Pierwszy miesiąc prenumeraty cyfrowej za 5 złzamawiam

Logowanie

Wywiad z Oktawią Nowacką

maj 05 2017

O sukcesach sportowych i weganizmie rozmawiamy z Oktawią Nowacką, brązową medalistką Igrzysk Olimpijskich. Choć dopiero po sukcesie w Rio zrobiło się o niej głośno, na swój sukces pracowała latami

Rozmawiała: Martyna Kozłowska
Zdjęcia: Krzysztof Kuruc

Gratulujemy sukcesu! Było ciężko, ale na pewno warto. Jak wspominasz Igrzyska i jak się czujesz po? Jesteś teraz rozchwytywana. Jak się w tym odnajdujesz?
Dziękuję bardzo. Igrzyska bez wątpienia będą jednym z najlepszych wspomnień w moim życiu. Nie tylko start się udał, cała reszta również była fantastyczna ? piękna wioska, wspaniali ludzie, nowe znajomości. Choć od zdobycia medalu minęło trochę czasu, nadal do mnie nie dochodzi waga tego, co zrobiłam. Nie myślałam, że w czasie swojej kariery sportowej ludzie będą zatrzymywać mnie na ulicy i prosić o zdjęcia. Jak się z tym czuję? Jestem kontaktową osobą, lubię rozmawiać i w zasadzie cały czas marzyłam o tym, żeby ludzie poznali pięciobój nowoczesny. Teraz to się spełnia, więc nie mam na co narzekać. Fakt, jestem już zmęczona, ale niedługo będę miała wakacje, więc znajdę chwilę, żeby odetchnąć od szumu związanego z wygraną.

Jak w ogóle zaczęła się Twoja przygoda z pięciobojem? Od początku miałaś pod górkę przez problemy z kręgosłupem, a do tego dwa lata temu doszły problemy z kolanami. Ile wysiłku kosztowało Cię dojście do takiej kondycji, jaką masz dzisiaj?
Moja przygoda ze sportem rozpoczęła się w rodzinnym mieście, Starogardzie Gdańskim. Kiedy miałam 9 lat rozpoczęłam treningi pływackie, a rok później treningi lekkoatletyczne z moim tatą, który jest trenerem. Startowałam na Mistrzostwach Polski w obydwu dyscyplinach. Dowiedziałam się, że jest coś takiego jak dwubój nowoczesny, obejmujący bieg i pływanie ? początki pięcioboju dla najmłodszych. Zaczęłam jeździć na zawody i wypadałam bardzo dobrze. Dostałam powołanie do Ośrodka Szkolenia Sportowego Młodzieży w Łomiankach i jako 14-latka wyjechałam z domu, aby uczyć się pozostałych konkurencji pięcioboju. Nie zawsze miałam pod górkę, startowałam w wielu zawodach mistrzowskiej rangi, zdobywałam medale, zwiedzałam świat. Moje kontuzje bardziej nazwałabym pechem, który potem okazało się, że wyszedł mi na dobre. Najpierw została wykryta wada kręgosłupa, która okazała się niczym wielkim i żyję z nią do teraz. Potem dziwna torbiel w kolanie, którą było trzeba usunąć. W sezonie Igrzysk w Londynie miałam wypadek i zerwałam więzadło krzyżowe, przez co musiałam przejść kolejną operację. Po tej operacji długo dochodziłam do siebie i wiele wysiłku włożyłam w to, aby wrócić do dobrych wyników. Właśnie wtedy zaczęłam też rewolucje na moim talerzu, co poskutkowało ostatecznie przejściem na weganizm. Trzy lata trenowałam bez większych problemów i nagle ponownie w roku olimpijskim przydarzyła mi się kontuzja ? tym razem stopy. Widocznie tak miało być, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Warto było przeczekać złe momenty, aby dogonić marzenia.

Którą z dyscyplin pięcioboju najbardziej lubisz? Którą spędza Ci sen z powiek?
Ciężko powiedzieć, którą lubię najbardziej. Od dzieciństwa jestem bardzo związana z biegiem i pływaniem. Potem upodobałam sobie szermierkę, a trening strzelecki stał się wytchnieniem od innych treningów. Najbardziej obawiam się zawsze jazdy konnej. Nie znam konia, na którym będę startować na zawodach, ale bardzo lubię zwierzęta i konie chyba to czują.

Ze swoim obecnym trenerem pracujesz już 11 lat! To szmat czasu, ale świadczy to o tym, że macie dobre relacje. Co cechuje dobrego trenera i jak ważny jest jego wkład?
W pięcioboju jeden trener nie wystarczy. Najpierw miałam trenerów od różnych dyscyplin, będąc w młodszym ośrodku. Potem przeszłam do starszego ośrodka i część moich trenerów się zmieniła, a część została taka sama. Cały plan szkolenia nadzoruje trener kadry, układa plan i koordynuje treningi. Trening to proces wieloletni. Nie zawsze jest łatwo, są rozterki, żale, sprzeczki. Ważne, aby mieć ten sam cel i patrzeć w tę samą stronę. Tylko tak można osiągnąć sukces.

Po kontuzji zdecydowałaś się przejść na weganizm. Dlaczego i co było najtrudniejsze w nowej diecie?
Może nie do końca od razu na weganizm. Najpierw poszłam do dietetyka z prośbą o pomoc w ułożeniu racjonalnej diety. Potem zaczęłam uczyć się sama i eksperymentować. Ostatecznie najlepiej poczułam się na diecie wegańskiej. Tak naprawdę ten rodzaj odżywiania nie sprawił mi wcale problemu. To dla mnie przyjemność. Lubię jeść, lubię szukać nowych, smacznych, a przede wszystkim zdrowych rozwiązań, no i mam poczucie, że nie przykładam ręki do cierpienia zwierząt.

A jak zareagowali na nowy sposób odżywiania najbliżsi?
Przyjęli to całkiem normalnie. Zawsze wiedziałam, czego chcę i to robiłam, więc nikt nie wchodził mi w drogę. (śmiech) Potrafiłam odpowiedzieć na każde pytanie i wytłumaczyć swój wybór, dlatego wszyscy to zaakceptowali. Nikogo też nigdy nie namawiałam do zmiany, pozwoliłam każdemu być sobą, a jeśli ktoś chciał się czegoś dowiedzieć, chętnie odpowiadałam. Dziwi minie klasyfikowanie ludzi na jedzących mięso i niejedzących mięsa. Nie o to chodzi, żeby się domawiać, a wzajemnie spróbować zrozumieć.

Jakie jest Twoje ulubione danie dodające energii?
Nie umiem wybrać ulubionego dania, zależy na co mam ochotę. Pierwszy posiłek to zazwyczaj u mnie kasza jaglana z orzechami, pestkami, owocami itp. Uwielbiam też kasze z różnymi potrawkami z warzyw i tofu. Kocham wszystkie kremowe, gęste zupy, różne kotleciki ze strączków. No i oczywiście pożywne ciasto na deser.

Jak często słyszysz pytanie: ?Skąd bierzesz białko?? Czy rzeczywiście tak trudno jest zapewnić sobie odpowiednią ilość białka w diecie, odżywiając się wegańsko?
Często słyszę to pytanie. Jeśli ktoś rezygnuje z mięsa, a odżywia się śmieciowymi, wysoko przetworzonymi produktami, to będzie miał z tym problem. Jeśli wprowadzisz do swojego menu kasze i strączki i urozmaicisz posiłki, to zaspokoisz zapotrzebowanie organizmu na białko. Rozśmiesza mnie to, że kiedy przez część życia zajadałam się słodyczami i fast-foodami nikt nie zapytał mnie, skąd czerpię witaminy i minerały. Kiedy zrezygnowałam z mięsa, a wprowadziłam do diety to, co zdrowe, nieprzetworzone i wartościowe, wszyscy pytają, skąd biorę białko. Czy słodycze, fast-food i malutki kawałek mięsa na talerzu miałyby mi zapewnić wszystko, czego potrzebuję? Nie, ale takiej diety nikt nie kwestionuje. To działa jak zakodowany program w głowie. Wszyscy pytają o to samo, nie zastanawiając się nad sednem problemu.

A jak na Twoją dietę reagują inni zawodnicy?
Chyba wszyscy się przyzwyczaili. W każdym razie dla każdego jest już normalne, że nie jem mięsa.

Jak popularny jest weganizm w sporcie? Wiemy, że na diecie roślinnej jest Scott Jurek czy Patrick Baboumian. Czy nie jest to jednak wciąż niszowy trend?
W Polsce mamy niewielu sportowców wegan. Myślę, że wynika to z braku odpowiedniej wiedzy i strachu przed zmianą. Jednak głęboko jest u nas zakorzeniony pogląd, że mięso jest niezbędne. Ja nie lubię schematów. Muszę sama wszystko zbadać i zbudować własną opinię. Nie lubię też mówić o weganizmie jako o trendzie. Weganizm to styl życia i wymaga zrozumienia. Niestety samo słowo weganizm kojarzy się dzisiaj z czymś radykalnym, dlatego wolę mówić o zdrowym odżywianiu. Weganizm daje poczucie harmonii ze światem. Jednocześnie dbasz o swoje zdrowie, dbasz o naszą planetę i nie przykładasz ręki do cierpienia niewinnych istot.

Jak dowiedziałaś się o schronisku w Korabiewicach i dlaczego zaczęłaś w nim pomagać? Co najbardziej lubisz w byciu wolontariuszką i pracy ze zwierzętami?
O schronisku dowiedziałam się z fanpage?a na Facebooku. Bardzo chciałam mieć psa, ale w ośrodku, w którym trenuję, nie można trzymać zwierząt. Postanowiłam zaadoptować jednego wirtualnie, a potem przeczytałam, że schronisko można odwiedzać i pomagać jako wolontariusz. Odbyłam wraz z chłopakiem krótkie szkolenie i przyjeżdżaliśmy w wolnej chwili. Praca ze zwierzętami daje dużo przyjemności i satysfakcji. Niestety mój tryb życia nie pozwala na częste odwiedziny.

Wywiad z magazynu “Vege” nr. 10/2016, do kupienia tutaj: LINK