Pierwszy miesiąc prenumeraty cyfrowej za 5 złzamawiam

Logowanie

Chiński wilczy apetyt na mięso

marzec 14 2017

“Mój talerz, moja sprawa?”– to stwierdzenie proste i wygodne, jeśli jednak takie słowa padają z ust ponad miliarda Chińczyków, zaczynają się kłopoty.

Tekst: Agnieszka Rutkowska

 

Tak ogromna populacja wymaga równie gigantycznych ilości jedzenia. Błyskawicznie rośnie popularność mięsa zwierząt hodowlanych i ryb, a także tzw. owoców morza. W II połowie XX w. przeciętny chiński obywatel jadł mięso kilka razy w miesiącu.

W 1971 roku udział mięsa w dziennej diecie przeciętnego Chińczyka wynosił 125 kcal; w 2011 roku było to już prawie 700 kcal. Przez dekadę 2003?2013 konsumpcja mięsa zwiększyła się o 25 proc. i wciąż rośnie.

Jest to wynik zapotrzebowania na jedzenie, które nadaje status społeczny w Chinach – jest to właśnie mięso. Liberalizacja gospodarki i masowe migracje do miast wykreowały średnią i wyższą klasę obywateli Państwa Środka, którym bogata w tłuszcz i kalorie dieta Zachodu jawi się jako oznaka bogactwa i postępu. Również restauracje serwujące tradycyjną kuchnię chińską, opartą w głównej mierze na warzywach, wprowadzają do menu kolejne mięsne potrawy, aby móc konkurować z sieciami typu fast food.

Sporządzony przez Pricewaterhouse Coopers i opublikowany w październiku 2015 r. raport omawiający wyzwania stojące przed chińskim rolnictwem przewiduje, że rosnący popyt na mięso znacząco odbije się na tamtejszym systemie żywnościowym, który już teraz podlega olbrzymim obciążeniom. Rosnąca popularność mięsa ? a więc także ogromne ilości paszy importowanej na potrzeby hodowli ? przyczyniają się też do zmian globalnych, które dotyczą przede wszystkim klimatu i degradacji poświęcanego pod kolejne uprawy środowiska.

Jak podaje raport, Chiny zaspokajają głód 1/5 populacji ludzi na świecie, posiadając jednocześnie 8 proc. całkowitej powierzchni upraw rolnych. Przewiduje się, że do 2024 roku chińska gospodarka będzie kupować ponad 70 proc. globalnego eksportu soi (głównie na paszę dla zwierząt).
Nie tylko Chińczycy zasmakowali w mięsnym luksusie: spożycie mięsa rośnie dwa razy szybciej niż liczba ludzi na świecie, zaś hodowla zwierząt na mięso wykorzystuje już 80 proc. powierzchni uprawnej globu, zużywa 40 proc. uprawianych na świecie zbóż i 10 proc. zasobów wody.
Odpowiedzialność za wzrost podanych statystyk w dużej mierze spoczywa na Chińczykach i ich nieodpartej skłonności do wieprzowiny.

Apetyt na świńskie mięso jest silnie umotywowany pozycją, jakie to zwierzę zajmuje w chińskiej kulturze oraz życiu rodzinnym. Urodzeni pod znakiem świni mogą liczyć na udane i szczęśliwe życie. Chiński znak określający rodzinę przedstawia prosiaka pod dachem domostwa. Świnia oznacza dobrobyt, płodność i męskość, a ku jej czci powstały niezliczone chińskie poematy, opowieści i piosenki.

Poczesnego miejsca zajmowanego przez świnię w chińskim świecie wierzeń i tradycji nie można jednak porównywać do stosunku do krów w Indiach ? chiński pragmatyzm nakazuje czerpać ze świńskiego rogu obfitości w każdy możliwy sposób. Dlatego dawniej nie szczędzono prosiaków na ołtarzach ku chwale przodków ani też w celach leczniczych, gdyż świńskim wnętrznościom przypisuje się cudotwórcze możliwości. Nie dziwi zatem, że mięso tych zwierząt zajmuje równie ważne miejsce na chińskim talerzu. Jest na tyle istotnym elementem tamtejszej diety, że na określenie mięsa i wieprzowiny w mandaryńskim używa się tego samego słowa.
Chińczycy jedzą całą świnię: od ryja po ogon, nie pomijając racic. Mimo to przez bardzo długi czas świnie stanowiły dobro luksusowe, spożywane okazjonalnie. To się radykalnie zmieniło. Szał na wieprzowinę potwierdzają statystyki: rocznie jest tam zarzynanych 700 mln świń, co odpowiada ponad połowie pogłowia tych zwierząt zabijanych rocznie na całym świecie. Przeciętny Chińczyk zjada teraz 39 kg wieprzowiny rocznie (a więc mniej więcej 1/3 świni), czyli pięciokrotnie więcej niż w 1979 roku. Mięso stało się symbolem transformacji, liberalizacji i przezwyciężenia lat głodu i niedostatków.

Lokalne hodowle w oczywisty sposób nie są w stanie zaspokoić tak wielkiego popytu na wieprzowinę, mimo że jeszcze w latach 70. XX w. aż 95 proc. świń pochodziło z małych gospodarstw hodujących poniżej pięciu zwierząt.

Obecnie tylko 20 proc. prosiaków pochodzi z przydomowych hodowli. W Chinach nastał czas monstrualnych ferm przemysłowych, państwowych lub międzynarodowych, w których rocznie ?produkuje się? nawet 100 tys. świń.

Nietrudno wyobrazić sobie warunki panujące w takich miejscach: zwierzęta całe życie spędzają ściśnięte między metalowymi żerdziami, bez dostępu światła słonecznego i świeżego powietrza. Dopóki jednak istnieje popyt, zawsze znajdzie się ktoś zainteresowany zapewnieniem podaży. Tymczasem argumenty na etyczne są tylko jednym z wielu sygnałów alarmowych przestrzegających przed szaleństwem na punkcie świńskiego mięsa.
Ofiarą gwałtownie rosnącej popularności wieprzowiny są nie tylko same świnie, lecz także chińscy konsumenci. Zbyt dużo mięsa, tłuszczu i kalorii prowadzi do wielu problemów zdrowotnych, w szczególności otyłości i chorób serca. Zaledwie 35 lat temu 1 proc. Chińczyków miało cukrzycę lub było w stanie przedcukrzycowym; obecnie w takim stanie znajduje się już połowa chińskiej populacji, a ponad 11 proc. obywateli jest cukrzykami. W błyskawicznym tempie przybywa również osób otyłych. Kilka lat temu nadwagę miało 7 proc. Chińczyków. Według tamtejszego Ministerstwa Zdrowia odsetek takich osób urósł już do 25 proc. Nic nie wskazuje na to, aby chińska dieta miała ulec jakościowej poprawie, zwłaszcza w dobie wyrastających na chińskiej ziemi jak grzyby po deszczu McDonaldów i innych fast foodów.

Fatalne skutki zdrowotne niosą ze sobą również herbicydy i pestycydy używane do uprawy soi, która jest głównym składnikiem świńskiej paszy. W krajach Ameryki Południowej, które na największą skalę eksportują soję do Chin, dzięki środkom ochrony roślin rolnicy są w stanie zebrać plony dwa lub trzy razy w roku. Te środki mają niestety związek z wadami u noworodków i wzrostem zachorowań na raka; szczególnie groźna jest substancja glyphosate, której WHO nadało status ?prawdopodobnie kancerogenna dla ludzi?. Glyphosate jest głównym składnikiem herbycydów używanych do uprawy soi.


To tylko jedna strona medalu, którym jest uprawa soi. Druga jest jeszcze ciemniejsza i dotyczy zmian w środowisku, które muszą zachodzić, aby wykarmić chińską (i przeznaczoną na chiński rynek) trzodę chlewną. 1 kg mięsa wymaga 6 kg paszy, którą są przede wszystkim przetworzona soja i kukurydza.

Już w 2010 roku chiński import soi stanowił ponad połowę całego światowego rynku sojowego. Przewiduje się, że do 2024 roku będzie to już 70 proc. Dlatego aby zbierać miliony ton soi i tuczyć nią chińskie świnie, poświęca się kolejne gatunki roślin i drzew, jednocześnie pozbawiając schronienia dzikie zwierzęta. Chiny nie przystąpiły do międzynarodowej umowy o niekupowaniu soi ze świeżo wylesionych terenów.

Ocenia się, że w Brazylii ponad 25 mln ha gruntów, na których kiedyś rósł amazoński las deszczowy, jest obecnie wykorzystywanych pod uprawę soi. Podobna sytuacja ma miejsce w Argentynie, gdzie wycięto niezliczone hektary lasów, aby zwolnić miejsce pod uprawę soi; od 1990 roku tereny uprawy tej rośliny wzrosły w tym kraju czterokrotnie. I tu również można spotkać kolejne ofiary chińskiego zamiłowania do wieprzowiny ? tym razem pod postacią lokalnych społeczności, które mając nieszczęście żyć obok upraw soi, zmagają się z problemami zdrowotnymi i skażeniem wody na skutek oprysków pestycydami.

Wielka liczba zwierząt bezpośrednio wiąże się też z problemem pozbycia się nieczystości, które są nieodłącznym elementem hodowli żywego inwentarza. Przeciętna świnia wydala dziennie około 5 kg odchodów, na dodatek skażonych masowo podawanymi zwierzętom hodowlanym antybiotykami. Na składowanie nieczystości chińskie władze zarezerwowały duże obszary ziemi, niestety są one nieprawidłowo zarządzane, a przez to nie spełniają swojej roli. Ministerstwo Rolnictwa podaje, że miliardy ton odchodów stanowią jedno z największych źródeł zanieczyszczenia wody i gruntów w kraju. Obornik przyczynia się również do emisji metanu i tlenku diazotu gazu cieplarnianego 300-krotnie silniejszego od dwutlenku węgla. Emisja gazów cieplarnianych przez chińskie rolnictwo wzrosła w latach 1994–2005 o 34 proc. Zatem chińskie świnie przyczyniają się do globalnego ocieplenia również bezpośrednio, a nie tylko poprzez wypieranie naturalnych ?chłodziarek? Ziemi, jakimi są lasy deszczowe. Brak pomysłu na skuteczne gospodarowanie odpadami doprowadza do szokujących sytuacji, jak ta z 2013 roku, kiedy do dopływów rzeki Huangpu, z której czerpie się wodę pitną dla Szanghaju, wyrzucono 16 tys. padłych świń.

Brazylia także boryka się z problemem gospodarowania odchodami świń. Jest czwartym największym producentem wieprzowiny na świecie. Właściwie wszystkie kraje, które eksportują mięso do Chin, muszą się borykać w konsekwencji środowiskowymi.


Jeden mięsożerca zagarnia dla siebie środki wystarczające dla wyżywienia od pięciu do dziesięciu ludzi. “Jeść codziennie mięso, znaczy mówić: mam gdzieś pozostałych dziewięciu?” – pisze Martin Caparrós w swojej najnowszej książce “Głód”. Nadchodzi czas zweryfikowania stwierdzenia, jakoby świnia była symbolem chińskiego postępu i dobrobytu. Nadzieją jest nowy trend wśród wykształconych obywateli Państwa Środka, którzy zaczynają interesować się własnym zdrowiem, ochroną środowiska i dobrostanem zwierząt. Kolejnym krokiem w dobrą stronę byłby powrót do tradycyjnej chińskiej kuchni – zbilansowanej i bogatej w warzywa. Jest to dziedzictwo, którego przyszłe pokolenia nie powinny zamieniać na przysmaki z fast foodów.

Artykuł z “Vege” nr. 5/2015, do kupienia tutaj: link