Tysiące ludzi odwiedza to miejsce w sezonie, jednak tylko nieliczni zwracają uwagę na sytuację zwierząt ciągnących powozy z turystami. Skąd tyle hałasu o konie z Morskiego Oka?
Autor: Jolanta Urbańska
Morskie Oko to największe i najbardziej znane jezioro tatrzańskie. Dla wielu turystów absolutny ?must see?. W szczycie sezonu to miejsce odwiedza nawet 15 tys. osób dziennie. Odpowiadając na ten popyt Tatrzański Park Narodowy od początku lat 90-tych na masową skalę oferuje możliwość dojechania do Morskiego Oka góralskim wozem ciągniętym przez parę koni, zwanym w gwarze fasiongiem. Trasa to około 8 km pod górę, różnica wzniesień wynosi 400 metrów.
Żyły jak postronki
Tysiące ludzi, którzy codziennie wybierają się do Morskiego Oka, patrzą na konie zaprzężone do fasiongów, ale prawie nikt nie dostrzega cierpienia zwierząt. Dla zdecydowanej większości konie są po prostu środkiem transportu. Przyjechali podziwiać widoki. Z reguły turyści nie mają żadnej wiedzy na temat koni, nie są w stanie ocenić, czy zwierzęta są zadbane, zmęczone, czy nie. Czy wysiłek jest dla nich za duży? Niepokój tych, którzy poczują się poruszeni widokiem spoconych, pokrytych pianą zwierząt, ciągnących wozy ze zwieszonymi głowami i żyłami napiętymi jak postronki pod skórą ? koi ostatecznie autorytet Parku Narodowego i przekonanie, że instytucja, której misją jest ochrona przyrody nie pozwoli, żeby ?konikom działa się krzywda?.
Jordek, Cygon i inni
Tragedia zwierząt ujrzała światło dzienne w roku 2009 ? dzięki anonimowemu turyście, który sfilmował i umieścił w internecie film przedstawiający agonię konia zaprzęgowego Jordka, który kilka minut wcześniej wciągnął na górę wóz pełen turystów.
Sytuacja powtórzyła się w czerwcu 2012 r. Na oczach turystów upadł koń Cygon. Ponieważ zdarzenie zostało ujawnione dopiero kilka dni później, nie udało się już zidentyfikować zwierzęcia, ani prześledzić jego losów od momentu upadku. Zdaniem fiakra koń wstał i wrócił do domu, ale że się ?ogólnie rozleniwił? musiał zostać odsprzedany do rzeźni. Sprawa pozostała niewyjaśniona z braku dowodów.
Wspomniane powyżej zdarzenia ? oraz jeszcze jeden śmiertelny upadek konia w 2013 r. – zostały ujawnione dzięki przypadkowym turystom, którzy je sfotografowali, sfilmowali i zgłosili Towarzystwu Opieki nad Zwierzętami. O przypadkach śmierci innych koni na trasie krążą opowieści, ale nie ma na nie żadnych dowodów.
Błąd eksperta TPN
W roku 2009 dzięki fali społecznego oburzenia na chwilę pojawiła się szansa na poprawę końskiego losu ? rozważano odciążenie wozów. Jednak do żadnych zmian nie doszło, ponieważ fiakrzy reprezentowani przez Stowarzyszenie Przewoźników znad Morskiego Oka przedstawili ekspertyzę wykonaną przez dra Macieja Jackowskiego z Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie, z której wynikało, że odciążenie nie jest konieczne. W opinii eksperta na wozach mogłoby siedzieć bez problemu nawet kilka osób więcej i nawet wtedy konie nie byłyby przeciążone. Organizacjom ekspertyza nie została udostępniona. I tak sprawa ucichła. Po upadku Cygona w 2012r., obrońcy zwierząt ponownie zaczęli domagać się odciążenia. W odpowiedzi dyrekcja Tatrzańskiego Parku Narodowego przedstawiła wyliczenia dra Jackowskiego, wykonane przez niego tym razem na zlecenie Parku.
Eksperci organizacji natychmiast dostrzegli, że dr Jackowski się pomylił. Popełnił szkolny błąd, zapominając podstawić ciężar konia do wzoru, przez co kilkakrotnie zaniżył rzeczywiste obciążenie zwierząt. Niestety w 2012r. władze Parku nie przyjęły tego faktu do wiadomości. Dokładnie rok później kres tej sytuacji położyła opinia napisana przez profesora Ryszarda Kolstrunga, hipologa z Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie, który ? odpowiadając na prośbę organizacji – opracował nową ekspertyzę na temat obciążeń koni pracujących na drodze do Morskiego Oka. Również ona wykazała błędy popełnione przez dra Jackowskiego i tej opinii dyrekcja TPN nie mogła już zlekceważyć. W międzyczasie Park zignorował wyliczenia 2 niezależnych specjalistów z zakresu mechaniki i fizyki, którzy również potwierdzili swoimi wyliczeniami błędy eksperta TPN.
Dzięki profesorowi Kolstrungowi udało się zrobić pierwszy krok w kierunku poprawy sytuacji koni pracujących na drodze do Morskiego Oka. Od kwietnia tego roku zaczął obowiązywać nowy regulamin przewozów zaprzęgami konnymi, w którym zmniejszono dopuszczalną liczbę pasażerów o 2 osoby ? tylko pod górę niestety, a przede wszystkim wprowadzono zakaz kłusowania pod górę.
Nowy regulamin nie rozwiązuje problemu
Zmiany obowiązujące od kwietnia nie gwarantują w wystarczającym stopniu poprawy losu zwierząt. Przede wszystkim konie zostały odciążone tylko podczas jazdy pod górę. Nie zmniejszono liczby pasażerów, ani też nie uregulowano tempa jazdy podczas jazdy w dół, ponieważ w teoretycznych wyliczeniach zostało przyjęte założenie, że wozy i hamulce są technicznie sprawne. Tymczasem z dokumentacji jedynego wozu, który został zbadany w stacji diagnostycznej wynika, że skuteczność hamowania hamulców fasionga wynosiła 33%. Zdaniem ekspertów organizacji pro zwierzęcych ? w kontekście tego, że nikt nie kontroluje stanu technicznego wozów i nadal nie jest znany ciężar fasiągów – oznacza to nadal drastyczne przeciążanie zwierząt.
W dalszym ciągu nie ma i nie będzie rampy przeładunkowej, wiat czy zadaszonych boksów, gdzie konie mogłyby odpocząć w cieniu podczas upałów. Dyrekcja Parku nie planuje także doprowadzenia wody dla koni na Polanę Włosienica.
Przede wszystkim jednak obrońcy zwierząt obawiają się, że zmiany wprowadzone zostaną jedynie na papierze – na przykład obowiązkowy postój i nakaz pojenia koni na górze, na Polanie Włosienica. Z dotychczasowych doświadczeń wynika bowiem, że mało który wozak zadaje sobie trud, aby przynieść koniom wodę z ujęcia położonego 200 metrów powyżej Polany Włosienica.
Dotychczas nie wprowadzono także żadnych skutecznych rozwiązań w zakresie monitoringu i kontroli fiakrów. Dla organizacji pro zwierzęcych nie do zaakceptowania pozostaje również fakt odsprzedawania wyeksploatowanych koni do rzeźni ? co nie wydaje się stanowić problemu dla władz Tatrzańskiego Parku Narodowego.
?Koń jest zwierzęciem rzeźnym?
W dniu 9 sierpnia 2013 roku, w odpowiedzi na działania organizacji pro zwierzęcych oraz szum medialny wokół sprawy transportu konnego na trasie wiodącej do Morskiego Oka, władze TPN opublikowały oświadczenie, w którym napisano m.in., że ?koń wedle polskiego prawa jest zwierzęciem rzeźnym, a likwidacja przewozów konnych w żaden sposób nie gwarantuje, że konie nie będą ubijane?. W oświadczeniu wyjaśniono ponadto, że ?kwestię [odsprzedawania koni do rzeźni] reguluje w rzeczywistości popyt na końskie mięso?, a nie jak nadmierna eksploatacja zwierząt, jak twierdzą organizacje pro zwierzęce.
Oświadczenie wywołało szok u internautów. Tłumaczenie odsprzedaży koni do rzeźni popytem na koninę przez Park Narodowy, instytucję służącą ochronie fauny i flory ? wywołało ogólne zgorszenie. I niesmak ? w kontekście propagandowych materiałów informacyjnych na stronach Parku dotyczących ?tradycyjnej hodowli koni w Tatrach?.
Na facebookowej stronie Parku pojawiły się setki wpisów oburzonych ludzi.
Anachroniczny proceder
Pięć lat temu, po śmierci konia Jordka, z publicznym wezwaniem do likwidacji konnego transportu na drodze do Morskiego Oka wystąpił pan Zbigniew Kresek, Honorowy Członek Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego, członek Rady Naukowej Gorczańskiego Parku Narodowego, przewodnik beskidzki.
Napisał wtedy: ?proceder przewozu turystów na trasie do Morskiego Oka jest anachroniczny, przestarzały, wykorzystywany do zadawania cierpień zwierzętom. (?) stanowi pokaz arogancji i nieludzkiego traktowania zwierząt pociągowych. Idea ochrony przyrody jest tu codziennie masowo gwałcona na oczach tysięcy ludzi. Proceder ten powinien być zlikwidowany, trakcja konna ograniczona do 4-osobowych dorożek (bryczek) dwukonnych, zaś podstawą komunikacji do Morskiego Oka powinny być ciche, ekologiczne, nowoczesne melexy.
Tak jest w wielu parkach narodowych na świecie. Był przecież taki projekt dla Tatr; co się z nim stało??.
Wezwanie zostało zignorowane. Pięć lat później Fundacja Viva rozpoczęła zbieranie głosów pod petycją w sprawie likwidacji transportu konnego na trasie do Morskiego Oka. W ciągu roku podpisało ją 19 tysięcy osób, ale głosy nadal są zbierane. Zachęcamy do podpisania wszystkich, którzy nie zgadzają się na to, aby konie pracujące na terenie Parku Narodowego po 2-3 sezonach kończyły życie na haku w rzeźni.
“Wyniki u badanych koni są podobne, jak u koni zaprzęgowych po maratonie, przy czym zwierzęta na drodze do Morskiego Oka pracują ciężko większą ilość czasu niż konie sportowe.” Paweł Golonka/ Szpital dla Koni, Gliwice (sierpień 2013 r.)
- w ciągu 18 miesięcy (styczeń 2012 ? czerwiec 2013) r. do rzeźni trafiły 44 konie, w tym zwierzęta 4 i 5-letnie, czasami po zaledwie kilku miesiącach pracy na trasie do Morskiego Oka;
- 4 konie padły w okresie od września 2011 roku do czerwca 2013, w tym dwa w szczycie sezonu;
- średni wiek konia oddanego do rzeźni wynosił 8,8 lat (2012 r.);
- średni czas pracy konia na trasie do Morskiego Oka wynosi 10,8 miesięcy (rok 2012);
- 13 koni uznanych w 2011 r. za trwale niezdolne do pracy przeszło pozytywnie badania weterynaryjne w 2012 r. (weterynarz zatrudniony przez TPN, a opłacony przez fiakrów) – co oznacza, że w roku 2012 dopuszczono do pracy zwierzęta przewlekle chore;
Podpisz petycję w sprawie likwidacji transportu konnego na morskim oku i wyślij ją znajomym. Kliknij tutaj.
Prawda, czy fałsz?
Sofizmaty czyli sztuka “wykręcania konia ogonem”(sofizmat to wypowiedź lub sformułowanie, w którym świadomie został ukryty błąd rozumowania nadający pozory prawdy fałszywym twierdzeniom)
Prawda czy fałsz? Idea zlikwidowania transportu konnego w oznacza w konsekwencji sprzedanie na rzeź blisko 300 koni pracujących na tej trasie.
To twierdzenie brzmi tak przekonująco, że nawet niektórzy obrońcy zwierząt, nabierają się na jego pozorną logikę. No bo faktycznie – co się stanie z końmi jeśli zlikwidujemy przewozy do Morskiego Oka? Odpowiedź na to pytanie zależy od bardzo wielu czynników, a przede wszystkim od tego, na ile lat zostałaby rozłożona likwidacja ? jednak nie o to chodzi.
Chodzi o to, że pytanie powinno brzmieć raczej: co się TERAZ dzieje z końmi pracującymi na drodze do Morskiego Oka? Odpowiada statystyka. Otóż z zestawienia danych z lat 2011 i 2012 wynika, że co dwa lata aż 70 procent koni jest wymienianych, co jednoznacznie pokazuje, jak szybko postępuje “zużycie” zwierząt w tej pracy. Część koni z tej grupy znajduje nowych właścicieli (czyli są jeszcze inne ?zajęcia? dla koni na Podhalu niż transport turystów do Morskiego Oka), pojedyncze są wykupywane przez organizacje pro zwierzęce, ale duża grupa kończy życie w ubojniach. W roku 2012 wiele zwierząt trafiło do rzeźni po zaledwie 2 – 4 miesiącach pracy w Morskim Oku, czteroletni Cwał padł zaledwie po 11 miesiącach pracy.
Z danych Polskiego Związku Hodowców Koni wynika, że w okresie 18 miesięcy (styczeń 2012 ? czerwiec 2013) straciła życie 20 % koni z monitorowanej od 2012r. roku grupy 235 zwierząt. W tej sytuacji można z dużym prawdopodobieństwem wnioskować, że podtrzymanie ?tradycji? przewozów niemal ze 100-procentową pewnością zagwarantuje, że za 5 lat nie będzie żyć ani jeden z tych koni.
Tak więc fałszem jest twierdzenie, że utrzymanie przewozów uratuje 300 koni przed śmiercią w rzeźni. Trafią tam wszystkie ? raczej prędzej niż później.
Prawda czy fałsz? Nadmierna eksploatacja koni i celowe ich zamęczanie jest ekonomicznie nieopłacalne.
Na tzw. ?zdrowy rozsądek? wydawałoby się, że skoro konie są dla fiakrów źródłem utrzymania, to opłaca się o nie dbać.
A jednak. mimo pozorów logiki i rzeczowości, powyższe twierdzenie jest fałszywe. W konkretnych warunkach rynkowych wynikających z zestawienia popytu na konne zaprzęgi w Morskim Oku z ceną zakupu nowego konia i ceną kilograma koniny o konie dbać się nie opłaca.
Otóż, jeśli wjazd na górę kosztuje 40 zł, a zjazd w dół 30 zł ? to na jednym kursie (góra-dół) wozak zarabia ok. 1000 zł (14 osób x 40 złotych/wjazd dodać 15 osób x 30 złotych/zjazd). Zwykle fiakrzy wykonują 2 ? 3 kursy dziennie. Wynika z tego, że na nowego konia są w stanie zarobić w ciągu kilku dni pracy. Koszt zakupu konia zaprzęgowego to ok. 5 tysięcy złotych.
?Zużytego? konia można sprzedać na mięso i zarobić na tym ok. 3 -4 tysiące zł (koń Cygon został sprzedany do rzeźni za nieco ponad 4 tysiące zł).
W tej sytuacji eksploatacja nie uwzględniająca dobrostanu zwierzęcia jest jak najbardziej opłacalna ekonomicznie. Po prostu opłaca się szybko i dużo obracać wozem robiąc kolejne kursy ? nie opłaca się tracić czasu na odpoczynek, pojenie itd.
O ewentualnej stracie można mówić, kiedy wozak przeoczy moment, gdy koń zaczyna się tracić siły i doprowadzi do padnięcia zwierzęcia. W takim przypadku rzeczywiście musi on ponieść koszt odbioru padłego zwierzęcia przez zakład utylizacyjny (no i nie zarobi sprzedając konia na mięso).
Prawda czy fałsz? Górale kochają konie.
?Dla górala koń to jak członek rodziny?, ?Górale szanują konie? ? Jakże często te słowa padają w wypowiedziach zarówno samych fiakrów, jak i przedstawicieli Parku i wszelkiej maści stowarzyszeń, organizacji i polityków broniących górali przed ?szkalującymi ich obrońcami zwierząt?. I jak bardzo ludzie chcą w te słowa wierzyć. Ponieważ tak dobrze pasują one do wyidealizowanego obrazu górala jaki wielu Polaków hołubi ? może ze względu na Tatry, może Witkacego, a może polskiego papieża.
Prawda jest inna.
Fiakrzy znad Morskiego Oka swoich koni ani nie kochają, ani nie szanują. Krótkie życie fiakierskich koni to katorżnicza praca, a potem rzeźnia. Niektórzy wozacy dostarczają je tam osobiście, zdecydowana większość za pośrednictwem obwoźnych handlarzy.
Czyż nie dobija się koni? Podobno dobry właściciel dobija konia, gdy ten cierpi ? aby mu oszczędzić dalszej męki. Więc może w tym się wyraża fiakierska miłość do koni.
Artykuł pochodzi z “Vege” nr 7/8/2014