieszać, przynosić rozrywkę. Wiele psów jest dla ich właścicieli bezpłatnym, rozkosznym cyrkiem we własnym domu. Cyrkiem, którym można się pochwalić przed bliskimi. Pani pod postem tłumaczyła mi, że pies to lubi, że nie miałem widać nigdy psa, nie rozumiem. Miałem, rozumiem. Ta pani prawdopodobnie kocha swojego psa, prawdopodobnie potrafi rozpoznać chwile, w których ta miłość się w nią wlewa. Może to moment, w którym otwiera drzwi, a pies pędzi na jej spotkanie, albo ze smutnymi oczami odprowadza ją i skomle, gdy ta idzie to pracy. Jeśli nie możemy sprawdzić pragnienia drugiej istoty, zmuszanie jej do pełnienia określonej roli jest przemocą. Nie mam na myśli sytuacji, w której ratujemy skrzywdzonego psa, w którym opiekujemy się niemowlęciem, albo w którym pomagamy przejść przez pasy starszej osobie.
Wielu właścicieli psów nazywa ich członkami rodziny, naprawdę w to wierzą. Tylko jakie prawa ma ten czworonożny członek rodziny? Śpi z nami, czasami je, bawi się i już. Nikt go jednak o zdanie nie pyta, jego historia nie ma znaczenia, jego bliscy to my, jego rodzina służyła naszej rodzinie, jego uczucia, myśli (ma w ogóle?), jego zew, instynkt, jego pragnienia podporządkowane są ludzkiej narracji i ludzkiej migracji. Stworzyliśmy tych, których chcemy kochać. Mają być i merdać ogonami. A że później siadamy przy stole i pożeramy kotlet z krowy, to jakoś niby jest sprzeczne z miłością do psa? Jest. Tak samo jak mówienia kocham i bicie po twarzy tego, którego kocham.
Profesor Paul Zak jest pionierem badań nad dobrem, jakkolwiek to zrozumiecie. Postanowił zbadać, czy okscytocyna, wydzielająca się na widok swojego potomstwa, ukochanego, członka rodziny lub stada, pojawia się również wśród zwierząt ze sobą niespokrewnionych. Profesor zbadał kundelka i koziołka. Zwierzęta przebywały ze sobą od dawna i lubiły się bawić. W eksperymencie pozwolono im ze sobą biegać. Po piętnastu minutach poziom oksytocyny u psa wzrósł o 48 proc. Mniej więcej tyle samo ile wzrasta nam ludziom, na widok przyjaciela. U koziołka poziom oksytocyny wzrósł aż o 210 proc.!
Może koziołek bardziej kochał swojego kundelka? A może koziołek w ogóle bardziej kocha? Ale nam ludziom nie przeszkodzi to zjeść go, a później rzucić kości psu, członkowi rodziny, który już czeka pod stołem.
Robert Rient ? dziennikarz, pisarz, trener umiejętności interpersonalnych.
Artykuł pochodzi z ?Vege? nr 3/2015