Pierwszy miesiąc prenumeraty cyfrowej za 5 złzamawiam

Wegański miód

marzec 14 2017

Pszczoły powinny robić miód dla siebie, nie dla nas! Możemy zamknąć w słoiku płynne złoto równie cenne jak on, ale zrobione bez wykorzystywania zwierząt. Taki cud natury!

Tekst i zdjęcia: Edyta Stępczyńska (Zakręcony Wege Obiad)

Nie wszyscy pamiętają, że miód jest niewegański. Ten słodki, pyszny produkt wykwalifikowanych pszczelich robotnic jest traktowany przez ludzi jak płynne złoto. Niestety jego produkcja na skalę przemysłową, jest dla pszczół taką samą rzezią jak dla kur produkcja jajek.
Nie wierzcie obrazkom, na którym widać pszczoły latające nad łąkami pełnymi kwiatów. Tysiące pszczół umieszcza się w małych pomieszczeniach lub tunelach, w których kontroluje się całą kolonię, tak jak człowiek sobie tego życzy. Niestety, często w takich hodowlach pszczoły są przedwcześnie zabijane (np. żeby zimą nie było z nimi problemu). W naturalnych warunkach to królowa decyduje, ile złoży jaj, wybiera miejsce budowy ula. Jest prawdziwa królową, nie niewolnicą człowieka.
W warunkach naturalnych pszczoły produkują miód, dlatego że jest im potrzebny do życia, robią to dla siebie. Człowiek, nie potrzebuje go żeby przeżyć, a one tak. Pszczoły tak jak inne zwierzęta posiadają układ nerwowy, odczuwają ból. Należy im się za ciężką pracę, którą tylko przy okazji wykonują dla nas, szacunek i uznanie.

Zamów prenumeratę cyfrową Magazynu Vege

Chyba każdy kiedyś natknął się na słowa Alberta Einsteina, że jeśli pszczoły wyginą, ludzkość przeżyje nie więcej niż cztery lata? Chodzi oczywiście o to, że pszczoły zapylają rośliny i bez nich moglibyśmy się cieszyć warzywami, owocami czy kwiatami. Zniknęłaby podstawa naszego wyżywienia. Dlatego o pszczoły (i inne owady pożyteczne) trzeba dbać. Wierzę i wiem, że są pasieki i pszczelarze, dla których pszczoły to całe życie i dbają o nie jak o własne dzieci. Jednak tak czy inaczej przy produkcji miodu są wykorzystywane zwierzęta, a przecież weganie się na to nie zgadzają.
Dlatego przygotowałam dla Was kilka propozycji na domowe zastępniki miodu, na produkcję których jest właśnie pora.

 

Galaretka jabłkowa

(cztery słoiczki po 250 ml)

1 kg kwaśnych wiosennych jabłek
cukier
sok z 1 cytryny
1 cm kłącza imbiru
1 laska cynamonu
ewentualnie pomarańcza i kilka liści mięty

Jabłka umyć, pokroić na ćwiartki, wykroić końcówki i ogonki (bez wycinania gniazd nasiennych), pokroić je na mniejsze kawałki, zalać wodą, tak by były przykryte. Gotować około 20 min, by jabłka się rozgotowały, po tym czasie przecedzić i przetrzeć je przez drobne sitko. Zmierzyć objętość płynu (mnie wyszło 2,5 szklanki), wlać go do garnka i dosypać tyle samo cukru. Dodać cynamon, cienko pokrojony imbir oraz plastry pomarańczy (wyparzonej, ze skórą) i sok z cytryny. Gotować przynajmniej przez 30 min. Po tym czasie nalać łyżkę płynu na talerzyk, zostawić na chwilę, sprawdzając, czy dostatecznie tężeje. Trzeba gotować miksturę, aż płyn będzie się ściągał i robił galaretowaty.
Gorącą galaretkę nalewamy do wyparzonych słoików, wyjmując z niej wcześniej cynamon. Do słoików wkładamy po kilka liści mięty, zakręcamy i odstawiamy do góry nogami, tak by słoik się zamknął pod wpływem gorącego płynu (nie musimy go dodatkowo pasteryzować, jest zresztą taki słodki, że bez problemu wytrzymuje długie miesiące).
Galaretka może znakomicie zastąpić miód w deserach i w napojach.

Syrop z kwiatów czarnego bzu

około 40 baldachów kwiatów czarnego bzu
1?2 kg cukru,
1?2 pomarańcze
1?2 cytryny
woda

To najpyszniejszy dodatek do lemoniady, aromatyczny i wspaniały. Zapach dzikiego bzu odurza bardziej niż zwanego bzem lilaka pospolitego. Jego aromat uwalnia się do syropu, dając namiastkę wiosny w zimowe wieczory. Nie tylko jest pyszny, lecz także prozdrowotny (opisanie jego wszystkich właściwości byłoby materiałem na małą książkę).
Kwiaty bzu zbieramy w miejscu oddalonym od ruchu ulicznego, w słoneczny dzień, przed południem. Wybieramy dobrze rozwinięte, ale nieprzekwitnięte kwiaty, ścinając je nożyczkami. Pamiętajcie żeby nie zerwać wszystkich kwiatów z jednego krzaka (zostawcie coś dla owadów), tylko po trochu z kilku lub kilkunastu. Na zbiór najlepiej zabrać koszyk wiklinowy lub skrzynkę wyłożona gazetą i koniecznie rękawiczki, żeby nie pobrudzić rąk pyłkiem. Zebrane kwiaty rozkładamy w przewiewnym, suchym miejscu na gazetach, tak by wszystkie owady z nich wyszły w poszukiwaniu nowego domu. Z kwiatami postępujemy bardzo ostrożnie, by nie stracić cennego pyłku. Trzeba je zacząć przerabiać od razu po zerwaniu.
Każdy baldach bierzemy do ręki i delikatnie (nad słoikiem, w którym będziemy je układać) odcinamy nożyczkami jak największą część zielonych łodyżek. Kwiaty wrzucamy do wysokiego słoja, przekładając je, co jakiś czas kawałkami umytych i wyparzonych pomarańczy i cytryn. Wiedząc, jaką mamy pojemność słoika, gotujemy syrop cukrowy (na 1 l wody 1 kg cukru) i gorącym zalewamy kwiaty. Odstawiamy słoik do ostygnięcia, przykrywając go gazą. Zostawiamy na dwa, cztery dni, co jakiś czas delikatnie mieszając. Po tym czasie zlewamy cały płyn przez sitko lub gazę, bardzo dobrze wyciskając. Przelewamy go do wyparzonych butelek. Jeśli chcemy mieć zapas na zimę, najlepiej zapasteryzować syrop przez kilkadziesiąt minut, inaczej trzeba go przechowywać w lodówce.

Miód z mniszka lekarskiego

przynajmniej 100 kwiatów mniszka
cukier,
woda,
kilka plastrów pomarańczy,
sok z 1 cytryny,
ewentualnie liście melisy

Tak samo jak bez czarny jest mniszek drogocenną rośliną, choć traktowaną jak chwast. Kwiaty zbieramy w rękawiczkach (nazwa potoczna ?mlecz? nie wzięła się znikąd, z łodyżki po zerwaniu wypływa biała substancja przypominająca mleko, bardzo brudząca), rozkładamy na gazecie, by dać szansę ucieczki wszelkim żyjątkom, zostawiamy je przynajmniej na 30 min.
Kwiaty wkładamy do garnka i zalewamy wodą, zagotowujemy i odstawiamy (najlepiej na noc, ale jeśli bardzo nam się spieszy, możemy ten czas skrócić). Porządnie odcedzamy płyn. Będzie miał brudnozielony kolor. Odmierzamy go, wlewamy znów do garnka i dodajemy tyle samo cukru (można mniej, syrop będzie mniej słodki i jednocześnie bardziej płynny). Gotujemy na małym ogniu przez około 1 godz. Gdy cukier się rozpuści, możemy dodać plastry pomarańczy i sok z cytryny. Co jakiś czas mieszamy syrop i sprawdzamy na talerzyku jego konsystencję (jeśli ma być bardzo sztywny, trzeba dać więcej cukru). Gdy już uzyskamy pożądaną gęstość, przecedzamy go do wyparzonych słoików (można zostawić w środku plastry pomarańczy) dodając dla kontrastu liści melisy.

Artykuł z nr. 6/2016, do kupienia tutaj: link