Żar lejący się z nieba przez pięć miesięcy w ciągu roku, aleje obsadzone palmami, zapach kwiatów pomarańczy, hibiskusy kwitnące także w listopadzie… Po prostu Andaluzja.
Autor: Ewa Bunikowska
Południe Hiszpanii, Andaluzja, aktualnie ?moje miejsce na ziemi?. Ogromne, choć niestety nieekologiczne plantacje warzyw w okolicy Almerii, wszelkiego rodzaju owoce na Costa Tropical, truskawki dostępne już w styczniu, dzikie migdałowce w górach, gaje oliwne ciągnące się po horyzont. Na pierwszy rzut oka to istny raj dla wegan.
Idźmy na targowisko! Stragany uginają się pod ciężarem wegańskich pyszności. Kuszą feerią barw, zapachów, kształtów. Obok swojskich jabłek i gruszek znajdziemy ogromne brzoskwinie, rubinowe granaty, egzotyczne flaszowce peruwiańskie, awokado, soczyste melony i włochate kokosy. Tuż obok rozciąga się królestwo warzyw: lśniące bakłażany, sałaty o przeróżnych fakturach i odcieniach zieleni, dynie potężne i te malutkie, seler naciowy, karczochy (Hiszpania jest ich drugim, po Włoszech, największym producentem na świecie), grzyby?. Idąc dalej, z pewnością trafimy na stoisko oliwkowe z, chciałoby się powiedzieć, oliwkami o stu smakach, gdyż różnorodność zalew i dodatków jest zniewalająca.
Oliwa jest niezbędna dla hiszpańskiej kuchni, a ceny za litr oliwy extra virgen (z pierwszego tłoczenia) zaczynają się już od 2 euro. Podobno najlepsza jest z okolic Jaen – krainy, w której gdzie nie spojrzeć, ciągną się gaje oliwne. Na deser nieodzowny dla wegan stragan z ?frutos secos?, a w nim orzechy prażone, smażone i te zwykłe, rodzynki, daktyle, figi, morele itd. itp. Gdy do targowiska dodamy tzw. sklepy ze zdrową żywnością, w których znajdziemy produkty z całego świata (są glony, grzybki shitake, rośliny strączkowe, makarony ryżowe i razowe, produkty sojowe, płatki, mąki wszelkiego rodzaju, pasta tahini, kasze, mleka roślinne, a nawet roślina yacón), obładowani zakupami możemy wracać do kuchni i czarować. Kto ma takie produkty, nie gotuje, tylko czaruje.
Jednak życie w Hiszpanii nie toczy się w zaciszu domowym, lecz ?fuera?- na zewnątrz, na ulicy. W barach, przy malutkich stolikach rozstawionych wszędzie, gdzie się tylko da: na placach, chodnikach, podwórkach, przy plaży. Co znajdzie tam dla siebie niewymagający weganin? No cóż, szczerze mówiąc niewiele. Hiszpanie nie należą do roślinożerców. Wegetarianie i weganie mogą się czasem poczuć pominięci.
Zacznijmy do szynki wieprzowej – suszona jamón serrano, jest w Andaluzji ubóstwiana. Przed jamón ibérico (szynka ze świń karmionych jedynie żołędziami) niemal bije się pokłony. Zawsze przeraża mnie widok świńskich nóg zawieszonych pod sufitem w barach lub restauracjach i roztaczających swój specyficzny, dla mnie nie do zniesienia, zapach.
Większość tradycyjnych dań lub tapas (małe przekąski podawane do piwa lub innego napoju) zawierają mięso, owoce morza albo ryby, a jeśli ustrzegliśmy się wyżej wymienionych składników, to pewnie na talerzach znajdziemy coś z jajkiem lub choćby majonezem.
Rekordy popularności bije paella – ryż z owocami morza, kurczakiem, szafranem. W Walencji (kolebce paelli) mówi się, że ta tradycyjna musi zawierać mięso królika. Paelle z samymi owocami morza znaleźć można bez problemu, jednak ryżu z warzywami już nie.
Tortilla espa?ola to omlet jajeczno- ziemniaczany. Ensalada rusa – jak nasza tradycyjna sałatka warzywna, tzn. bardzo ?bogata? w majonez. Jak soczewica, to z chorizo – paprykową kiełbasą, lub morcillo- odpowiednikiem kaszanki. Jak krokiety, to z szynką, kurczakiem lub szpinakiem i serem. Ogromny wybór mariscos y pescados (owoce morza i ryby) i callos- flaczki odpadają, tak samo jak daktyle, bo zawinięte w boczek, i papryczki – nadziane serem owczym lub kozim.
Mówiąc w skrócie w tradycyjnej hiszpańskiej knajpie musimy dokonać wyboru między: gazpacho (zupa pomidorowa na zimno – starte pomidory z ogórkiem, czosnkiem, papryką, oliwa z oliwek i niewielką ilością chleba), ensalada mixta (sałata lodowa z pomidorami, cebulą i oliwą, o ile wcześniej zaznaczymy, by nie dodawali tuńczyka) lub możemy raczyć się niezawodnymi oliwkami, jeśli tylko nie są nadziane anchois.
Nie traćmy jednak humoru. Zawsze możemy poszukać restauracji wegańskiej (choć nie ma ich za wiele), iść na niezawodny falafel, prosząc o wersję bez sosu majonezowego, lub popijać piwo lub wino (warto sprawdzić, czy na pewno wegańskie), ciesząc się towarzystwem przyjaciół. Przecież głównie chodzi o spędzanie czasu w gronie znajomych, o poczucie klimatu hiszpańskich barów de tapas, o bycie ?fuera?. Później zawsze możemy przygotować wegańskie przekąski w domu, zabrać wszystkie przysmaki na plażę i rozkoszować się nimi, szumem morza i słońcem, oczywiście pod ochroną kremów o faktorze UVA i UVB co najmniej 30!