Kojarzone z komunizmem marcowe święto, to nie tylko tulipany i rajstopy, ale także przypomnienie, że walka o prawa kobiet nadal trwa. Dyskutowanie z tradycyjną wizja kobiecości jest trudne, co nie znaczy, że niemożliwe. Rozmawiamy z Magdą Grabowską, adiunkt w Zakładzie Badań Etnicznych i Międzykulturowych Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Warszawskiego.
Rozmawia: Joanna Paluch
- W swoich badaniach zajmuje się Pani problemem równości i tożsamości kobiet. Dlaczego niektóre z ważnych postulatów feministycznych w Polsce przechodzą bez echa? Może kobiety za mało domagają się swoich praw?
Kobiety w Polsce są bardzo aktywne, a organizacje kobiece cały czas na ten temat mówią, więc nie jest tak, że kobiety za mało walczą. Manifa, czyli manifestacja kobiet 8 marca to jest tylko przypomnienie. Cały czas mówi się o prawach kobiet. Problemy pozostają nierozwiązane z wielu powodów. Być może najważniejszym jest trwałość tradycji, czegoś, co nazywamy ?kontraktem płci?, przekonania, że istnieje jakiś naturalny podział między kobietami i mężczyznami. Jest ono bardzo trwałe i ludzie w nie wierzą. Przede wszystkim jest bardzo wygodne, bo jest to dosyć funkcjonalny system. Często słyszymy również, że jakieś sprawy nie są rozwiązane, bo na przykład brakuje pieniędzy. Przykładem może być tu postulat elastycznego czasu pracy dla rodziców, bezpłatnej opieki zdrowotnej czy opieki nad dziećmi. To jest oczywiście kwestia priorytetów i tego, co jest ważne. Gdyby równość była ważna, to znalazłyby się na nią pieniądze. Myślę więc, że wina nie leży po stronie kobiet. One mówią o swoich prawach, chcą praw, lecz niestety spotykają się z wielkim oporem.
- Czasem jednak można odnieść wrażenie, ze kobiety są pogodzone z obecną sytuacją.
Myślę, że kobiety nie tyle godzą się z obecną sytuacją, co próbują racjonalnie działać w ramach tego, co jest im obecnie dostępne. Jeśli chcą być z dziećmi, a jednocześnie pracować zawodowo, to muszą szukać kompromisu. To nie jest złe, że chcemy się spełniać w wielu rolach, ale uważam, że państwo powinno pomóc nam te role spełniać, a nie nam w tym przeszkadzać.
- Czy państwo polskie angażuje się w działania równościowe?
Wydaje mi się, że na wielu poziomach to zaangażowanie jest niewystarczające. Ma to odzwierciedlenie przede wszystkim w tematach związanych z rodzicielstwem. Brak żłobków, niepewna sytuacja kobiet, które decydują się na macierzyństwo, że już nie wspomnę o tych, które nie chcą mieć dzieci i nie mogą do końca kontrolować swojej płodności. Mam tu na myśli głównie brak edukacji seksualnej i taniej antykoncepcji.
Obecnie mamy nową ordynację wyborczą. Tradycyjnie niewiele partii promuje kobiety na listach wyborczych. Dzięki systemowi kwotowemu jest szansa na zmianę. Kiedy wchodziliśmy do Unii Europejskiej, nasz rząd przyjął szereg zobowiązań dotyczących wyrównywania szans, ale obecnie nie najlepiej sobie radzi z promowaniem równości.
Sądzę, że na brak myślenia równościowego największy wpływ polski konserwatyzm, mityczne i symboliczne przekonanie, że kobieta jest tylko matką i żoną. W rzeczywistości kobiety w Polsce bardzo wcześnie zaczęły pracować i zyskały niezależność oraz prawo do kształcenia. Politycy, którymi są głównie mężczyźni, bardzo często działają według tych nierealistycznych wyobrażeń.
- Jakie to ma konsekwencje dla postrzegania płci w Polsce?
W społeczeństwach tradycyjnych oraz w tak zwanych społeczeństwach postkolonialnych istnieje paradoks kulturowy: stawia się kobietę na piedestale i afirmuje uświęconą rolę kobiety, tak jak polską Matkę Boską, ale towarzyszy temu ogromna mizoginia. Wszystko, co jest związane z kobiecością, jest pogardzane nie tylko przez mężczyzn, ale przez całe społeczeństwo. Ta symboliczna cześć to rodzaj rekompensaty. Kobieta, pogardzana w codziennym życiu społecznym, jest wynoszona na piedestał w wymiarze symbolicznym, w ramach nagrody za podtrzymywanie tego systemu.
My jesteśmy społeczeństwem postkolonialnym w takim sensie, że w naszej tradycji również widoczna jest długa walka o niepodległość. Walka mężczyzn. Kobieta jest natomiast standardowo sprowadzona do roli matki, która ma reanimować naród. Tworzy się męska wspólnota, w której kobieta odgrywa jedynie rolę pomocniczą.
- Czy ten dyskurs nie wpływa na poczucie własnej wartości i sprawczość Polek?
Oczywiście taki jednostronny przekaz kulturowy ogranicza możliwości dziewczynek i kobiet, dając im do zrozumienia, kim mogą być. Mówiąc dziewczynce cały czas, że jest ładna, a nie chwaląc na przykład za osiągnięcia, dajemy jej do zrozumienia, że uroda jest tą stroną, którą musi rozwijać. To rodzi też pytanie o model męskości. Oczywiście na mężczyzn także jest wywierana presja, natomiast jest to głównie presja sukcesu indywidualnego. Mniejszy nacisk kładzie się na dobro wspólnoty, rodziny. Szkoda, że mężczyźni, zwłaszcza ojcowie, nie mają zbyt wiele okazji, by spędzać czas w domu z dziećmi, ugotować obiad, posprzątać, zobaczyć, że można czerpać z tego radość. Taki ojciec daje dzieciom przykład, że on też może być w domu, że praca na rzecz rodziny to nie tylko domena kobiet. W utrwalaniu tych podwójnych standardów kobiety odgrywają jednak równie znaczącą rolę.
- Może ten polski model kobiecości wyklucza myślenie równościowe?
Myślę, że model odpowiedzialności za całą rodzinę jest przekazywany w linii żeńskiej przez pokolenia. To jest związane z trudnymi czasami walki o niepodległość, wojną, a w końcu z socjalizmem. Kobiety z jednej strony podtrzymywały ekonomiczny dobrostan rodziny, a z drugiej spełniały wszystkie tradycyjne role. Były same i były niezależne, choć w sferze symbolicznej ta niezależność pozostaje niewidoczna. Jednocześnie istnieje pewien wzorzec matriarchatu domowego. To, że kobiety były silne, przełożyło się na ich dominację w sferze prywatnej. Trudność z oddawaniem tej władzy jest prawdopodobnie związana z tym, że to jest jedyna sfera, w której kobiety mają władzę. Przykładem może być tutaj rodzicielstwo. Kobiety często nie chcą się dzielić obowiązkami ze swoimi partnerami, ponieważ wiedzą, że to jest dziedzina, w której ich wiedza i umiejętności na pewno będą doceniane. Myślenie, że to jest ich naturalna domena, skutkuje jednak podwójnym obciążeniem, czyli mają dwa razy więcej pracy.
- Co powinnyśmy zatem robić, żeby wprowadzić większą równowagę?
Postawić na działania na rzecz wspólnoty. Myślę, że nasze społeczeństwo niekoniecznie docenia wartości związane z kolektywizmem, wyróżnia się w nim raczej wybitne jednostki, ale zamiast socjalizować kobiety do indywidualizmu i egoizmu, warto zachęcić mężczyzn do innego myślenia. W Szwecji na przykład w pewnym momencie przebudowano całe społeczeństwo według tego modelu. Dzięki temu płacąc podatki, Szwedzi nie myślą, że oto oddają komuś 40 proc. swoich zarobków, tylko że to jest nasze, wspólne. Ma to również sens z punktu widzenia rozmaitych ruchów związanych z jedzeniem. Kolektywizm uruchamia w ludziach odpowiedzialność. Wartości związane z etyczną produkcją i konsumpcją jedzenia stają się ważne.
- Więc płeć i jej traktowanie może mieć wpływ na to, jak jemy i na nasze wybory?
Istnieje teoria, że ochrona praw zwierząt to jest po prostu walka na rzecz kolejnej grupy represjonowanej. Osobom, które mają doświadczenie w dyskryminacji i opresji, łatwiej jest się utożsamić z cierpieniem zwierząt, ponieważ również go doświadczały. Szowinizm gatunkowy jest tym samym, co męski szowinizm, szowinizm rasowy czy narodowy, rządzą nim te same prawa. Mogę kogoś skrzywdzić, dlatego że ten ktoś jest słabszy ode mnie, gorszy ode mnie, jego życie jest mniej warte. Na tym samym mechanizmie opiera się przemoc wobec kobiet.
- Czy zmiana kulturowego spojrzenia na płeć może cokolwiek pomóc?
Tak, i tutaj właśnie wkracza pojęcie gender, czyli płci społeczno-kulturowej. Zastanawiające jest to, że właśnie teraz pojawiła się tak wielka debata na ten temat i to właśnie w kontekście przemocy wobec kobiet. Mam tu na myśli ratyfikowanie przez Polskę Konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej.
- Czym dokładnie jest gender?
Gender to jest pewna kategoria analityczna, która służy do tego, żeby pokazać różnice pomiędzy płcią biologiczną a płcią kulturową. Mówi nam ona, że rodzimy się z jakąś płcią, natomiast na posiadanym przez nas ciele są budowane pewne role tożsamości. Płeć jest wiec czymś w rodzaju wieszaka, na którym można powiesić rozmaite ubrania. W zależności od kultury i społeczeństwa te ubrania są różne. Według rozmaitych teorii zaczynamy się z nim utożsamiać dopiero w wieku czterech lat. Dlatego właśnie prowadzi się zajęcia równościowe dla dzieci, żeby przygotować je do bardziej świadomego odbierania tych ról. Dane społeczeństwo może na przykład budować hierarchię i
władzę na płci i wtedy ta płeć staje się jednym z najważniejszych porządków, a są takie, dla których ta kategoria nie ma większego znaczenia. Społeczeństwo zachodnie buduje hierarchię właśnie na płci.
Zwolennicy działań równościowych uważają, że nie ma naturalnych wzorców związanych z płcią. Nie ma nic naturalnego w tym, że kobiety gotują, sprzątają i zajmują się dziećmi, a mężczyźni wykonują ?poważne zadania?. Ten dualizm tworzący przekonanie, że jeśli mężczyzna jest silny, to kobieta jest słaba, że jeśli mężczyzna jest racjonalny, to kobieta jest nieracjonalna, nie jest naturalny. Gender ma radykalny potencjał, ponieważ zakłada, że naturalna kategoria płci nie istnieje, że podlega ona zmianie. Jeżeli natomiast za płeć i jej atrybuty faktycznie odpowiada natura, to konserwatyści nie mają się czego bać.
- A co ma z tym wspólnego gender mainstreaming? To określenie słyszy się w mediach ostatnio równie często.
Jest to jeden z priorytetowych projektów Unii Europejskiej od lat 90. XX w. To nic innego niż wdrażanie perspektywy płci do każdej polityki uprawianej przez państwo. W stanie idealnym oznacza to, że nie ma specyficznych obszarów i programów politycznych przeznaczonych dla kobiet. W działanie państwa wpisane są rozważania na temat tego, w jaki sposób dane prawo będzie wpływało na życie kobiet, a w jaki na życie mężczyzn. Przykładem może być to, że kobiety narażone na przemoc seksualną potrzebują dobrze oświetlonych alejek i trotuarów.
W pewnym szwedzkim miasteczku postanowiono najpierw odśnieżać chodniki, a dopiero potem ulice, gdyż okazało się, że większość kobiet chodzi piechotą i ulegają wypadkom z powodu śliskiej nawierzchni.
To jest praktyka. Nie ma jednak dokumentu, który mówiłby jak należy wprowadzać gender mainstreaming. Jest to jedynie rodzaj polityki, do której państwa członkowskie się zobowiązują. To stwarza problemy finansowe, ponieważ jeżeli chcemy wprowadzić myślenie równościowe w każdym aspekcie, to każdy członek administracji powinien zostać przeszkolony w tym zakresie. Poza tym nie dla wszystkich równość oznacza to samo. Wydaje mi się, że jest ważne, żeby te rozwiązania były elastyczne.
- Często można odnieść wrażenie, że w polskiej spuściźnie kulturowo-historycznej brak jest kobiet?
Tak, to prawda. Kiedy organizowano Rok Chopinowski, było to po prostu Rok Chopinowski ? wielkie wydarzenie narodowe. Rok Marii Curie był jednocześnie Rokiem Czesława Miłosza, co trochę rozmyło przekaz związany z jego świętowaniem. Polski ruch feministyczny stara się to zmienić i wziąć udział w debacie o języku, kulturze i wartościach. Próbuje się go niestety zdemonizować, twierdząc, że reprezentują go skrajne osoby, które mają skrajne postulaty. To są jedynie postulaty dotyczące równości i równego traktowania. Tak jak już mówiłam, ma to wiele wspólnego z tradycją. Gender daje nam narzędzia, by z tą tradycyjną wyidealizowaną wizją kobiecości w ogóle dyskutować. To trudne, co nie znaczy, że jest to niemożliwe.
dr Magdalena Grabowska
absolwentka wydziału Women’s and Gender Studies na Uniwersytecie Rutgers University, stypendystka stypendium reintegracyjnego Marie Curie International ReIntegration Grant: projekt Aktywna podmiotowość kobiet i równość płci w socjalistycznej Polsce i Gruzji