Chiny z wyobrażeń Europejczyków już prawie nie istnieją. Zamiast hutongów drapacze chmur, zamiast prawdy propaganda. Inne zmiany muszą ucieszyć każdego choć trochę wrażliwego człowieka.
Po trzecim roku sinologii, po trzech latach spędzonych nad lekturą klasycznych tekstów chińskich wybrałam się z przyjaciółmi do Chin, pociągiem, wioząc ze sobą obraz dawnych Chin, atmosferę, która królowała w starym, już trochę zaniedbanym instytucie orientalistycznym. Wyobrażając sobie podróż, nie miałam pojęcia jak bardzo ta wizja będzie różniła się od chińskiej rzeczywistości….
Przygotowując się do podróży, jednogłośnie zdecydowaliśmy, że chcemy jechać pociągiem. Był dużo tańszy no i oczywiście miał dostarczyć więcej wrażeń niż samolot. Wszyscy czytaliśmy i słyszeliśmy opowieści o pociągu bez przedziałów, w którym można spotkać i zaprzyjaźnić się z mieszkańcami głębokiej Rosji… Cóż, pociąg okazał się mieć przedziały, spotkaliśmy co prawda kilka osób z Rosji, ale zdecydowaną większością pasażerów okazali się szukający mocnych wrażeń turyści-emeryci z zachodniej Europy.
Pociąg transmandżurski wyruszał z Moskwy, nie spiesząc się docierał do coraz bardziej surowych części Rosji. Jechaliśmy przez coraz dalsze, coraz bardziej puste, niezamieszkałe tereny, raz na jakiś czas mijając opuszczone fabryki otoczone blokami pracowniczymi. Te industrialne miejsca, w których jakby czas zatrzymał się na rządach Stalina, wyłaniały się z pustki rosyjskiej tajgi.
Na granicy mongolskiej przesiedliśmy się do lokalnych pociągów, zdecydowanie bardziej egzotycznych, które w tempie jeźdźca konnego przewiozły nas za 19 dol. do granicy chińskiej.
Już na godzinę przed Pekinem krajobraz zasnuty był smogiem. Gdy wysiedliśmy z autobusu, wpadliśmy w gorące i wilgotne powietrze. W centrum miasta smog był tak duży, że mogliśmy bez ciemnych okularów patrzeć prosto w słońce.
Olimpijska ułuda
Choć nie wybieraliśmy się do Chin w celu oglądania olimpiady, przyjechaliśmy na miejsce mniej więcej dwa tygodnie przed rozpoczęciem igrzysk. Miasto było przygotowane do przyjęcia turystów z całego świata. Ostatnie prace remontowe dobiegały końca, zadbano również o to, aby bezdomni, drobni pijaczkowie oraz inni ?psujący dobre imię i image?miasta zniknęli ze stolicy. Władze postawiły sobie za cel stworzenie na ten czas idealnego miasta marzeń, gdzie szklane wieżowce rzucają na kolana nawet mieszkańców Nowego Jorku, ulice są tak czyste, że bez obaw można jeść wprost z chodnika najpyszniejsze dania chińskiej kuchni, a wszyscy mieszkańcy są zadbanymi, uprzejmymi i oczywiście popierającymi system obywatelami. Muszę przyznać, że na pierwszy rzut oka niewprawnego obserwatora tak to właśnie wyglądało. Mieszkaliśmy w Pekinie przez miesiąc. Na miejscu kupiliśmy dwa rowery, którymi przemierzaliśmy miasto. Zwiedziliśmy Pałac Letni, Zakazane Miasto i inne najbardziej znane miejsca stolicy, jednak żadne z nich nie mogło się równać z urokiem tradycyjnych, wąskich hutongów.
Ginący świat
Dawniej całe miasto tworzyły właśnie te ciasne uliczki splątane w wielki labirynt. Dziś zostało ich już niewiele… ukryte wśród drapaczy chmur, są prawdziwą machiną czasu, która przenosi nas do innej epoki. Im głębiej wejdziemy w labirynt hutongów, tym bardziej odczuwamy magię tego miejsca. Dzieci grające w piłkę, a dziadkowie w chińskie szachy… prawdziwa sielanka! Dodatkowym plusem hutongów są setki małych restauracji – raj dla wegan i wegetarian. Odkąd wróciłam z Chin, już nigdy nie zdarzyło mi się jeść tak pysznego tofu. Główną zasadą, o której należy pamiętać wybierając restaurację, jest: im mniejsza, bardziej obskurna i tańsza, tym lepsze jedzenie. Koszt jednego składającego się z kilku dań i napojów obiadu dla trzech osób nie przekracza 15 zł. Aby poznać smak prawdziwych pekińskich hutongów, niestety trzeba się spieszyć… każdego roku kolejne uliczki są wyburzane, a ich miejsce zajmują nowoczesne wieżowce.
W dalszą podróż wybraliśmy się na południe, odwiedzając prowincje Guangxi i Yunnan. Oba regiony charakteryzuje subtropikalny klimat, górzysty krajobraz oraz malownicze uprawy ryżu na górskich tarasach. Wraz ze zmianą szerokości geograficznej, zmienia się również kuchnia. Prowincje Chin są tak duże i tak różne, że można porównać je do państw europejskich. Tak jak różni się kuchnia francuska od włoskiej, tak różnią się potrawy w każdym z regionów Chin.
Trudne wspomnienia
Gdy wracam pamięcią do wspomnień z południa, niestety nie przypominają mi się piękne widoki wspaniałej natury państwa środka. Największym i jednocześnie najtrudniejszym wspomnieniem z tego regionu jest doświadczenie okrutnej natury człowieka… Jedną z różnic w kuchni między północą a południem kraju jest to, że wśród południowych ?przysmaków? są potrawy z psiego mięsa. Na każdym z południowych bazarów można było kupić mięso psów, zabijanych przez sprzedawcę na miejscu. Było to najbardziej nieludzką, okrutną i brutalną zbrodnią, jakiej kiedykolwiek byłam świadkiem. Schemat targów zazwyczaj był podobny, każdy stragan był klitką o rozmiarach kilku metrów kwadratowych, miejsca do zagospodarowania było niewiele. Poza ladą, znajdowało się miejsce na klatkę- zdecydowanie za małą na liczbę psów znajdujących się w środku, oraz wielki kocioł z wrzącą wodą. Psy były pojedynczo wyciągane i na oczach pozostałych zwierząt żywe wrzucane do kotła, który znajdował się nie dalej niż metr od klatki. Wszystkiemu towarzyszył straszliwy krzyk cierpiących zwierząt, bardziej przerażający niż można to sobie wyobrazić. Na sprzedaż przeznaczana jest konkretna rasa psów, tzw. chińskie psy spożywcze, są dosyć duże, bardzo sympatyczne, nieco podobne do dingo. Gdy opuszczaliśmy południe Chin, na ostatnim z napotkanych targowisk kupiliśmy młodą suczkę, z którą podróżowaliśmy przez kolejny miesiąc. Niestety nie mogliśmy jej zabrać do Polski, została w Chinach u zaprzyjaźnionego Europejczyka.
Zwierzęta w Chinach traktowane są jak rzeczy, są zabijane w sposób całkowicie niehumanitarny. Śmierć zwierząt jest nieodłącznym elementem wizyty na każdym z bazarów…W jednym z miast obserwowałam Chińczyka skrobiącego żywą rybę z łusek. Pan zachowywał się tak, jakby skrobał marchewkę, plotkując jednocześnie z kolegą z sąsiedniego stoiska. Wydaje się, że przeciętnemu handlarzowi dużo łatwiej przyszłoby zrozumienie zasad fizyki kwantowej niż faktu, że zwierzęta też czują i należy im się szacunek, nie wspominając już o prawach zwierząt. Na szczęście pociesza fakt coraz większej świadomości wśród młodych Chińczyków, co prawda nie spotkałam na swojej drodze żadnych wegetarian, ale większość młodych ludzi w miastach deklaruje, że nie jada psiego mięsa, co jest już pewnym krokiem ku polepszeniu sytuacji zwierząt w tym kraju.
Nowe terytorium
Ostatnim miejscem, jakie odwiedziliśmy, był Xinjiang. Najprzyjemniejszą częścią wizyty była możliwość objadania się pysznym ujgurskim pieczywem nang. Niemal w całych Chinach pieczywo jest bardzo niesmaczne, wszystko ma wspólną nutę smakową- łączy je smak chemicznego spulchniacza. Ujgurskie wypieki są wspaniałe! Warte polecenia są również ręcznie robione makarony, które podaje się z dowolnie wybranymi dodatkami.
Xinjiang to po chińsku ?nowe terytorium?. Dawniej funkcjonowała nazwa Turkiestan Wschodni i jest używana do dziś przez zamieszkujących go Ujgurów, którzy chcą podkreślić swoją etniczną i kulturową odrębność od Chin. W całej historii Turkiestanu Wschodniego, trwającej 2200 lat, tylko przez ponad 570 lat był okupowany przez Chiny (wliczając w to okupację, która rozpoczęła się w 1934 roku i trwa do dziś).Większość mieszkańców Regionu Autonomicznego Xinjiangu stanowią ludy tureckie, z których najliczniejsi są Ujgurzy, większość z nich wyznaje zmodernizowaną formę Sufi Islamu i prowadzi świeckie życie, jest to lud ostarej kulturze, języku pokrewnym tureckiemu i jednym z najstarszych pism świata.
Aż 2/3 powierzchni prowincji to pustynie zasobne w złoża ropy naftowej, węgla kamiennego, rud żelaza i metali nieżelaznych. Dzięki lodowcom Xinjiang uważa się za najbogatszą w zasoby wodne prowincją Chin. Jednocześnie Turkiestan Wschodni jest terenem, którego nie da się ominąć, budując rurociągi z państw Azji Środkowej do Chin. Z tych wszystkich powodów jest dla Chin istotnym regionem, władze dbają o to, aby te tereny pozostały wewnątrz granic państwa. Xinjiang wprost naszpikowany jest wojskiem, policją i obozami pracy. Obok Tybetu to jedyny region Chin, w którym stosowana jest kara śmierci dla więźniów politycznych. Jednocześnie rząd prowadzi projekty modernizacji i rozwoju Xinjiangu, powstają nowoczesne miasta, autostrady, szpitale i szkoły.Z rozwoju i powstających udogodnień korzystają jednak napływowi Chińczycy, którzy osiedlają się tam zachęceni przez rządowy projekt ?Idź na zachód?, obiecujący im mieszkania i dobre zarobki w Tybecie i Xinjiangu. Od czasu ataków z 11 września 2001 r. chińskie sądy pod pretekstem walki z fundamentalizmem religijnym i separatyzmem skazują ujgurskich tzw. terrorystów. 22 Ujgurów było przetrzymywanych w Guantanamo. Poza oskarżaniem o terroryzm, separatyzm, zagrażanie bezpieczeństwu wewnętrznemu i osadzaniem w więzieniach władze Chin używają również dużo bardziej dyskretnych i wyrafinowanych metod. Rząd wprowadza przepisy i regulacje mające na celu sinizację Ujgurów. W majestacie prawa dokonywane są prześladowania religijne, niszczenie dziedzictwa kulturowego, segregacja ekonomiczna, dyskryminowanie prawa mniejszości do posługiwania się własnym językiem, brak równości wobec prawa oraz wiele innych działań łamiących prawa człowieka. Wszystko to ma na celu stopniową asymilację kulturową Ujgurów, która ułatwiłaby kontrolowanie obszaru Turkiestanu Wschodniego.
Od mojej podróży do Chin minęły już dwa lata. Bez przerwy od tamtej pory wracam myślami do państwa środka, tęsknię i mam nadzieję, że już niedługo znów będę miała okazję się tam wybrać, choć wspomnienia nie zawsze są łatwe do zniesienia.