Pakowanie. O ile zazwyczaj starannie planujemy, jakie zabierzemy ubrania, buty i kosmetyki, to prowiant upychamy w torbach i plecakach na siłę. Skutki bywają opłakane. Dla żołądka albo dla kręgosłupa. Tekst: Kamila Pokój
Mamy i babcie zawsze powtarzały: ciężkie rzeczy na dno, reszta wyżej. I miały rację. Jest to ważne zwłaszcza podczas pakowania plecaka. Ułożenie zawartości odwrotnie grozi nadwyrężeniem kręgosłupa, a tego każdy chce uniknąć.
Jeśli więc zabieramy w podróż konserwy, słoiki, kilo cukru i worek ziemniaków ? zdecydowanie kładźmy je na sam dół bagażu.
Co do środka?
Worek ziemniaków niekoniecznie, ale coś jednak trzeba wziąć na drogę. Nie każdy wyjazd jest taki sam, nie każdy podróżnik ma takie same potrzeby. Przed pakowaniem najlepiej usiąść z kartką i na spokojnie zaplanować wyżywienie. Poniższe pytania pozwolą na uniknięcie największych pomyłek.
Gdzie jadę?
Jeśli wybieramy się do hotelu z wyżywieniem, możemy zrezygnować z konserw i zapasu chleba. Naprawdę, nawet jeśli hotel nie przewidział oddzielnego menu dla wegetarian (choć zazwyczaj oferują szwedzki stół, gdzie każdy znajdzie coś dla siebie), to nie powinno być problemów z poproszeniem w kuchni o przygotowanie dla nas specjalnych dań. Skoro da się na koloniach, to tym bardziej w hotelu, prawda?
Można jednak zabrać coś do przegryzienia na plażę czy spacer. Świetnie sprawdzą się batoniki zbożowe, bakalie lub… lizaki. Jednak nie wszystko musimy przywozić z domu, przecież na miejscu też będą sklepy. A być może lokalna oferta będzie bogatsza, niż sądzimy?
Wyjeżdżając pod namiot czy na kemping, warto zaopatrzyć się w większe zapasy.
Co kupić?
Tak zwane zupki chińskie czy produkty instant są dobrym rozwiązaniem, ale… pomyślmy najpierw, czy będziemy mieli gdzie je przygotować. Jeśli nie będziemy mieli łatwego dostępu do wrzątku, na niewiele nam się zdadzą, a swoje wbrew pozorom ważą.
Na wyjazdach plenerowych najlepiej sprawdzą się wszelkiego rodzaju puszki i suchy prowiant. Nie dajmy się zwieść pozorom ? wegetariańskie konserwy istnieją i mają się dobrze. Na rynku jest całkiem spory wybór dań dla roślinożerców, ale nie trzeba koniecznie szukać opakowań z wielkim napisem ?DLA WEGETARIAN?. Zazwyczaj taniej nas wyniesie kupienie produktu, który i tak jest wegetariański (np. fasolka w sosie pomidorowym, mieszanka ?meksykańska?), ale nie ma specjalnej etykietki.
Posiłki w słoikach są dość ryzykowne (i ciężkie), jeśli jednak ufamy sobie i środkom transportu, z jakich będziemy korzystać, możemy wziąć kilka na drogę. Musimy wtedy pamiętać o zawiązaniu ich w torebki foliowe (najlepiej kilka) i obłożeniu porządną warstwą ubrań. Chyba nikt nie chciałby spędzić tygodniowej wyprawy do puszczy ze swetrem pachnącym pulpecikami z ciecierzycy.
Na drogę zapas kanapek, a na co dzień ? zdecydowanie suchy prowiant. Wożenie ze sobą owoców i innych łatwo psujących się produktów to nie tylko przykry zapach w podróży, ale przede wszystkim marnowanie pożywienia. Batoniki, lizaki, maca, bakalie ? to bezpieczne i wygodne przekąski nawet podczas marszu. Jeśli mamy ochotę na odrobinę luksusu, możemy kupić wegetariańskie kabanosy czy inne przysmaki, które nie wymagają przechowywania w lodówce.
Na ile jadę?
O tym pytaniu często zapominamy. Choć nogi uginają nam się pod ciężarem torby czy plecaka, dorzucamy kolejne kanapki, więcej puszek i jeszcze kilka tabliczek czekolady. A potem radośnie zwozimy wszystko z powrotem do domu. Przemyślenie, ile czasu spędzimy na wyjeździe, jaki będziemy mieć dostęp do jedzenia (sklepy, bary, restauracje) i ile faktycznie będziemy w stanie w siebie wepchnąć, pozwoli na uniknięcie syndromu wielbłąda.