Przez opiekuńcze ręcę przemyskich lekarzy weterynarii przewijają się rysie, puchacze, sowy uszate, puszczyki, lisy? Tutaj mogą liczyć na fachową pomoc, a potem powrót do naturalnych warunków
Autor: Jakub Kotowicz
Ośrodek Rehabilitacji Zwierząt Chronionych w Przemyślu jest fundacj i ma status organizacji pożytku publicznego. To jedyna w województwie podkarpackim placówka, która udziela bezinteresownej pomocy dzikim zwierzętom. Umożliwia jej to oficjalne zezwolenie Ministerstwa Środowiska pozwalające na rekonwalescencję ssaków, gadów i ptaków. Na przyjęcie o dowolnej porze dnia i nocy, a następnie na całodobową opiekę może tu liczyć każde dzikie zwierzę, które znajdzie się w potrzebie. Ośrodek nigdy nie odmawia pomocy.
Kim są kuracjusze?
Na ratunek w Przemyślu mogą liczyć wszystkie dzikie zwierzęta będące w potrzebie, bez względu na stan i obrażenia w jakich się znajdują. W przeważającej większości są to osobniki objęte ochroną gatunkową ścisłą, pośród których wiele zagrożonych jest wyginięciem. Fundacja również udziela pomocy zwierzętom łownym i pospolitym. Rocznie do ośrodka trafia około 400 osobników, przedstawicieli ponad 80 gatunków. Od wróbla po niedźwiedzia brunatnego.
Myszołów u lekarza
Wszystko zaczęło się od tego, jak do założonej przeszło dwadzieścia lat temu przez lek. wet. Andrzeja Fedaczyńskiego prywatnej lecznicy dla psów i kotów dostarczono pierwszego dzikiego pacjenta wymagającego leczenia. Był to myszołów (Buteo buteo), jeden z najbardziej rozpowszechnionych w Polsce dużych ptaków drapieżnych. Jako że Andrzej Fedaczyński prywatnie nie ukrywał zainteresowania dzikimi zwierzętami, bez chwili wahania przyjął pacjenta pod swoje skrzydła. Kuracja przebiegła pomyślnie i ptak powrócił na łono natury. Wieść, że w Przemyślu jest ktoś, kto może zająć się dzikimi zwierzętami w potrzebie, szybko rozeszła się po okolicznych gminach i miastach. W związku z tym, że w regionie brakowało placówki, która mogłaby podjąć się wyzwania leczenia dzikiej zwirzyny wymagającej natychmiastowej hospitalizacji, coraz więcej osobników zaczęło trafiać do doktora Fedaczyńskiego.
Stali bywalcy
Do najliczniejszych pacjentów należą bociany białe.Stado tych pięknych ptaków, które co roku mamy okazję leczyć, liczy od 60 osobników w zimie do ponad 100 w lecie. Mniej więcej 20 pośród wszystkich bocianich pacjentów to stali pensjonariusze ? nieloty skazane na dożywotni pobyt u nas ze względu na obrażenia jakich doznały.
Od pewnego czasu staramy się stworzyć dogodne warunki do rozrodu kalekim osobnikom bociana białego. W 2011 roku nasze starania po raz pierwszy przyniosły skutek. Pośród niemogących latać ptaków utworzyły się trzy pary. Po pewnym czasie na bocianim wybiegu ? bezpośrednio na gruncie ? dostrzegliśmy pojawiające się powoli gniazda. W przypadku bocianów jest to sytuacja rzadka w ich środowisku naturalnym, gdyż zwykle budują domostwa na wysokości ? na kominach, słupach, dachach zabudowań. Po długim oczekiwaniu dostrzegliśmy w gnieździe cztery jaja, a po trzydziestu trzech dniach ciągłego wysiadywania rodzice doczekali się piskląt. Z trzech spośród czterech jaj wykluły się zdrowe boćki.
Potem czekała nas już tylko niezwykle trudna sztuka nauki latania. Przez kilka miesięcy musieliśmy zastąpić im rodziców, którzy z powodu kalectwa nie mogli się z tego obowiązku wywiązać. Aktualnie młode boćki zwiedzają afrykańskie pustynie. Ten niezwykle radosny i wzruszający okres utwierdził nas w przekonaniu, że ratowanie za wszelką cenę oraz utrzymywanie zwierząt o wątpliwych rokowaniach, które uległy poważnym wypadkom, może przynieść niewspółmierne korzyści.
Przedziwna historia Przemisi.
Jedna z najciekawszych historii, jakie przydarzyły się placówce, była przygoda ze sławną na całą Polskę niedźwiedzicą, nazwaną potem przez mieszkańców, Przemisią. Podczas mroźnej zimy, kiedy powinna smacznie spać w swojej leśnej gawrze, zaczęła zwiedzać przedmieścia Przemyśla. Wieść o niej rozniosła się błyskawicznie i postawiła na nogi większość okolicznych służb porządkowych.
Akcja wyglądała jak obława na groźnego przestępcę. Wbrew pozorom, podjęte działania były jak najbardziej słuszne. W bezpośrednim starciu z tak groźnym i nieobliczalnym zwierzęciem człowiek ma nikłe szanse. Po długich zmaganiach, które śledziła cała Polska, w końcu udało się niedźwiedzicę znieczulić. Została przewieziona do nas i gruntownie przebadana. Nie było przesłanek, aby ją zatrzymać na dłużej. Zapadła urzędowa decyzja o wywiezieniu w bieszczadzkie lasy i systematycznym podrzucaniu jedzenia nieopodal, by zaspokoić jej potrzeby.
Gdy tydzień później echa tego wydarzenia ucichły, a praca ośrodka wróciła do normy, sławny miś postanowił złożyć ponowną wizytę w mieście. Niektórzy sądzą, że to majestatyczna sylwetka niedźwiedzia, która widnieje w miejskim herbie, działa jak magnes. Znowu rozpoczęła się akcja chwytania, w którą zaangażowało się kilkadziesiąt osób. Po kilku godzinach ciężkich zmagań śpiący miś był znowu u nas. Od razu pojawił się problem jego zakwaterowania. Nie mieliśmy odpowiedniego zaplecza przeznaczonego do leczenia i rehabilitacji tak dużych zwierząt. Kłopotem dla nas był ryś, a co dopiero niedźwiedź. Po konsultacjach z odpowiedzialnymi za jej los urzędnikami zapadła decyzja błyskawicznej adaptacji ? poprzez solidne obudowanie – największego szpitalnego boksu, jakim wtedy dysponowaliśmy.
Od początku zachowanie Przemisi wzbudzało podejrzenia i wskazywało na jej wcześniejsze oswojenie z człowiekiem. Zachowywała się niezwykle grzecznie i potulnie. Sama podchodziła do krat, przymilała się do człowieka, jadła praktycznie z ręki, delikatnie prosząc o przysmak łapą. Fakt, że przy tak niskich temperaturach prowadziła bardzo aktywny tryb życia, i jej zachowanie tuż po schwytaniu pozwoliło snuć hipotezy, że mogła uciec z prywatnej hodowli. Jeżeli miałoby to miejsce za naszą wschodnią granicą, wątpliwe jest zgłoszenie takiego przypadku.
Przemisia zaczęła powoli dochodzić do siebie i przybierać na wadze. Rokowania były bardzo pomyślne, więc byliśmy zadowoleni. Już wtedy było wiadomo, że wypuszczenie jej na wolność raczej nie przyniesie zamierzonego efektu ? niedźwiedzica będzie dążyć do kontaktu z człowiekiem. Oprócz wrocławskiego ogrodu zoologicznego nie zgłosiły się żadne inne chętne placówki dysponujące odpowiednim zapleczem do zapewnienia należytej opieki sławnej podopiecznej. Zgłaszało się natomiast dużo chętnych, zarówno osób prywatnych, firm, jak i instytucji, gotowych sponsorować budowę specjalistycznego wybiegu, a następnie opiekę na miejscu tak, żeby zwierzę na stałe zagościło w Przemyślu, w profesjonalnych warunkach. Niestety zainteresowanie było wprost proporcjonalne do szumu medialnego?
Przemisia spędziła u nas około dwóch tygodni. Gdy po okresie rehabilitacji doszła do siebie, a jej aktywność znacznie się zwiększyła, zaczęła okazywać po sobie, że jest jej u nas za ciasno. Pewnego dnia, wczesnym rankiem, kiedy wraz z goszczącymi na kontroli urzędnikami z Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska udaliśmy się na codzienny obchód pośród dzikich podopiecznych, nasza pacjentka sprawiła nam niespodziankę. Otworzywszy solidne drzwi szpitala, za którymi prowadził wewnętrzny korytarz do zamykanych osobno boksów, powitała nas siedząca przed nimi grzeczna niedźwiedzica, która oczekiwała na codzienne śniadanie. Okazało się, że w nocy pokonała jedno z zamontowanych wzmocnień i przez wąską szczelinę wydostała się poza swój boks. Jako że Przemisia była oswojona z naszą obecnością, udało nam się przy pomocy śniadania, na które tak ochoczo oczekiwała, zagonić ją z powrotem do boksu. W końcu trafiła do wrocławskiego ZOO, gdzie przebywa do dziś, a o jej historii informuje tabliczka przy wybiegu.
Edukacja i wolontariat
Praca z dzikimi zwierzętami to powołanie, pasja, a przede wszystkim niezwykle interesujący sposób na życie niosący ze sobą wiele bezcennych doświadczeń, satysfakcję, wzruszenia. Jest to działalność niezwykle czasochłonna, kosztowna, wymagająca odporności psychicznej, ponieważ niestety nie każdego pacjenta udaje się uratować. Niemniej chwile, kiedy w pełni zdrowe i przystosowane do samodzielnego bytu na wolności zwierzę opuszcza placówkę, wynagradzają opiekunom wszelkie trudy.
Oprócz bezpośredniej pomocy dzikim pacjentom, ośrodek zajmuje się programami edukacyjnymi, takimi jak akcja ?Zwolnij! Zwierzęta na drodze?.
Placówka od zawsze była otwarta dla młodych wolontariuszy. Przez wiele lat placówkę wspomogło sporo wspaniałych osób. Dla wielu z nich był to wstęp do studiów na takich kierunkach jak biologia, zootechnika czy weterynaria. Wolontariusze dają nam niezwykle cenne fizyczne wsparcie, a dla nich to możliwość nabycia bogatego doświadczenia przyrodniczego.
Jak pomóc?
Ośrodek stara się pozyskiwać darowizny otwierając tematyczne akcje (?Pogotowie dla saren?, ?Zimujące bociany białe?, ?Rozbudowa ośrodka?, ?Pogotowie dla rysi?), poprzez które można wspomóc jego działalność w konkretnych dziedzinach. Dużym wsparciem finansowym dla placówki jest również możliwość corocznego odliczenia na jego działalność 1 proc. swojego podatku. Fundacja jest wpisana do Krajowego Rejestru Sądowego pod nr 0000313847. Choć wydaje się, że jeden procent to niedużo, w rzeczywistości okazuje się wsparciem kluczowym dla większości organizacji non-profit działających w Polsce.
Pomoc rzeczowa jest również bardzo ważna. Lista niezbędnych rzeczy jest bardzo długa. Od zapasów pożywienia (np. owoce, warzywa), poprzez medykamenty (materiały opatrunkowe, chirurgiczne, środki higieny osobistej, leki, igły, strzykawki) oraz środki czystości, aż po materiały budowlane (drewno, gips, cement, narzędzia) i ogrodnicze (siatka, sadzonki drzew, słoma). Nawet najmniejsze wsparcie w postaci darowizn rzeczowych jest dla ośrodka niezwykle cenne, gdyż zmniejsza wielkość funduszy jakie placówka musi na te artykuły przeznaczać. A dzięki temu możemy rozpocząć kolejne przedsięwzięcia i pomagać następnym zwierzętom.
Jakub Kotowicz: współtwórca i wiceprezes fundacji Ośrodek Rehabilitacji Zwierząt Chronionych w Przemyślu. Przyszły student weterynarii, miłośnik dzikiej przyrody, pasjonat wszystkiego, co lata – w szczególności ptactwa drapieżnego