Banany są słodkie, sycące i odżywcze, a w kuchni można z nich wyczarować prawdziwe cuda. Znacie kogoś, kto nigdy nie próbował banana? No właśnie. Niewiele osób zdaje sobie jednak sprawę, że za bananami kryje się niezwykle krwawa historia.
Autor: Martyna Kozłowska
Nazwa owocu pochodzi z języka arabskiego, w którym ?banan? oznacza palec. Choć pierwszymi hodowcami bananów byli koloniści z wysp Kanaryjskich, to właśnie Arabowie rozpowszechnili go w Europie. Jego nazwa jest podobna w większości języków, niezależnie od długości i szerokości geograficznej.
Powtórka z biologii
Wbrew powszechnemu mniemaniu bananowiec nie jest drzewem, tylko gigantyczną byliną, która w ciągu roku może osiągnąć wysokość 9 m. Banany według fachowej klasyfikacji są… jagodami (podobnie jak pomidory czy ogórki), powstają z kwiatostanów, wyrastających na szczycie tego niby-drzewa.
Słowo ?powstają? doskonale odzwierciedla istotę procesu, ponieważ bananowce są bezpłodne, a nowe rośliny mogą wyrosnąć jedynie ze starych kłączy. Dlatego właśnie Budda uczynił z bananowca symbol marności dóbr świata doczesnego.
Szacuje się, że roślina została udomowiona w Azji około 1000 r. p.n.e. W Ameryce rosły na długo przed konkwistą, czego dowodzą liście bananowców znalezione w starożytnych peruwiańskich grobowcach.
100 mld rocznie
Obecnie banan jest jednym z najpopularniejszych owoców świata. Rocznie pochłaniamy ich aż 100 mld. Większość produkcji i konsumpcji przypada na Afrykę, przy czym prym pod względem zjadanych bananów na osobę wiedzie Uganda ? jeden Ugandyjczyk zjada średnio 225 kg bananów rocznie! Dla porównania: w Stanach Zjednoczonych jest to 12 kg, przy czym banany są i tak najczęściej wybieranym przez Amerykanów owocem (wyprzedzają jabłka i pomarańcze), w Polsce jest to natomiast około 6,5 kg.
Bananowa apokalipsa
Istnieją właściwie dwa rodzaje bananowców: owocowe i warzywne. Owocowych odnotowano 400 odmian, spośród których hoduje się dziś na większą skalę wyłącznie Cavendish. Warzywne spożywa się po ugotowaniu, nie są popularne w Europie, stanowią natomiast podstawę diety w wielu krajach tropikalnych.
Wspomniana odmiana Cavendish, choć może się to wydawać zaskakujące, jeśli wziąć pod uwagę obecną produkcję, jest zagrożona wyginięciem. Pierwsza ?bananowa apokalipsa? miała miejsce około 60 lat temu, kiedy jeszcze dominowała odmiana Gros Michel, powszechnie uważana za smaczniejszą. Nietrudno się domyślić, że choroby szybciej rozprzestrzeniają się wśród roślin uprawianych w monokulturze. Kiedy więc bananowce zaatakowała choroba peruwiańska, która objawia się gniciem korzeni, naukowcy byli bezsilni, a odmiana wyginęła. Na szczęście w porę zastąpiono ją odmianą Cavendish. Nic nie trwa wiecznie, a historia lubi się powtarzać. Cavendish jest nieustannie atakowany przez coraz groźniejsze choroby, które szybko uodporniają się na stosowane środki chemiczne. Sytuacji nie poprawia fakt, że wszystkie banany tej odmiany są niemal identyczne genetycznie, a co za tym idzie bardziej podatne na choroby.
Naukowcy zachodzą za głowę i nieustannie szukają rozwiązania. Wynajdują coraz to nowe pestycydy i badają pozostałe odmiany bananów w poszukiwaniu potencjalnego następcy. Pomijając już nawet walory smakowe, większość odmian, nie wytrzymuje jednak tak długiego transportu.
Powstanie giganta
Pierwsze plantacje założył niejaki Minor Keith, którego wujek budował linię kolejową w Kostaryce. Podczas budowy umarło tysiące ludzi, w tym wuj i bracia Keitha, który przejął interes i okazał się świetnym biznesmenem.
Kostaryka nie dysponowała funduszami potrzebnymi na dokończenie budowy, więc Keith zapożyczył się w zagranicznych placówkach, za co rząd kostarykański odwdzięczył się, dając mu 800 tys. akrów ziemi wzdłuż torów i prawo do zarządzania transportem kolejowym na okres niemal 100 kolejnych lat. Keith założył eksperymentalne plantacje bananów wzdłuż kolei i kiedy po 19 latach ukończono budowę, zaczął transportować owoce i lokalne dobra do USA i Europy. Zdominował handlową uprawę bananów w Ameryce Środkowej. Nie trwało to jednak długo. Kiedy na skutek nietrafionej inwestycji popadł w problemy finansowe, był zmuszony doprowadzić do fuzji z konkurentem. Tak powstał bananowy monopolista United Fruit Company.
Korporacja dyktowała warunki w państwach, w których zakładała plantacje. Unikała płacenia podatków i doprowadzała do skrajnych nierówności społecznych. Nie cofała się nawet przed współpracą z dyktatorami, a kiedy było jej to na rękę, zwracania się o pomoc militarną do USA. Tak było w przypadku Gwatemali. Kiedy ta wprowadziła reformę rolną, korporacja rozpoczęła kampanię przeciwko prezydentowi Arbezowi, twierdząc, że jest groźnym komunistą. Wynajęła w tym celu specjalistów, fundowała wycieczki amerykańskim dziennikarzom, rozpowszechniała informacje o rzekomym zagrożeniu ze strony Gwatemali. Poskutkowało. W konsekwencji militarnej prowokacji ze strony USA nieprzychylny prezydent został odsunięty od władzy. W podzięce za pomoc korporacja podarowała CIA dwa okręty wykorzystane podczas ataku na Kubę.
Firma wciąż eksportuje i importuje towary bez jakichkolwiek państwowych kontroli celnych, choć pod zupełnie inną nazwą. Bilanse handlowe tworzą opłacani specjaliści, a korupcja jest na porządku dziennym. Jedna z najgłośniejszych łapówek wyniosła aż 1 mln. dol. Otrzymał ją w 1975 roku honduraski prezydent Oswaldo Lopez za zwolnienie UFCo z mającego wejść w życie podatku eksportowego na banany.
Czarna karta
United Fruit Company nigdy nie szanowało praw pracowniczych. W Kolumbii tragiczne warunki pracy wywołały falę protestów, co umocniło rodzący się wówczas ruch robotniczy. Nie istniało jednak ustawodawstwo pracy i korporacja zignorowała problem. W konsekwencji w listopadzie 1928 roku na ulice wyszło ponad 10 tys. pracowników plantacji. UFCo nie wiedziało, jak sobie z tym poradzić i zwróciło się o pomoc do rządu federalnego. Ten 6 grudnia 1928 roku zwabił strajkujących do Santa Marta, mamiąc ich chęcią wszczęcia rozmów. Była to jednak pułapka. Zamknięto umożliwiające ucieczkę uliczki, na dachach ustawiono karabiny maszynowe, a żołnierzom wydano rozkaz rozstrzelania wszystkich protestujących. Rząd tłumaczył się później nieudolnie z ?pomyłki?, twierdząc, że dostał informacje o zbliżających się wrogich statkach amerykańskich. Jeszcze bardziej niedorzeczny był komunikat o liczbie ofiar, według którego było ich łącznie 9. Dzisiaj z licznych raportów i korespondencji wiemy, że liczba ta oscylowała wokół 2000 osób. Świadkowie zdarzenia relacjonowali, że ciała strajkujących wywożono pociągami i topiono w morzu.
Zła sława United Fruit Corporation nie była korporacji na rękę, więc… zmieniła nazwę na Chiquita Brands International. Krok ten był częścią zręcznie przemyślanej kampanii mającej wypromować ?nową? globalną markę. Chiquita posiada obecnie plantacje w Gwatemali, Kostaryce, Hondurasie i Panamie.
Bananowe republiki
Znane wszystkim określenie ?bananowa republika? zostało wymyślone przez amerykańskiego humorystę O. Henriego. Bananową republiką nazywano dawniej państwo Ameryki Środkowej całkowicie podporządkowane bananowemu monopoliście. Dzisiaj to małe latynoskie państwo zdominowane przez zachodni kapitał, uzależnione od rolnictwa monokulturowego, najczęściej od uprawy bananów, kawy lub kakao.
Podczas gdy z krajów tych eksportuje się setki ton bananów i innych popularnych na Zachodzie produktów, ich mieszkańcy żyją w nędzy. 70 proc. Ekwadorczyków jest niedożywionych, a wskaźnik umieralności kraju jest najwyższy na świecie. W tym samym czasie marnuje się jedzenie. I to wcale nie w odległych Stanach Zjednoczonych czy Europie, ale w samym epicentrum problemu. W Ekwadorze wykopuje się bardzo głębokie rowy, do których wrzuca się tony bananów, bo jeśli owoce są zbyt dojrzałe, mogą nie przetrwać transportu. Podobny los czeka te, za które firma przewozowa ?zapomni? zapłacić stosowny ?podatek? mafii.
Fair trade
Przeciwwagę dla gigantycznych korporacji stanowią niezależni plantatorzy, którzy przystąpili do programu Fair Trade. Otrzymują lepsze ceny za banany oraz niewielką premię socjalną, co umożliwia im znaczną poprawę warunków życia. Rolnicy z Karaibów wykorzystali otrzymane premie za zakup mebli do szkół i naprawę lokalnych dróg. Nie jest jednak możliwe, żeby wszyscy kupowali banany ze sprawiedliwego handlu. Konieczna jest zmiana reguł światowego obrotu, a to już bardziej skomplikowana sprawa…
Zabójcza końcówka
Skoro jesteśmy przy temacie bananów, nie można nie wspomnieć o problemie robaków w końcówkach. Swego czasu pewna stacja telewizyjna pytała przypadkowych przechodniów o to, czy i jeśli tak, to dlaczego, odkrajają końcówki. Padały przeróżne odpowiedzi. Jedni mówili o robakach, inni o bakteriach, jajach pająków, truciźnie czy pasożytach. Wątpliwości rozwiała mikrobiolog, która uspokoiła wszystkich zjadaczy końcówek: nic się w nich nie kryje. Końcówki są nieznacznie twardsze niż reszta owocu, nie ma w nich jednak żadnych jaj czy robaków.
Artykuł pochodzi z “Vege” nr 4/2014